Paulina: Jesteś tuż przed wydaniem debiutanckiego albumu, ale w branży muzycznej działasz od dłuższego czasu. Słuchaczkom i słuchaczom dałaś się poznać współpracując między innymi z Dobrawą Czocher, z Joanną Longić tworzysz duet Tęskno, komponujesz dla teatru. Organizujesz też wydarzenia muzyczne – choćby tutaj właśnie kameralne koncerty z cyklu Muzyka w Pracowni.

Hania: Jazdów jest miejscem, gdzie poznałam wspaniałych ludzi i czuję się tutaj dobrze. Ten domek, w którym się spotkałyśmy i w którym odbywają się wspomniane koncerty, należy do Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie, że architekci są osobami łaknącymi sztuki w różnym wydaniu. Organizowanie koncertów tutaj, które mi zaproponowali, traktuję jako sposób na spędzanie wolnego czasu. Niektórzy jeżdżą na nartach, inni oglądają seriale, a ja lubię robić ze znajomymi tego typu kreatywne rzeczy. Na podobnej zasadzie powstały Tchnienia, czyli festiwal, który również współtworzę. Odbywa się w czasie wakacji w Bieszczadach i jest okazją do spotkania ze sztuką, naturą i drugim człowiekiem. Nie ma internetu, telefony nie działają, przez cztery dni odcinamy się od rozpraszaczy i zanurzamy w artystycznych doznaniach. Czysta przyjemność.

 

Paulina: Działasz zgodnie z planem czy raczej płyniesz z prądem, jesteś otwarta na to, co przyniesie los, jakich ludzi postawi na twojej muzycznej drodze? A postawił choćby Bergura Þorissona, producenta, który współpracował z Björk. To właśnie w jego islandzkim studiu powstała duża część materiału składającego się na „Esję”.

Hania: Na studiach w Berlinie, dosłownie pierwszego dnia, poznałam Islandkę – Alfheidur. Strasznie się ucieszyłam, bo od dawna byłam zafascynowana Islandią, również ze względu na powstającą tam muzykę. Bardzo szybko zostałam „wciągnięta” przez nową przyjaciółkę do islandzkiego kręgu. Okazuje się, że Islandczycy żyją stadnie nie tylko u siebie – tak samo zachowują się za granicą, tworzą tam swoje małe społeczności. W krótkim czasie poznałam więcej osób z Islandii. Wśród nich był Bergur. Pewnego dnia napisał do mnie z pytaniem, czy nadal zamierzam wydać swój solowy materiał. A jeśli tak, to on chciałby zrobić go ze mną.

 

Paulina: Zgodziłaś się.

Hania: Pomyślałam, że mogę nagrać album w Reykjaviku, czemu nie. (śmiech) To było dla mnie spełnienie marzeń, ale i kwestia ciekawości. Islandię odwiedzałam już wcześniej, ale dotąd tam nie nagrywałam. Okazuje się, że islandzcy muzycy lubią nie tylko żyć, ale i pracować razem. W portowej dzielnicy Reykjaviku – Grandi –znajduje się około 20 studiów muzycznych, swoje studio ma tam między innymi Ólafur Arnalds. Każdego dnia, na przykład przy okazji korzystania ze wspólnej studyjnej kuchni, można spotkać wielu twórców, którzy chętnie wymieniają się między sobą spostrzeżeniami, wskazówkami, pożyczają sprzęt i mikrofony, nagrywają wspólnie utwory. Pewnie można wyczuć też ducha ciekawości podszytej pewną dozą rywalizacji, ale myślę, że to tylko działa motywacyjnie i zachęca do stworzenia czegoś jeszcze bardziej wyjątkowego. Atmosfera w studiu jest bardzo inspirująca i z pewnością społeczność artystów, którą mogłam tam zaobserwować, była dla mnie czymś nowym i odmiennym od tego, z czym miałam dotąd do czynienia.

 4 Hania rani

Paulina: Swój debiutancki album nazwałaś tak jak nazywa się góra dominująca nad stolicą Islandii. Czy miejsce, w którym tworzysz, ma dla ciebie kluczowe znaczenie?

Hania: Tytuł „Esja” jest mimo wszystko dość metaforyczny. Tytułowa góra zafascynowała mnie, ponieważ jej obraz zmienia się wraz ze zmieniającą się jak w kalejdoskopie pogodą. Pokazuje, że jedno miejsce może mieć wiele odcieni – każdy może je odebrać inaczej w zależność od tego, w jakich warunkach i momencie do niego trafi. W moim przypadku nigdy nie jest jednak tak, że mam jakąś bardzo konkretną inspirację. Muzyka, która jest we mnie, jest sumą moich doświadczeń, nadaje kierunek moim działaniom. Także w przypadku utworów z tekstem – których ostatnio również sporo tworzę – jest tak, że to dźwięki nadają kierunek, właściwy sens słowom, a czasami podsuwają temat i dalszy rozwój akcji.

 

Paulina: A czy muzyka według ciebie ma płeć?

Hania: Jako artystka staram się nie definiować poprzez płeć. To jest w ogóle fascynujące, że dzięki twórczości przynajmniej w pewnym stopniu można się od tej swojej biologicznej strony oderwać, na przykład na scenie, podczas występu. Choć często słyszę, że w mojej muzyce słychać wrażliwość, kobiecość, to nie stanowi dla mnie problemu. Osobiście staram się nie słuchać cudzej muzyki przez pryzmat płci. Ale wiadomo też, że ciężko uciec od stereotypów i oceniania. Więc kiedy na przykład słucham skomplikowanych produkcji i wydaje mi się, że stoi za nimi mężczyzna, a okazuje się, że jednak kobieta, to jestem zawsze pozytywnie zaskoczona. Cieszy mnie, kiedy inni artyści i inne artystki wyłamują się ze schematów, stereotypów.

 

Paulina: Wydajesz w brytyjskiej wytwórni, lada moment ruszasz w europejską trasę. Czujesz się obywatelką świata czy może masz swoje miejsce-bazę, najważniejsze dla ciebie?

Hania: Moja baza jest tam, gdzie mam moje pianino. (śmiech) Nie czuję wielkiego przywiązania do jednego konkretnego miejsca, jest wiele miejsc które są mi bliskie, chociażby wcześniej wspomniane Bieszczady czy Berlin. Poza tym zawsze chciałam, aby moja muzyka brzmiała nie tylko w Polsce. Zajmując się muzyką klasyczną, ma się w zasadzie otwarty świat, ta muzyka jest uniwersalna. A ja z kolei nie wyobrażam sobie nie funkcjonować w świecie. Dość szybko tego doświadczyłam, obracałam się i obracam wśród ludzi różnego pochodzenia, z różnymi poglądami, doświadczeniami – to jest dla mnie bardzo rozwijające, inspirujące i ważne. Dlatego też zależało mi, aby moja pierwsza płyta była wydana przez zagraniczną wytwórnię, dając jej szansę wybrzmieć nie tylko w Polsce, ale też w wielu innych miejscach. Wszędzie też pewnie odbierana będzie inaczej.

 3 Hania rani

Fot. materiały prasowe