To, jak zniuansowany i różnorodny przebieg może mieć depresja, najlepiej pokazują indywidualne historie. Każda z nich jest bardzo ważnym głosem pomagającym umieścić dyskusję o depresji w sferze publicznej, uwrażliwiającym i mogącym pomóc każdemu i każdej z nas w rozpoznaniu depresji u siebie, a następnie w radzeniu sobie z nią. W związku z tym z olbrzymią wdzięcznością przytaczamy słowa osób, które zdecydowały się podzielić swoimi doświadczeniami. Tak opowiada o nich Gosia: Moja droga do prawidłowego zdiagnozowania i dobrania terapii była skomplikowana i długa, bo w wieku szkolnym nie trafiłam do odpowiedniego specjalisty. Poza tym wmówiłam sobie, że „poradzę sobie sama” i ignorowałam wszelkie symptomy

Studentka dodaje, że maskowanie sprawiło tylko, że miała coraz więcej objawów psychosomatycznych, głównie doskwierały jej bóle brzucha, wymioty: Wyniki badań gastrologicznych nic nie wykazywały, na szczęście trafiłam na lekarkę, która miała interdyscyplinarne podejście do pacjenta i po którymś wywiadzie skierowała mnie do psychiatry. Przed pierwszą wizytą dostałam ataku paniki i chciałam uciec, teraz te spotkania przynoszą mi ulgę i dodają otuchy.

Dziewczyna opowiada też, że w jej przypadku rozpoznanie zaburzeń depresyjno-lękowych trwało (aż) około siedmiu lat: Proces oswajania się z nimi trwa nadal i cały czas tworzę odpowiednie dla siebie warunki. Wiem, że moje zdrowie jest ważniejsze od ambicji i jestem zbyt daleko na ścieżce terapeutycznej, by wywierać na sobie presję.

2 depresja

O tym, że minęło wiele lat, zanim usłyszała diagnozę, opowiada też Julia. W jej przypadku na problemy z rozpoznaniem bardzo mocno wpłynęły stereotypy, zgodnie z którymi osoba z depresją wycofuje się z wszystkich aktywności: Moim zdaniem najgorszy i najbardziej krzywdzący mit to ta zapłakana kobieta (bo przecież mężczyźni nie mogą mieć depresji) w łóżku z tłustymi włosami i rozmazaną mascarą (bo przecież kobieta nawet w depresji pamięta, żeby się umalować). Depresja nie puka do twoich drzwi jednego dnia z paczką chusteczek, lodami, pakietem smutnych filmów i ogromem czarnych myśli. Przychodzi i stopniowo, kawałek po kawałku odbiera ci radość, a jak ona się skończy, to pożera kolejne emocje.

Julia zaznacza, że pomimo depresji, która w jej przypadku była nieleczona kilka lat, jej życie było pasmem sukcesów. To jeszcze bardziej utrudniało rozpoznanie, że zmaga się właśnie z depresją: Wygrywałam konkursy, miałam świetne stopnie w szkole, grupę znajomych, realizowałam pasje i działałam społecznie. Tylko tak od czasu do czasu wspominałam, że chcę umrzeć, że nie czuję żadnego sensu w życiu, że nic nie sprawia mi radości. Wtedy moi bliscy mówili, że po prostu robię za dużo, że jestem zmęczona i jak się wyśpię, to mi przejdzie. Nie przeszło. Wiele osób nawet po profesjonalnej diagnozie nie mogło uwierzyć, że jestem chora. Część z tych osób próbowała mnie również zniechęcić do brania leków, bo przecież „tabletki zrobią z ciebie zombie i potrzebują ich tylko chorzy psychicznie”. A hasło „choroba psychiczna” jest tak stygmatyzowane, że aktualnie w Polsce gorzej chyba być tylko LGBT. A ja do tego jestem LGBT, więc mieszanka wybuchowa!

