Zacznijmy od początku – skąd się znacie, jak to się stało, że postanowiłyście działać wspólnie i jak narodziła się OH LALA?

Marta: OH LALA narodziła się wraz z myślą, że potrzebuję jakiegoś rodzaju cielesnego wyzwolenia. Rozstałam się z chłopakiem i chciałam poczuć się dobrze w swoim ciele. Wszystko zaczęło się od tańca na rurze. Pole dance kojarzył mi się z zerwaniem ze społecznymi konwenansami, wzmocnieniem poprzez ruch, byciem zmysłową, ale dla samej siebie, na własnych zasadach. Dogadałyśmy się nawet razem z moją przyjaciółką z tancerką klubu go go, że będzie nam dawać lekcje w klubowej przestrzeni za dnia, ale ostatecznie właściciel się nie zgodził. I wtedy przypomniałam sobie o Kasi, która jest tancerką, a z którą znałam się z czasów licealnych.

Kasia: Przyznam, że na początku się wahałam. Bo w środowisku tancerzy taniec na rurze był wtedy postrzegany bardzo negatywnie. Ale kiedy zrobiłam research i natrafiłam na filmiki tancerek-akrobatek z Australii, uznałam, że też chcę się tego nauczyć. Uprawnienia do prowadzenia zajęć zdobyłam w Londynie. A Marta i jej przyjaciółki były moimi pierwszymi kursantkami.

Marta: Byłyśmy wesołą gromadką. Ale na początku było trudno, pamiętam, że patrzyłam na tę wysoką rurę i miałam wrażenie, że nie dam rady się na nią wspiąć. Że nigdy w życiu tam nie wlezę. To wymaga siły, pokonania własnych barier. Okazało się jednak, że ciało szybko się wzmacniało i uelastyczniało, kiedy serwowało mu się regularny ruch. Wspięłam się na szczyt rury już po kilku miesiącach. I w efekcie tych zajęć powstała OH LALA.

 

Z jakimi opiniami spotykałyście się po założeniu OH LALA? Czy szkoła tańca na rurze wywoływała kontrowersje?

Marta: Nigdy nie zetknęłam się z wyrażaną wprost dezaprobatą. Jestem badaczką, psycholożką i może dzięki sposobowi, w jaki opowiadałam o tym tańcu, udało mi się go odczarować.

Kasia: Ważne jest to, że do OH LALI od początku trafiały kobiety z różnych środowisk i nie było miejsca na wzajemne ocenianie się. Pamiętam, że na jednym z kursów, na tej samej rurze, zaśmiewając się, ćwiczyły pani prokurator i dziewczyna, która tańczyła w klubie go go. Miały okazję poznać się w takiej neutralnej, przyjaznej przestrzeni.

Marta: Z uwagi na atmosferę, jaka u nas panowała, LALA dość szybko przyciągać zaczęła fajne, otwarte kobiety. A my, wraz z rozwojem naszego studia - napotykać na charakterystyczne dla młodych przedsiębiorczyń problemy.

 2 ohlala

A na jakie przeszkody trafiałyście?

Kasia: Głównie lokalowe. Nasza historia naznaczona jest kilkoma miejscami, w których tworzyłyśmy OH LALĘ.

Marta: Przestrzeń zmieniałyśmy z różnych powodów. Czasami z przyczyn od nas niezależnych, czasami z uwagi na podjęte przez nas decyzje, które po czasie okazywały się nietrafione. Trudnym doświadczeniem okazał się czas spędzony na Mazowieckiej. Możemy śmiało powiedzieć, że była to jedna z tych lekcji, które sprawiają, że zaczynasz weryfikować swoje postawy i podejście do świata. Ale wyniknęło z niej wiele dobrego. Wsparcie dla siebie znalazłam między innymi w różnych technikach medytacyjnych. Nauczyłam się pracować z emocjami, a cała sytuacja okazała się okazją do rozwoju wewnętrznego. I w ten sposób od tańca na rurze przeszłyśmy do medytacji. Zajęcia z obydwu tych technik są dziś w OH LALA obecne. W ogóle nasza oferta jest bardzo różnorodna.

 

Czym się kierowałyście, włączając do programu kolejne zajęcia?

