Twoje pisanie ma wyraźny wymiar aktywistyczny – ma służyć poszerzaniu wyobraźni, rozmywaniu binarności, rozsadzaniu granic. Na odwrocie książki piszesz „Zacznijmy od seksu i patrzymy, co się stanie”. Pójdźmy więc za tym hasłem i rzeczywiście zacznijmy od seksu. Czemu to właśnie seksualność jest tym tematem, od którego warto twoim zdaniem rozpoczynać rozmowę, gdy zależy nam na rozmontowaniu stereotypowych schematów myślowych, zmianie politycznej i światopoglądowej?
Agnieszka Szpila: Widzę co najmniej dwa główne powody. Po pierwsze: umęczona jestem moją ojczyzną, czyli Polską. Trudno sobie wyobrazić bardziej nie seksi, dziadoceńskie i molestoceńskie państwo, toteż utworzyłam sobie nową ojczyznę. Cipkolandię i to jej oddaję cześć. Wiem, że może to wzbudzać kontrowersje, ale na najgłębszym, fundamentalnym poziomie jestem przekonana, że nie mogę walczyć o klasycznie definiowaną „ojczyznę”, póki moje ciało cały czas jest polem walki, bo w obszarze seksualności wydarzają się nieustanne grabieże, pozbawianie praw, nie tylko kobiet, ale i wszystkich osób niehereonormatywnych.
Wielu polityków przez lata to przeoczało, zakładając, że seksualność jest sprawą marginalną. Tymczasem to wokół niej ogniskują się dziś kluczowe konflikty kształtujące scenę polityczną.
Agnieszka Szpila: Tak. A po drugie: jednocześnie seksualność była dla mnie zawsze nie tylko polem walki, ale również polem realizacji wolności. Czuję, że to właśnie w obszarze seksualności mogę dokonać największej transgresji i zmian tożsamości. Wystarczy zaobserwować, co dzieje się dziś z queerem, jak wielki drzemie w nim potencjał. Binarność staje się niesatysfakcjonująca dla coraz większej części społeczeństwa, przestarzała. Dlatego zarówno w „Heksach”, jak i „Octopussy” poszukiwałam nowych modeli seksualności.
O ile jednak „Heksy” wychodziły z doświadczenia ludzkiego, a uściślając, kobiecego, choć w perspektywie ekofeministycznej, w siostrzeństwie z roślinami, kłączami, grzybnią, o tyle „Octopussy” wyrasta już wyraźnie ze zmęczenia antropocentryczną perspektywą. Ta wolność w seksualności może więc polegać również na tym, że mogę zrzucić skórę człowieczą, która jest już dla mnie niewystarczająca. „Heksy” brały się ognia i ziemi, a „Octopussy” jest już sprzężona z żywiołem wody. I choć na lądzie trudno pomyśleć o czymś ciekawszym od queeru, życie podwodne zabiera nas jeszcze dalej. Wiele się zmienia, gdy kierunkujemy myśli w stronę fluidów i wilgoci zamiast form stałych. A moje myśli wędrują ostatnio w szczególności w stronę squirtu, kobiecego wytrysku, który jest niesamowitą emanacją żywiołu wody. Squirt ma dla mnie fundamentalne znaczenie, stał się moją obsesją (śmiech)! Nie tyle seksualną, co polityczną. Uświadomienie sobie, że możemy nie tylko przyjmować w siebie trysk samca, ale również same być istotami tryskającymi może rewolucjonizować nasze myślenie. Do tej pory rozważane były moje wody płodowe, moja ślina, moje soki czy mleko z piersi. A teraz, w samym centrum rozważań, mogę postawić squrit. Wydzielana w jego ramach substancja to tak zwany „nektar bogini” (amrita) – gdy przebada się ją pod kątem chemicznym okazuje się, że ma niesamowite właściwości odżywcze i lecznice. Własnymi cipkami jesteśmy w stanie wyprodukować substancję tak odżywczą, że dzięki niej mógłby przetrwać inny organizm. Jest to nieprawdopodobne. Ujawnia to moc kreacyjną, ale już niezwiązaną z rodzeniem, ale z rozkoszą. Sama niedawno przeżyłam squirt po raz pierwszy i teraz świadomość, że jestem istotą tryskającą stała się fundamentalnym kawałkiem mojej tożsamości. Zawsze widziałam się jako żywioł ognia, ale teraz coraz bliżej mi do wody.
