Gdy myślę o pierwszych kobietach noszących spodnie, zawsze przypomina mi się historia mojej babci. Kiedy w latach 50., jeszcze na studiach, pojechała w góry na badania geologiczne, wzbudziła niemałą sensację. Bo jak tak można – młoda dziewczyna maszeruje bezwstydnie po lasach, łąkach i ulicach tatrzańskich miejscowości nie w spódnicy, a właśnie w spodniach? Za niekonwencjonalny strój dostawało jej się też, gdy wracała do domu – do małej miejscowości koło Tarnowa. Sąsiedzi byli zaalarmowani, co też w tej Warszawie się z nią stało, co z niej wyrosło. W najlepszym razie spotykała się z żartami i docinkami, ale raz doszło do tego, że ktoś zaczął rzucać w jej stronę kamieniami. Może wydawać się to absurdalne, bo przecież w latach 50. kobiety w Polsce miały już od ponad trzech dekad prawo głosu, coraz częściej pracowały, studiowały i brały życie we własne ręce. Wydawałoby się, że spodnie nie powinny nikogo już wtedy szokować. A jednak szokowały.

A co dopiero musiało dziać się, gdy spodnie zakładały kobiety żyjące jeszcze w XIX- czy na początku XX wieku. Amelia Bloomer, aktywistka i redaktorka pierwszej amerykańskiej gazety dla kobiet, „The Lily”, postulowała zmiany w ubiorze kobiet, tak, by stał się komfortowy, użyteczny i nie szkodził zdrowiu. Naprawdę trudno zdobywać szczyty – czy to dosłownie, czy w przenośni – w uciskającym nieustannie gorsecie. W spodniach znacznie łatwiej. Z męskiego stylu znana była też George Sand, a na polskim gruncie Maria Rodziewiczówna. Po spodnie sięgała też Maria Skłodowska-Curie. I choć po I wojnie światowej, wraz z postępującą aktywnością kobiet, spodnie zaczęły coraz częściej trafiać do szaf kobiet, wciąż budziło to emocje. Styl Marleny Dietrich fascynował w dużej mierze właśnie dlatego, że był uznawany za skandaliczny.

Ważną datą jest tu z pewnością rok 1934 – wtedy pojawiły się pierwsze w historii jeansy stworzone z myślą o kobietach, czyli Lady Levi's. Ruch ze strony marki dość odważny, bo noszenie spodni przez dziewczyny wciąż nie było wtedy w Stanach Zjednoczonych ani popularne, ani powszechnie akceptowane. Jednak w latach 30. i 40. sporo się w tej kwestii zmieniło. Po pierwsze: w czasie II wojny światowej kobiety znów (jak i przy poprzedniej wojnie) wypełniły pozycje mężczyzn na rynku pracy, stały się niezbędne, a pracując – choćby w fabrykach – musiały móc pozwolić sobie na wygodne stroje. Po drugie: przykład szedł z góry. Coraz więcej ówczesnych gwiazd nosiło spodnie z pełną swobodą i nonszalancją. Tutaj na myśl jako pierwsza przychodzi Katherine Hepburn, która uwielbiała męski styl do tego stopnia, że podobno w sukience prywatnie pokazała się zaledwie raz – przy okazji swojego ślubu.

W latach 50. jeansy awansowały na symbol młodości i rebelii. Ten kontekst znaczeniowy pozostanie już z nimi właściwie na zawsze. Pokochały je gwiazdy, bitnicy, nastolatkowie. Tym ostatnim część szkół zabraniała przychodzić na lekcje w jeansach. Jak można się łatwo domyślić, takie zakazy tylko wzmocniły chęć dziewczyn i chłopaków do pojawiania się w denimowych spodniach. W spodniach Levi’s pokazał się też młody James Dean w „Buntowniku bez powodu” i Marlon Brando w „Dzikim”. Ale kultowe jeansy nosiły też dziewczyny – między innymi Marylin Monroe w „Na krawędzi”. To jeden z pierwszych filmów, w których można było w ogóle zobaczyć kobietę w jeansach, a więc odzieży, która lata wcześniej została stworzona z myślą o mężczyznach, co więcej: pracownikach fizycznych, kowbojach itp. To doskonale obrazuje, jak konstrukty sztywno definiowanej męskości i kobiecości zaczynały chwiać się w posadach.