Kasia: Myślę, że sercem, potrzebami, zarówno naszymi, jak i kobiet, które do nas przychodzą. Czasem po prostu intuicją. Otwieramy się na to, co ciekawe i niesztampowe. Mamy zajęcia z aerial jogi oraz jogi twarzy. Mamy też fitbalet, który bazuje przede wszystkim na nauce postawy, trzymania swojego ciała prosto. To mix delikatności, muzykoterapii, a zarazem mocnego treningu. Ale wiemy, że są kobiety, które szukają szybszego, intensywniejszego ruchu, dlatego mamy też np. dancehall/twerk. W poszukiwaniach nie ustajemy. Planujemy włączyć do oferty zajęcia skoncentrowane wokół ćwiczeń mięśni dna miednicy. Bo wiele kobiet z naszego otoczenia ma problem z wysiłkowym nietrzymaniem moczu.

Marta: Jest też joga kundalini czy wspomniana medytacja. Która, jak kiedyś taniec na rurze, domaga się odczarowania. Bo mamy wrażenie, że w Polsce wciąż jest odbierana z lekkim sceptycyzmem czy niepokojem, mimo że z tych technik relaksacyjnych korzysta się od tysięcy lat. Mamy Gyrokinensis, wspaniałe dla ludzi prowadzących siedzący tryb życia. Przy tworzeniu oferty ważni są ludzie. OH LALĘ współtworzymy z osobami, którym ufamy, z którymi „jest nam po drodze”. Obecny lokal znalazłyśmy na przykład dzięki naszej byłej kursantce. Uwielbiamy to miejsce, ma punkowy charakter, duszę i super energię, a w dodatku mieści się w samym sercu Warszawy, tuż obok PKiN, stacji metra Centrum i dworca Śródmieście.

 

Mnie wasz obecny lokal bardzo się podoba. Zbyt sterylne, idealne miejsca, w których prowadzone są zajęcia sportowe, przeważnie mnie odstraszają.

Kasia: Dziś wiemy, że to klimat miejsca jest najważniejszy. Mój mąż nadal płacze ze śmiechu, gdy przypomni sobie, że kiedyś wybierałyśmy do łazienki w jednym z lokali najdroższe kafelki, jakie widział. Teraz wiemy, że liczy się to, czym wybrane przez siebie miejsce wypełnimy. I czy jego charakter będzie stanowił dla dziewczyn zaproszenie do wspólnego dbania o ciało. Lubimy mural Łapińskiej, który zdobi salę do akrobatyki powietrznej i kolaże stworzone wspólnie z Augustynką na ścianach Sali rurowej.

Bardzo krzywdzące dla kobiet jest wmawianie im, że muszą spełniać jakieś określone warunki, by być godne akceptacji, miłości czy podziwu. Patriarchat mocno odciska się na naszej kobiecej relacji z własnym ciałem. 

Mówimy sporo o dziewczynach, chciałam więc dopytać, czy przychodzą do was też mężczyźni?

Marta: Nie zamykamy się na mężczyzn, bardzo ich lubimy i cieszymy się, gdy przychodzą na zajęcia. Mój mąż chodzi z kolegami na indywidualne treningi, mąż Kasi chodzi z nią na jogę, pewien chłopak przychodzi na zajęcia na rurze, mamy też mężczyzn na medytacji… Natomiast jasno komunikujemy, że same jesteśmy kobietami i dobieramy zajęcia przede wszystkim z myślą o kobietach.

 

Opowiedzcie proszę trochę o idei OH LALA. Ja odbieram wasze podejście jako mocno holistyczne. Gdy opowiadacie o konkretnych zajęciach, często zwracacie uwagę na to, jak działają one na kursantki emocjonalnie.

Kasia: Rzeczywiście, aspekt emocjonalny jest dla nas bardzo ważny. Kilka lat temu zapanowała wielka moda na fitness, z naciskiem na efekt, idealne pośladki, nogi itd. A my postanowiłyśmy pójść w trochę inną stronę. Którą dobrze obrazuje jedno z naszych haseł w mediach społecznościowych: „Sylwetka nie na lato, a na lata”. Zachodnia cywilizacja marzy o szybkim osiąganiu efektów. A my mówimy, że kluczem jest znalezienie sportu, którego uprawianie będzie nam sprawiało przyjemność. I zajęć, którą dadzą szansę regularnie spotkać się z innymi dziewczynami, pośmiać, odprężyć, wyładować.