Mnie też żywioł wody jest najbliższy – zarówno na jawie, jak i w snach, gdzie pojawia się wyjątkowo często w symbolicznej formie. Dlatego bardzo ucieszyło mnie to przesunięcie w stronę wody w zbiorze „Octopussy”, wyraźnie sprężone z hydrofemizmem. Najmocniej widać to oczywiście w tytułowym opowiadaniu – mamy tam piękny fragment o akcie seksualnym przeżywanym z lodowcem, o łączących się w Bałtyku wodach płodowych, śluzie czy ślinie. Odwołujesz się tu do tekstu Astridy Neimanis o stawaniu się ciałem wodnym. „Woda nie tylko nas łączy, rodzi i karmi, podtrzymuje przy życiu – woda mąci również te same kategorie, które ugruntowują dziedziny społecznego, politycznego, filozoficznego i środowiskowego myślenia, a także teorie i praktyki feministyczne” – zaznacza Neimanis.Co twoim zdaniem daje nam to podłączenie się pod wodę? Jak zmienia percepcję, gdy uświadomimy sobie, że jesteśmy istotami składającymi się głównie z płynów, a więc i nasza tożsamość czy seksualność może być o wiele bardziej płynna niż zwykło się zakładać?
Agnieszka Szpila: Jeszcze zanim zaczęłam pisać „Octopussy” miałam oczywiście świadomość, że ludzkie ciało składa się w około 70% z wody, zauważałam płyny w sobie i w otoczeniu – myślałam o tym, co dzieje się z ciałem w trakcie miesiączki, o śluzie wypływającym wraz z podnieceniem, o mleku wydostającym się z piersi, ale też o tym, jak księżyc wpływa na oceany czy jakie skutki polityczne może mieć kryzys wodny. A jednak te treści zaczęły bardzo mocno we mnie pracować dopiero w momencie, gdy na mojej drodze zaczęły pojawiać się kolejne osoby, które reprezentowały żywioł wody. Pierwsza była Ewelina Jarosz, @underwater activist, której zadedykowałam tytułowe opowiadanie. Poznałam Jarosz ponad rok temu i to ona rozbudziła moją fascynację wodą. Potem pojawił się mój przyjaciel Antek, o którym jest z kolei pierwsze opowiadanie „Istota” (On jest IS, ja jestem TOTĄ). Antek jest emanacją wody w stu procentowym wydaniu. Jest mu dobrze z tą płynnością, choć nawet słowo „queer” wydaje się w opisie Antka już w pewnym stopniu ograniczające. Kategoryzacja jest wbrew wodzie. Wody nie da się zamknąć w szufladce, przyporządkować.
Woda rozpuszcza binarność.
Agnieszka Szpila: W ostatnim czasie coraz częściej mam okazję mieć kontakt z osobami z pokolenia Z i mam wrażenie, że te osoby są właśnie nie ogniem, a wodą. Upłynniają dawne myślenie, często w ogóle nie przykładają wagi do sztywnych sposobów definiowania się. Myślenie, że coś jest „męskie” lub „kobiece” jest im często obce, zupełnie abstrakcyjne. Rodzaj komunikacji z ludźmi, którzy mają płynną tożsamość też jest zupełnie inny – polega na odpływach i przypływach. Ja też bardzo upłynniłam się w tych doświadczeniach. I zauważyłam, że również o seksualności można myśleć w zupełnie inny sposób. Dla ognia kluczowy jest orgazm, wielki wybuch, sam akt seksualny. Dla wody ważniejsze jest wszystko to, co opływa i otula ten akt. To wytwarza zupełnie inny rodzaj bliskości. Kiedyś myślałam też, że aktywizm jest oparty przede wszystkim na ogniu – to on zasilał rewolucje. Ale aktywizm też zmienia się, gdy wpuścimy do niego więcej wody. Myślę, że to, co robi dziś niesamowicie silna, choć dopiero co powstała, ekologiczna organizacja założona przez pokolenie końca świata – INICJATYWA WSCHÓD – czerpie mocniej z myślenia w kategoriach wody.
Myślę, że w aktywizmie jest ten pierwiastek ognia, ale ogień niesie wraz ze sobą również specyficzne niebezpieczeństwa. Groźbę wypalenia i destrukcji. Dynamit może rozsadzić rzeczywistość, którą znamy, ale na zgliszczach często będą odradzać się te same mechanizmy przemocy, choć dotychczasowa hierarchia może zostać odwrócona. Woda działa inaczej. Draży skałę, powoli, z pozoru niezauważalnie, ale też nieubłaganie. Stopniowo rozmywa brzegi i podziały. Wzburzona może jednak zadziałać równie potężnie i impulsywnie jak ogień.