1 girls room levis

Fot. Jan Słabek

Popularność i znaczenie jeansów jednak zwiększyły się jeszcze bardziej w latach 60. i 70. W erze gwałtownych przemian, walki o prawa obywatelskie i rewolucji seksualnej. „Ludzie chcieli czegoś, co wywodziło się z klasy pracującej, co miało historię i było prawdziwe” – opowiadała w wywiadzie dla polki.pl Tracey Panek – historyczka marki Levi’s. Jeansy nie kojarzyły się też ze sztywnym podziałem płciowym, mogli nosić je zarówno chłopcy, jak i dziewczyny. Szybko awansowały więc na ulubioną część garderoby protestujących studentów, dzieci kwiatów, gwiazd rocka. A tym oczywiście kobiet. I to prawdziwych buntowniczek. Nosiła je Janis Joplin, Gloria Steinem, Patti Smith… I tak wymieniać można by długo. Jedno jest pewne: gdy era dzieci kwiatów dobiegała końca, spodnie stały się już w pełni akceptowalnym strojem dla kobiet, a jeansy zaczęły tak mocno kojarzyć się z amerykańskim snem o wolności, że po naszej stronie żelaznej kurtyny mało kto nie marzył o posiadaniu swojej pary.

I tak powoli dochodzimy do czasów współczesnych. Dziś ubranie spodni to już oczywiście żaden akt odwagi. Choć niektórych noszenie spodni przez kobiety w XXI wieku wciąż może oburzać. Kilka lat temu „Wysokie Obcasy” przytaczały tekst z „Frondy”, którego autorka ubolewała, że kobiety dają się podkusić diabłu i rezygnują z sukienek na rzecz spodni. Portal Natemat.pl przytaczał natomiast opinię słuchacza Radia Maryja, który perorował na antenie, że „kobiety w spodniach zatracają godność”. Jak widać spodnie wciąż mogą więc siać oburzenie, ale nie oszukujmy się – są to przypadki bardzo odosobnione. Przynajmniej w naszym kręgu kulturowym, bo warto w tym miejscu przypomnieć, że przecież w wielu miejscach na świecie kobiety wciąż nie mogą ubrać dowolnego stroju. I oczywiście, co idzie z tym w parze: nie mogą robić i wielu innych rzeczy – prowadzić samochodu, pójść do szkoły czy pracy. Gdy uświadomimy więc sobie, że dziś noszenie spodni to po prostu nasza codzienność, warto przypomnieć sobie, że to codzienność, którą wywalczyły dla nas nasze babcie i prababcie oraz wszystkie te kobiety, z którymi żadne więzy krwi nas nie łączą, ale więzy symboliczne, mentalne – już jak najbardziej. To one zapracowały na prawa, którymi dziś się cieszymy, czy też przyjmujemy je z automatu.

