Rok 1945, Leningrad. Miasto powoli budzi się z koszmaru. Dwie przyjaciółki – Masha i Iya – również starają się jak tylko mogą wrócić do życia i przypomnieć sobie dziewczyny, którymi były kiedyś. Tylko czy od traumy da się raz na zawsze uciec? Czy nie usadawia się przypadkiem jak rak w komórkach ciała – niewidoczna i śmiercionośna – za nic nie chcąc ich opuścić? A jeśli istnieje na nią lekarstwo, to co może nim być? O tym wszystkim opowiada „Wysoka dziewczyna” – bez sentymentalizmu i blichtru, operując oszczędnymi środkami wyrazu, mierząc się ze skrajnymi emocjami i postawami. Film Kantemira Bałagowa zdobył już dwie nagrody w Cannes i ma szansę na kolejne wyróżnienia, bo będzie reprezentować Rosję na najbliższych Oscarach. Obraz 11 października trafi również na ekrany polskich kin (a wcześniej odbędzie się sporo pokazów przedpremierowych połączonych ze spotkaniami ze szczególnymi gośćmi i gościniami). Z filmową Mashą i Iyą, czyli Vasilisą Perelyginą i Viktorią Miroshnichenko udało nam się odbyć krótką rozmowę podczas Nowych Horyzontów.

 

Czy w ramach przygotowań do filmu odkrywałyście historie kobiet, które rzeczywiście doświadczyły konfliktów zbrojnych?

Vasilisa Perelygina: Wszystko zaczęło się od zbioru opowiadań Swietłany Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, który dał nam do przeczytania Kantemir Bałagow. Ten zbiór traktuje właśnie o traumach, o kobiecej stronie konfliktów zbrojnych, o tym, jaką rolę kobiety w trakcie wojny odgrywają, z czym zostają po niej. Odkrywałyśmy też inne historie – np. opowiadania Andrieja Płatonowa, takie jak „Fro”.

 

Czy w trakcie odkrywania tych historii dowiedziałyście się czegoś o sytuacji kobiet w czasie wojny i po niej, co szczególnie na was wpłynęło, a z czego wcześniej może nie zdawałyście sobie sprawy?

Viktoria Miroshnichenko: Dowiedziałyśmy się wielu nowych, ważnych dla nas rzeczy. Szukałyśmy historii w literaturze, ale też np. spotkałyśmy się z kobietą, która przeżyła blokadę Leningradu. W czasie tego spotkania opowiedziała nam i o samej blokadzie, i o tym, co działo się później.

Vasilisa Perelygina: To była dla nas swego rodzaju lekcja. Ta ponad 90-letnia kobieta w trakcie wojny straciła wszystkich bliskich – rodzinę, przyjaciół, rówieśników… A nauczyła się żyć dalej, biła od niej szczególna siła.

Viktoria Miroshnichenko: Zadziwiająca była pewna lekkość, którą dało się odczuć w opowieści tej kobiety, mimo tragedii, o których mówiła. Ten rodzaj lekkości odnajdywałyśmy też w literaturze. Bił z niej pewnego rodzaju uśmiech, co pokazało nam, że ludzie są niesamowicie silni, że mimo wszystkich przeciwności chcą iść dalej, kontynuować swoje życie, chronić je w sobie, dalej pielęgnować najdrobniejsze jego szczegóły.

 1

A co było dla was największym wyzwaniem przy konstruowaniu waszych postaci i jak radziłyście sobie z ekstremalnymi emocjami, które były ich udziałem?

Vasilisa Perelygina: Tutaj musimy opowiedzieć o nowej metodzie pracy, z jaką przyszło nam się zetknąć. Kantimir postanowił ruszyć drogą prowadzącą nie przez rozumowe postrzeganie, a przez serce. Wedle tych zasad gry należało zapomnieć o tym, czego do tej pory się nauczyłyśmy, o wszystkim, co wyniosłyśmy ze szkoły aktorskiej, a podążać za swoim wnętrzem, uczuciami, intuicją, pewną wewnętrzną zmysłowością. Nie było żadnej utartej ścieżki, gotowca. Bardzo inspirowały nas również rozmowy z Kantimirem, który opowiadał, jak widzi kobiecość w swoim filmie, co go u bohaterek porusza. Stąd wyszły te dwie postaci – Iyi, która jest właściwie antykobieca w stereotypowym rozumieniu, i Maszy, która swoją kobiecość tłumi. Dla mnie osobiście najtrudniejszym wyzwaniem było znalezienie w mojej postaci pewnej kruchości, która kryła się nieraz za brawurą. Dostrzeżenie łatwości, z jaką mogła zostać zraniona, dotarcie do takiej przedwojennej kobiecości. Jednocześnie ważne było dla mnie wyrzeczenie się jakiegokolwiek moralnego oceniania zachowań mojej bohaterki.

Viktoria Miroshnichenko: Kantimir często mówił nam, że jego zdaniem kobiety to bohaterki naszych czasów. W jego twórczości znajdujemy właśnie historie czynów kobiet, które mają w sobie jakąś szczególną siłę. Choć w otoczeniu mężczyzn, działających zgodnie z tym, co uznaje się powszechnie za racjonalne, te działania bohaterek mogą wydawać się niezrozumiałe, paradoksalne, pozbawione logiki. Dla mnie też największym wyzwaniem było chyba właśnie dostrzeżenie logiki w działaniach mojej postaci, z początku moja bohaterka była dla mnie jak zagadka kryminalna (śmiech). Dopiero z czasem zaczęłam rozumieć, dlaczego podejmuje kolejne kroki.

 

Na koniec chciałam nawiązać jeszcze do strony wizualnej filmu, która jest bardzo dopracowana. W szarości powojennego Leningradu zdecydowanie wybija się kolor zielony – znajdujący się np. w formie przedmiotów lub ubrań w otoczeniu bohaterek. Zwyczajowo zieleń utożsamiana jest z nadzieją. Czym mogłybyście opowiedzieć trochę więcej o symbolice tej barwy w filmie?

Vasilisa Perelygina: Rzeczywiście w filmie barwy odgrywały dużą rolę, choć pewnie znacznie więcej mógłby opowiedzieć o tym Kantemir czy nasz operator. Na początku można zauważyć, że Iya ubiera się na zielono, a Masza na pomarańczowo. Ten pomarańczowy miał symbolizować taką rdzę życia.

Viktoria Miroshnichenko: Zaś zieleń na początku filmu można związać z Iyą, która wydaje się otwarta i trochę naiwna, wciąż ma nadzieję, że Masha wróci i wszystko jakoś się ułoży. Jednak później, w trakcie filmu, możemy obserwować jak kolor stopniowo przechodzi z jednej bohaterki na drugą. To Masha nabiera wiary w cud, wierzy, że będzie mieć dziecko, mimo tego, że wie, iż jest to niemożliwe.

Vasilisa Perelygina: Im bardziej zieleń przechodzi na Maszę, która stara się wierzyć w lepszą przyszłość, tym bardziej na Iyę przechodzi pomarańcz i dziewczyna zaczyna kłamać, złościć się, manipulować, pozbywa się swojej dziecięcej wiary. W finale też pojawia się zieleń, rodzaj nadziei, ale nie będę zdradzać, z którą z dziewczyn ten kolor będzie związany czy też będzie dotyczyć obydwu.

2

3

4

Fot. materiały prasowe