Agnieszka Szpila: Aż przeszły mnie ciarki, gdy to powiedziałaś! Myślę, że w trakcie protestów w ostatnich latach wyzwoliłyśmy bardzo dużo ognia.Jednak pokolenie końca świata o wiele częściej drąży skałę, inaczej układa swoje działania. Podam tu jeden przykład. Niedawno zostałam zaproszona do współpracy przez INICJATYWĘ WSCHÓD, żeby wraz z nimi stworzyć nową opowieść o Polsce. Zaangażowane osoby miały opowiedzieć mi, jak sobie wyobrażają kraj, a ja miałam to spisać w oparciu o to, co myślą i czują. Gdy poznałam lepiej te młode osoby, byłam w absolutnym szoku. Błędnie założyłam, że w tym, co opowiedzą, będzie mnóstwo ognia, radykalnych postulatów. Tymczasem to, co usłyszałam jest rewolucyjne, ale w zupełnie innym rozumieniu niż to, do którego byłam przyzwyczajona. Gdy zadawałam im kolejne pytania, okazało się, że chcą widzieć Polskę jako słodką, kruchą drożdżówkę wypiekaną przez nasze babcie według najlepszego przepisu, a nie jako skalę, której nic nie skruszy. Ta kruchość jest ważna – dzięki niej możliwa jest społeczna troska. Pokolenie końca świata, chce poczuć Polskę na świeżo, jak powietrze po deszczu (krople wody). Jest w tym myśleniu dużo czułości. Dużo zmysłowego postrzegania – powietrze pachnie jeszcze burzą, która niedawno się przetoczyła, ale również świeżo upieczonymi drożdżówkami i gorzką kawą, której babcia pozwala im się napić wbrew zaleceniom rodziców. Wszyscy czują się bezpiecznie, bo wiedzą, że babcia obserwuje ich z okna, czuwa nam nimi, ale jednocześnie: nic nie nakazuje, nie używa krzyku. Jednocześnie opowiada im mądre baśnie, nie stroni do przekazywania wiedzy. Te młode osoby mówiły mi o potrzebie ukojenia. O tym, że chcą znaleźć się w przestrzeni bezbronności i czuć się tam bezpiecznie. To nie jest opowieść zakorzeniona w ogniu. To nie jest opowieść, którą określilibyśmy jako „hot” czy „sexy”. To jest opowieść emanująca spokojem, czułością, empatią. Opowieść przy której oczy wilgotnieją od wzruszenia. Kiedyś przyznanie się do takiego wzruszenia mogłoby młode osoby zawstydzać, nie kojarzyć się z czymś „cool”. Dziś emocjonalne odsłonięcie się może być nową definicją „cool”. I jest płynne…
Jest to wejście w zupełnie inne rejestry wrażliwości – poszukiwanie wzmożonej dawki czułości i radykalnej empatii po czasie burz, starć, pożogi, przemocy. Redefinicja roli państwa, ale również – redefinicja modeli bliskości.
Agnieszka Szpila: Tak. W ogóle cały zbiór „Octopussy” wziął się z poszukiwania alternatywnych modeli bliskości niż dominujący, wciąż wyraźnie naznaczony przemocą i stereotypami. Nieustannie towarzyszyło mi odczucie nieuchronnego końca miłości romantycznej. Definiowana w ramach romantycznej narracji bliskość już mi nie odpowiada, wyraźnie mnie dusi. Każde z opowiadań umieszczonych w zbiorze „Octopussy” jest osadzone w moich doświadczeniach – mówi o spotkaniu z inną istotą, która czegoś mnie nauczyła, z którą udało się nam coś sobie wzajemnie pokazać. To nie była jednak nauka rozumiana przede wszystkim intelektualnie, ale zasadzająca się głównie na doświadczaniu, odkrywaniu innych modeli bliskości, niż znałam do tej pory.
Mówisz o nowych wzorcach miłości, o empatii, czułości, trosce, o oczach wilgotniejących od wzruszenia. A ja, gdy przeczytałam pierwsze opowiadanie z twojego zbioru – „Istota” – poczułam właśnie bardzo duże rozczulenie, aż miałam ochotę się rozpłakać. To dla mnie opowieść o niesamowitej bliskości, nie tylko cielesnej, ale również duchowej, o współbyciu w świecie, który wyzwala zarówno zachwyt, jak i niepokój. Ta historia jaszczurów wydawała mi się o wiele bardziej miłosna, niż szereg romantycznych opowieści, które otaczają nas z każdej strony. Dlatego chciałam zapytać cię, czym mogłaby być twoim zdaniem ta nowa miłość? Wolna od patriarchalnych i antropocentrycznych sposobów patrzenia oraz wyswobodzona z mitu miłości romantycznej.
