Bawicie się naszymi życiami i wracacie nieustannie do tematu aborcji, choć powiedziałyśmy wam „nie” na protestach po raz pierwszy, drugi i dziesiąty. Bierzecie się za konwencję stambulską, choć nie znam dziewczyny, która nie miałaby w swoim otoczeniu choć jednej sytuacji, gdy obok niej wydarzała się przemoc domowa. 2 lata temu bałam się wyjść z mieszkania, bo mój sąsiad, mimo wzywania policji po x razy po tym jak słychać było przewracane meble i wrzaski dzieci „puść mamę”, przesiadywał na schodach, dobijał się do drzwi swojej żony, wyzywając ją od kurew i oczywiście wiedział, że to ja interweniowałam. Bierzecie się za psucie prawa, zamiast zabrać się za to, że skoro da się wyegzekwować mandat, to powinno się dać wyegzekwować i alimenty.

Nie mam zamiaru po raz kolejny słuchać od osób pracujących z dziećmi z niepełnosprawnością, że w 90% opiekują się nimi samotne matki, które są zmuszone rezygnować z całego swojego życia – z planów zawodowych, marzeń, związków – i zostają bez wsparcia państwa i prędzej czy później przeważnie bez wsparcia ojców.

Nie mam zamiaru po raz kolejny przeżywać tego potwornego stresu i lęku, gdy mnie czy którejś mojej przyjaciółce spóźnia się okres i nawet gdy jesteśmy w dłuższych relacjach, większość tego niemożliwego wręcz do opisania stresu spada na nas, bo wiemy, że żyjemy w państwie, w którym zabiera się nam możliwość przerwania ciąży nawet w najtragiczniejszych przypadkach, a nie daje się ani sensownej opieki zdrowotnej (sam fakt, jak traktowane są kobiety na porodówkach to temat na kilkusetstronicową rozprawę), ani systemowego wsparcia.

Nie mam zamiaru słuchać po raz kolejny od koleżanek, że pojawiają się w szpitalu z poronieniem, a ktoś wydziera się na nie, jakie tabletki wzięły i czemu zabiły swoje dziecko.

Nie mam zamiaru słuchać o upokorzeniach, jakich doznają kobiety zgłaszające gwałt.

Nie mam zamiaru po raz kolejny zastanawiać się, co mam ubrać, gdy jest 30 stopni, by nie słuchać zaczepek i trąbienia na ulicy, na które, jeśli odpowiem, to zostaję nazwana „jebaną szmatą” lub podobnymi epitetami. Zaliczyłam pierwszą taką sytuację, mając 11 lat i później zaliczałam ich nieskończoną ilość i nie będę z utęsknieniem wyczekiwać aż stuknie mi 60-ka i wtedy przynajmniej moje ciało zmieni się na tyle, że stanę się dla takich ulicznych byczków niewidzialna.

Nie mam zamiaru tolerować, że w szkołach nie ma edukacji seksualnej, a później dzieją się takie sytuacje, że gdy jako nastolatka wyjdziesz na koncert czy imprezę, to rzadko kiedy, ktoś nie przekroczy twoich granic. Nie jestem w stanie policzyć, ile razy ktoś nieznajomy włożył mi język do ust bez pozwolenia, czy podszedł do mnie od tyłu, żeby złapać mnie za tyłek czy próbować włożyć rękę w majtki. I nie znam dziewczyny, której nigdy się to nie przytrafiło.

Nie mam zamiaru tolerować, że w instytucjach, które powinny dawać przykład kultury, toleruje się seksizm. Czemu władze UW przez lata nie zwolniły faceta, który prowadząc wykłady, gdy odpowiedziałam na jakieś jego pytanie, potrafił wydzierać się na chłopaków siedzących obok, czy nie jest im wstyd, że są głupsi niż dziewczyna. A to jest kropla w morzu tego typu sytuacji na uczelniach – sytuacji, które widziałam, o których słyszałam, o których przez lata szepta się po kątach. I kolejnych takich przykładów mogłabym wypisywać tyle, że nie jest to temat na post, a na kilkutomową książkę.

I wszystkie te sytuacje będą mieć miejsce dalej, o ile nie zmieni się multum aspektów systemu, w którym przyszło nam żyć.

O ile nie będzie wreszcie sensownej edukacji, o ile nie przetoczy się społeczna debata, o ile politycy będą zajmować się szerzeniem nienawiści względem różnorodnych mniejszości, a nie tym, co robić powinni. O ile kler będzie mówił na kazaniach o ideologii LGBT, czy jak Gądecki w 2014 roku wypowiadał się, że nie należy uczyć chłopców sprzątania po sobie, bo powinni czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki, albo jak ksiądz, który chodził kilka lat temu po kolędzie serwował mi hasła, że Unią Europejską steruje olbrzymi komputer, w którym zamknięty jest szatan. To nie my wprowadzamy politykę do kościołów, ona zawsze tam była. 

To nie my nie bierzemy odpowiedzialności za swoje słowa i działania. Wszystko ma swoje granice i nasze zostały już zbyt wiele razy przekroczone, żebyśmy mogły odpuścić. Miłe, empatyczne, wyrozumiałe i politycznie poprawne już byłyśmy.

Nie jesteśmy rozemocjonowanymi histeryczkami, nie jest nam przykro – my jesteśmy wkurwione na waszą obłudę.

Oczywiście jest wiele powodów, dla których warto ***** *** i podczas przetaczających się obecnie protestów artykułowane są kolejne postulaty. I dobrze. Bo sprawa jest złożona. Ale nie zapominajmy, że ta walka rozpoczęła się od praw kobiet i kiedy ją wygramy, prawa kobiet muszą wreszcie zostać potraktowane jako priorytet, a nie kolejny raz zamiatane pod dywan.

Zofia Nałkowska krzyczała ponad 100 lat temu, że chcemy całego życia. Zgadza się. Chcemy wszystkiego. I nie zatrzymamy się, póki tego nie dostaniemy.

killbill

Grafiki Jarek Kubicki