„Lukier”, Malwina Pająk, Wydawnictwo Znak

Jeśli z ekscytacją zanurzałyście się w klimat Warszawy ze „Ślepnąc od świateł”, jest spora szansa, że spodoba się wam i „Lukier” Malwiny Pająk. U Pająk stolica też jest przesiąknięta narkotykami, zmarnowanymi szansami, toksycznymi relacjami i naznaczona konsumpcyjną pogonią, to jednak główna różnica polega na tym, że tym razem oglądamy Warszawę oczami kobiet. A w szczególności dwóch bohaterek – 25-letniej Julki, która uciekła tu przed traumą wyniesioną z rodzinnego domu, i 36-letniej Anki, której życie tylko pozornie wygląda jak pasmo sukcesów. Julka rzuciła studia i pracuje w modnym barze, żyje od imprezy do imprezy i marzy o zupełnie świeżym starcie gdzieś daleko stąd. Dlatego gdy ktoś proponuje jej, by sprzedała sporą ilość kokainy, dziewczyna decyduje się zaryzykować, by zebrać pieniądze na ucieczkę z dusznego, przytłaczającego ją miasta. Anka święci triumfy w korporacyjnym świecie, ma wszystkiego pod dostatkiem, problem tylko w tym, że właściwie od lat nie robiła tego, na co naprawdę miała ochotę (o ile w ogóle zadawała sobie pytanie, czego chce), a związek, w którym tkwi kompletnie się wypalił. Jest jeszcze Lola – transseksualna przyjaciółka Julki, z którą od czasu do czasu ląduje w łóżku. I choć to postać na drugim planie, to Pająk też poświęca jej sporo uwagi. „Lukier” opowiada o bolesnym tarciu między rzeczywistością a naszymi wyobrażeniami, nagromadzonych pokładach frustracji, która musi kiedyś eksplodować, samotności. Eksploruje różne odcienie kobiecej seksualności, sączy ironię, portretując wypełnioną stereotypami polską mentalność. Język, którym posługuje się Pająk jest potoczny, żywy, nieugłaskany, momentami pełen wulgaryzmów i korporacyjnego żargonu. „Lukier” może nie powala na kolana, ale to udany debiut – przemycający niewygodne tematy i zdecydowanie wciągający.

1 zdroj kalicka lukier malwina pajak 

„Zdrój”, Barbara Klicka, Wydawnictwo W.A.B.

Debiutancka powieść, ale nie takiej literackiej nowicjuszki, bo uznanej, nagradzanej poetki, laureatki Nagrody Literackiej Gdynia i Silesiusa. Zresztą ta mikropowieść, bo zaledwie 130-stronicowa, wciągająca, do pochłonięcia za jednym podejściem lub dawkowania sobie z przyjemnością, pełna jest minimalistycznych metafor, ale daleka od uproszczeń, rozgrywaja się na półpiętrach, pomiędzy. Rzecz dzieje się w sanatorium i to już niesie ze sobą duży ładunek znaczeniowy, nasuwają się powieści z uzdrowiskami na bliskim tle, oczywiście Mann, ale i Blecher przychodzą na myśl chociażby. Jesteśmy jednak w Polsce, w Ciechocinku, co z kolei kojarzyć się może z poszukiwaniem choćby chwilowej bliskości przez przyjeżdżających tu kuracjuszy. U Klickiej jest podobnie. Głód miłości się pojawia. Ale ważne są też relacje z ciałem, ciałem, które choruje, jak i relacje z ludźmi, którzy momentami stają się jak u Kafki członkami opresyjnej instytucji, i to zarówno pracownicy służby zdrowia, jak też kuracjuszki i kuracjusze. Pracownicy sanatorium mają nieść pomoc, ale wyczuwa się w nich wrogość, uprzedmiotowiają innych, sprowadzają do ciała, do zepsutego sprzętu, który trzeba naprawić, aby wszystko było dobrze, zapominając przy tym o sferze emocji, duszy. W tym wszystkim jest główna bohaterka Kama, która przyjechała z Warszawy i to już nie za dobrze, o czym inne kuracjuszki szybko ją informują. To właśnie oczami Kamy obserwujemy rzeczywistość uzdrowiska. Kamy, która próbuje się odnaleźć w tej nie tak zupełnie nowej dla siebie sytuacji, bo już jako dziewczynka odwiedzała takie miejsca, ale w świecie dorosłych rządzą nieco inne reguły. Kama stara się znaleźć jakiś klucz do personelu oraz kuracjuszek i kuracjuszy, okazuje się jednak, że powinna popracować też nad relacją z sobą samą, nad pomostem między ciałem a głową. Choć bez wątpienia ma bogate życie wewnętrzne, to nie jest to równoznaczne z tym, że zna i lubi siebie. Sanatoryjna rzeczywistość, sztuczne gesty, bezduszny personel jaskrawie dają do zrozumienia Kamie, że nie ma ucieczki od siebie, że czas się zmierzyć z niedomagającym ciałem i traumami z przeszłości. Choć wszystko to brzmi cierpko czy gorzko, to lektura „Zdroju” niesie ze sobą wiele przyjemności, bo jest doskonale napisana, wszystko toczy się wartko i skrzy ironią. Polecamy! 

Wywiad z autorką zdroju, który przeprowadziła Matylda Szempruch, przeczytacie TUTAJ. 

2 zdroj kalicka lukier malwina pajak 

Fot. materiały prasowe