Dziewczyna zaznacza też, że mówi tu tylko o swoich doświadczeniach, bo depresja u różnych osób może różnić się intensywnością i objawami. Wynika to nie tylko z osobowości jednostki, ale też ze stawianych jej oczekiwań społecznych, wychowania, doświadczeń, aktualnej sytuacji życiowej i wsparcia bliskich. O tym, jak na trudności w rozpoznawaniu depresji mogą wpłynąć wzorce serwowane mężczyznom, opowiada Antoni: Przez lata świetnie sobie radziłem. Wysokie stanowisko, świetna pensja, sukcesy. Chciałem sprawdzić się w roli, która wydawała mi się jedyną właściwą dla mężczyzny – osoby decyzyjnej, silnej, odpornej na stres. Dlatego, gdy pojawiły się pierwsze problemy, nie chciałem w żadnym razie dać komukolwiek poznać, że coś jest nie tak. Starałem jak najlepiej się maskować, bo było mi wstyd, nie chciałem, by to, na co pracowałem latami, miało przepaść, by ludzie zaczęli mnie widzieć jako osobę słabą, niezdolną do działania. Pomocy zacząłem szukać dopiero po kilku latach, tyle zajęło mi przyznanie się przed samym sobą, że czasem mam prawo nie dawać rady.

3 depresja

Tak o doświadczeniu depresji w dojrzałym wieku opowiada Marta: To był dziwny smutek, wlewający się powoli i niepostrzeżenie – jak sufit, który od dłuższego czasu zaczyna przeciekać, ale zwracamy na to uwagę za późno, dopiero, gdy zacznie coś z niego już maksymalnie kapać. To było dziwne, bo zawsze czułam się osobą spełnioną – może nie miałam jakiejś wymarzonej pracy, ale taką, którą lubiłam. Może w moim związku nie było już tej samej namiętności co na początku, ale wciąż był to dobry związek, pełen miłości. Może nie widywałam już dzieci tak często, jak kiedyś, bo dorosły i ułożyły sobie życie, ale wiedziałam, że sobie radzą, że nie muszę się o nie martwić. A jednak coś wydawało się nie tak, coraz bardziej nie tak. Starzenie zaczynało mnie przerażać, obserwowałam kolejne zmarszczki i brał mnie lęk, jakby zegar tykał mi w głowie i odliczał czas, ile życia jeszcze mi zostało. Czułam się coraz bardziej przeźroczysta, nieważna, niezauważalna. Odechciało mi się malować, jakoś fajniej ubierać, gotować, czytać. Z czasem odpadały kolejne czynności, które kiedyś lubiłam i były dla mnie ważne. Aż w końcu w ogóle nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Zanim poszłam do psychologa, minęło kilka miesięcy. Wydawało mi się, że tak się nie robi, że trochę może nawet nie wypada, że do psychologa czy psychiatry chodzą tylko osoby poważnie chore, a ja za nic nie chciałam przyznać, że mnie też coś takiego może dotyczyć.

Jeszcze inną historią dzieli się Kuba, który przyznaje, że zawsze chciał być najlepszy w tym, co robi, a odkąd odszedł jego ojciec, tym bardziej chciał udowodnić wszystkim, ale i samemu sobie, że dobrze się sprawdzi w dorosłym życiu: I długo rzeczywiście dostawałem same najlepsze oceny, przyzwyczaiłem się, że tak jest, że na tym zasadza się moja wartość. Nałożyłem na siebie tak dużą presję, że każda, nawet odrobinę gorsza ocena na studiach była jak cios. Przez to stało się tak, że w końcu stres towarzyszący egzaminom był tak duży, że nie byłem w stanie się skupić, napisać tego, co wiedziałem. Z czasem nie mogłem się już nawet uczyć, stresowałem się już wtedy, gdy miałem się zabrać za jakieś czytanie, powtarzanie. Czułem, że nie dam rady, że i tak tego nie zapamiętam, że jestem beznadziejny. Szedłem spać albo wychodziłem na imprezę, byle o tym nie myśleć. Ale zaczynało być tylko coraz gorzej, dochodziły kolejne depresyjne i nerwicowe objawy.

Już przytoczone historie – choć jest ich tylko kilka – pokazują, jak wiele twarzy może mieć depresja. Wszystkie ujawniają też, jak bardzo bywa podstępna, jak trudno nam ją zauważyć, uznać, przyznać przed sobą i innymi, że potrzebujemy pomocy. 

1 depresja

Aleksandra Nowak, „Depresja? Ty pytasz - my odpowiadamy. Objawy - opinie - historie”, How2

Fot. materiały prasowe