Na większości szkolnych lekcji historii nie usłyszymy zbyt wiele o procesach czarownic. A jeśli już ten temat się pojawi, zostanie przedstawiony raczej jako zamknięty rozdział, dziwaczne dzieło fanatyków nierezonujące ze współczesnością, które łatwo zbagatelizować, tłumacząc się „ciemnymi wiekami”. A jednak to, co przeżywa Emi, nauczycielka w prestiżowym liceum w Bukareszcie, łudząco przypomina agresję wymierzoną w kobiety setki lat temu. Bohaterka „Niefortunnego numerka (…)” również ląduje na symbolicznej ławie oskarżonych. A to wszystko za sprawą niepozornej wydawałoby się seks-taśmy, którą nagrała wraz z mężem. Za obopólną zgodą, dla własnej przyjemności i do własnego użytku. Kiedy jednak krótkie nagranie ląduje przypadkowo w Internecie, Emi będzie musiała zmierzyć się z wściekłością rodziców swoich uczniów i uczennic, którzy z perwersyjną przyjemnością zamienią się w samozwańczy trybunał.

Radu Jude („Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy”, „Zabliźnione serca”, „Aferim!”) ma szczególny talent do obnażania absurdów swojego kraju i odwagę, by się tego zadania podjąć. Spogląda w przeszłość, wyciągając na światło dzienne zdarzenia, o których duża część osób w Rumunii wolałaby zapomnieć, ale przy tym nie traci sprzed oczu współczesności, doskonale mapuje związki między wieloma wydarzeniami i społecznymi procesami. Nie inaczej jest w „Niefortunnym numerku (…)”, w którym ostrze krytyki o olbrzymim potencjale politycznym jest wyjątkowo celne. Działa aż tak dobrze, bo w obrazie Jude miesza się gniew, ironia, wnikliwa obserwacja i … zaskakująco dużo poczucia humoru.

2 Niefortunny numerek

Świetnie sprawdza się też kolażowa forma, czerpiąca z tradycji filmowego eseju. Obraz jest podzielony na 3 części – w dwóch obserwujemy Emi, w jednej zaś Jude częstuje nas zestawem filmowych impresji odsłaniających kolejne warstwy rumuńskiej mentalności i doskonale osadzających całą historię w różnorodnych kontekstach. Za ich sprawą dowiemy się choćby, że najczęściej wyszukiwanym w Internecie hasłem w kraju reżysera jest „robienie loda”, z kolei policja radzi kobietom doznającym przemocy, by nie budziły funkcjonariuszy w środku nocy tylko poczekały z telefonem do rana. Tego typu „anegdot” – nieraz porażających brutalnością, a innym razem wywołujących rozbawienie – jest całkiem sporo.

Jedno z haseł promocyjnych brzmi: „Ten film to obraza ojczyzny. Dobrze, że nie naszej!”. Podszyty sarkazmem tekst sprawdza się świetnie, bo oczywiście jest zupełnie odwrotnie – z pozoru Radu Jude opowiada po prostu o rodzimej Rumunii, w rzeczywistości jednocześnie rzuca nam prowokacyjne wyzwanie i zmusza, by rozejrzeć się również po swoim podwórku. Wychodzi od zjawiska paniki moralnej – pokazując, jak mocno zasila ją ignorancja, czerpanie satysfakcji z poczucia wyższości nad innymi i rozsmakowanie w przemocy w rozmaitych formach – by zadać pytanie o to, czym tak naprawdę jest niemoralność. Czy oburzenie powinna budzić kobieta, która decyduje się nagrać tytułowe „szalone porno” z własnym mężem i we własnych czterech ścianach? Czy raczej społeczeństwo, które dało się uwieść nacjonalizmowi i nie wstydzi się romansować z nienawiścią umacniającą głębokie podziały? Jude przekonuje, że deklaracje o apolityczności to tylko wymówka, by przymknąć oczy na to, co dzieje się za rogiem, bo polityka i ideologia są częściami codzienności, wdzierają się na ulice, do sklepów, szkół, a także – sypialni.

3 Niefortunny numerek

„Niefortunny numerek lub szalone porno” zobaczycie w wybranych kinach w Polsce już od 24 września. Z przyjemnością objęłyśmy film matronatem. Zapraszamy również na współorganizowaną przez nas dyskusję, która odbędzie się po jednym z warszawskich pokazów, 27 września w kinie Elektronik.

4 Niefortunny numerek

Fot. materiały prasowe