Marta: Wciąż szukamy idealnego sposobu opowiadania o naszych zajęciach. Bo mówienie o ruchu w sposób ciałopozytywny nie jest takie łatwe. Uważam, że bardzo krzywdzące dla kobiet jest wmawianie im, że muszą spełniać jakieś określone warunki, by być godne akceptacji, miłości czy podziwu. Patriarchat mocno odciska się na naszej kobiecej relacji z własnym ciałem. Często jesteśmy od niego zupełnie odłączone. I zamiast budować z nim więź, zajmujemy się ocenianiem siebie i innych, czy zastanawianiem się, jaką pozę przybrać, by uznano nas za atrakcyjną, zamiast szukaniem wygody i komfortu. Myślę, że to bardzo zubaża nasze życie. W OH LALA na własne oczy widzimy, jak dużo daje dziewczynom regularny ruch. Wierzę, że przyszłością jest ruch dający po prostu szczęście (a nie katorżniczy, wymęczający), połączony z pracą z oddechem i inteligentnym rozciągnięciem ciała.

Kasia: Zgadzam się z ciałopozytywnością w tym kontekście, że nie powinniśmy czuć nacisku, by osiągnąć ciało idealne, bardzo smukłe, wpisujące się w jakiś sztywny wzorzec. Czasem jednak w części ciałopozytywnych przekazów brakuje mi przesłania, że sam ruch jest niezwykle ważny, że pozwala ciału lepiej się poczuć, wpływa na wiele jego funkcji. Warto to podkreślać. Zwłaszcza że jedna trzecia polskich 8-latków ma nadwagę lub jest otyła. W Europie w tej grupie wiekowej jesteśmy niechlubnym liderem. Mamy więc w LALI zajęcia dla dzieciaków, jest i rura, i akrobatyka powietrzna, więc mamy poczucie, że dokładamy kamyczek do zdrowia młodych warszawianek i warszawiaków.

Marta: Zachęcamy też do przemyślenia własnych priorytetów. Dla mnie bardziej niż ogólnie przyjęta atrakcyjność liczy się sprawność, dobra kondycja i siła, które przydają się na co dzień. Myślę, że wiele osób sądzi, że bycie dumnym ze swojego ciała jest jednoznaczne z tym, że inni oceniają je pozytywnie. A my podkreślamy na każdym kroku: możesz być dumna ze swojego ciała, nie wpisując się w sztywne standardy piękna.

1 ohlala 

Samo pozwolenie sobie na ekspresję w formie ruchu odblokowuje też emocjonalnie. Jeśli tkwimy codziennie w ograniczonej ilości pozycji, ruchy są mocne zawężone, wpływa to mocno na nasze samopoczucie.

Marta: Lekarze mówią o tym, że samo posiadanie smartfona ma ogromny wpływ na nasze ręce, na kręgosłup szyjny. Pozornie drobna zmiana – kupujesz smarfona  powoduje olbrzymie konsekwencje dla zdrowia. Ale na pocieszenie mogę powiedzieć, że analogicznie drobna zmiana w postaci wprowadzenia do kalendarza regularnego ruchu, choćby 2 razy w tygodniu, również powoduje olbrzymie, tym razem korzystne zmiany w organizmie.

Kasia: Można zacząć choćby od codziennego spaceru. Już to robi naszemu ciału różnicę.

Marta: Najważniejsze to znaleźć taką aktywność, która będzie nam sprawiać przyjemność. Różnimy się, więc to naturalne, że i nasze preferencje co do ruchu są różnorodne. Nie warto podążać za modą czy opinią, że dany sport jest prestiżowy. Trzeba znaleźć coś, co będzie zgodne z nami. Jako osoba, która przez lata nie przepadała za sportem, mogę powiedzieć, że bez regularnego ruchu życie jest dużo smutniejsze.

Fot. Eliza Krakówka