Wracając do kwestii stroju – nie dajmy się łatwo zwieść. To, że pewne rzeczy (np. noszenie spodni przez kobiety) są już powszechnie akceptowane, nie oznacza, że wygląd łamiący płciową przynależność czy podkopujący sztywny kanon piękna, nie budzi dziś gorących dyskusji i emocji. Z jaką reakcją spotka się chłopak, który ma ochotę na makijaż? Czy z pewnością nikt nie spojrzy krzywo na dziewczynę, która przemierza ulice z głową ogoloną na łyso? A co z nieogolonymi pachami i krostkami, które część z nas „bezwstydnie” odkrywa, a nie chowa pod grubymi warstwami makijażu? No właśnie. Przemysł modowy, urodowy, jak i media przez całe lata lansowały wiele opresyjnych kanonów i standardów umacniających płciowe podziały. Dlatego tak bardzo cieszy, że dziś coraz więcej marek prezentuje zupełnie inną wizję, pokazując, że jednak da się inaczej, lepiej, mądrzej. I tutaj odznaczają się zarówno duże, jak i małe marki. Rick Owens, Gucci w rękach Alessandra Michele czy Comme des Garçons łamią płciowe schematy. Dziewczyny o najróżniejszych typach urody i sylwetkach pokazują już zarówno tacy giganci, jak Dove, jak i ciekawe niszowe marki, np. Moons and Junes. A przy tym kampanie stają się coraz ciekawsze, społecznie zaangażowane. Ładne zdjęcia to już od dawna za mało. Liczy się idea. I tu działania dużych marek wydają mi się szczególnie ważne, bo w końcu właśnie ich przekazy docierają do naprawdę szerokiego grona odbiorców, a kolosalne budżety mogą przyczynić się gdzieś w dobrej sprawie.

I tu dochodzimy do Levi’s i ich kampanii „I Shape My Word”, która wystartowała w marcu. Cel? Celebrowanie bohaterek przeszłości, kobiet, które dziś walczą o lepszy świat i inspirowanie tych, które może pewnego dnia na liderki wyrosną. W kampanii wzięło udział 40 osób z całego świata, które łączy z pewnością co najmniej jedno – głębokie społeczne zaangażowanie i chęć zmiany otaczającej rzeczywistości na lepsze. Historie jakich kobiet mamy szanse poznać? Między innymi Anny Riviny – prawniczki z Rosji, która założyła portal Nasiliu.net, który stanowi sieć wsparcia dla kobiet doświadczających przemocy domowej czy Şahiki Ercümen – Turczynki, która postanowiła realizować swoją pasję, nurkowanie, mimo astmy. Levi’s wyróżnił też Delaney Tarr – młodą Amerykankę zaangażowaną w największe w historii Stanów Zjednoczonych organizowane przez uczniów protesty przeciwko prawu do posiadaniu broni. W indyjskiej odsłonie kampanii wystąpiła natomiast Swara Bhaskar – aktorka, która walczy z dyskryminacją kobiet w Bollywood. W meksykańskiej zaś Maria Osado – orędowniczka ruchu body positive, która założyła pierwszą w kraju agencję modelek, w której liczy się różnorodność. Zresztą odpowiadanie na potrzeby różnych kobiet i odchodzenie od sztucznie wykreowanego ideału piękna to również priorytet dla Levi’s. W ostatnich latach marka poczyniła olbrzymie postępy w tym zakresie, zaczynając tworzyć modele spodni dopasowane do bardzo różnych sylwetek.

2 girls room levis

3 girls room levis

Fot. Jan Słabek

To wszystko sprawia, że postanowiłyśmy napisać o najnowszych inicjatywach marki i wystąpić na zdjęciach w spodniach z najświeższej kolekcji – Levi’s Ribcage. Spodnie posiadają najwyższy stan w historii marki i wyraźnie nawiązują do stylistyki vintage oraz ważnych dla Levi’s momentów. Z jednej strony do wspomnianych lat 30., gdy jeansy dla kobiet pojawiły się po raz pierwszy, a jako jedną z inspiracji projektanci wymieniają właśnie znaną z męskiego stylu Katherine Hepburn. Z drugiej strony Levi’s Ribcage to hołd dla kultowego modelu 501, z trzeciej – nawiązanie do stylistyki lat 90. Tym samym najlepsze tradycje i współczesne wzornictwo idą tu w parze. Zdecydowanie fajna propozycja dla współczesnych buntowniczek. A jeszcze fajniej, że idzie za nią cenne przesłanie.