Agnieszka Szpila: Myślę, że w tym momencie tę nową miłość najłatwiej mi zdefiniować w kategorii opozycji. Bardzo chciałabym móc już mówić o niej w pełnym oderwaniu od starych wzorców, ale może na to dopiero przyjdzie czas. Powiedziałabym, że miłość romantyczna zakłada, że mamy dwie istoty ludzkie (najczęściej mężczyznę i kobietę), które są uplasowane gdzieś w świecie, ale kierunkują wzrok przede wszystkim na siebie nawzajem. Ten świat obchodzi je o tyle, o ile służy im, by miały się w nim dobrze. Rola bytu jest służebna wobec tej pary – świata można używać, czy to żeby naćpać się szczęściem, czy cierpieć, ale razem. Ta nowa miłość jest dla mnie raczej dreptaniem obok siebie w tak dużej bliskości, że puls dwóch istnień się zrównuje, ale również – jest on kompatybilny z pulsem świata. Nie zamykamy się już na to, co dzieje się wokół nas. Jesteśmy tego częścią, ale jest to bardzo intensywna relacja. Jakby świat był naszym partnerem czy kochanką.
To zamknięcie w swoim mikrokosmosie w klasycznych związkach opartych na miłości romantycznej wychodzi na wierz np. w takich sformułowaniach jak „świata poza tobą nie widzę” czy „kocham cię najbardziej na świecie”.
Agnieszka Szpila: Zakłada wyłączność, konieczność wyboru jednej osoby, która będzie dla nas najważniejsza, wyjątkowa, ale także – konotuje upośledzone patrzenie. Starasz się widzieć tylko tę drugą osobę. „Patrzysz przez różowe okulary” i wymazujesz problemy wokół. Ale nawet tej osoby często nie widzisz w jej pełni, w całej złożoności, bo „miłość jest ślepa”. Zakładasz, że cierpienie i poświęcenie jest najlepszym dowodem miłości. „Jedno za drugim poszłoby w ogień”. Co to właściwe oznacza?! Jedno traci życie, a drugie głupio lezie w kierunku niebezpieczeństwa. Ale troska o świat nie jest w tym obecna. W nowym wzorcu miłości chodziłoby więc przede wszystkim o to, aby nie tracić tej korelacji ze światem, pozostawać z nim w zestrojeniu. Ta nowa miłość nie tępi zmysłów – wyostrza je. Nie gasi uważności na to, co dzieje się wokół – intensyfikuje ją. Rozumiemy, że to istnienie, które kochamy jest tylko częścią większego istnienia, emanacją pełni świata. A miłość nie musi wcale dotyczyć tylko istot ludzkich, nie musi przejawiać się tylko w relacjach romantycznych, może manifestować się w relacjach wszelkiego rodzaju. Możesz kochać konkretną osobę, ale też kochać jaszczurę, kochać swojego kota czy psa, kochać swoje przyjaciółki-larwy, kochać goryla, kochać ducha, kochać lodowiec. Ale ta miłość nie jest fragmentaryczna – jest pozbawiona prawa do wyłączności. Opiera się na inkluzji, w ramach której włączasz w swoje serce wszystko.
Bardzo to ze mną rezonuje – przypomina mi fragment ostatniego rozdziału mojej nowej książki, która ukaże się w przyszłym roku („Wyp***dalać! Historia kobiecego gniewu”). Łączę w nim miłość z aktywizmem, który wyobrażam sobie jako setki niewidzialnych połączeń rozciągających się między nami a innymi. Można myśleć o miłości w sposób redukcyjny – zakładać, że zakochujemy się w jednej osobie i to właśnie to uczucie jest przewodnie. Ale możemy też zauważyć, że ta miłość w nowym rozumieniu jest zdolna multiplikować, mnożyć się, nieustannie rozlewać dalej. Tworzy nie jedną więź, a całe sieci więzi. Opływa kolejne tematy, idee, osoby, istoty pozaludzkie, otaczającą nas materię.
Agnieszka Szpila: Miłość rozszczepia się jak woda w promieniach słonecznych. I chodzi mi tu również o miłość do siebie. Jestem przeciwniczką myślenia, że Agnieszka Szpila teraz to jest zupełnie inny człowiek, niż Agnieszka Szpila w wieku dziewiętnastu lat. Bardzo kocham wszystkie dotychczasowe wersje Agnieszki, nawet jeśli tym przeszłym Agnieszkom mam nieraz coś do zarzucenia. Co ważne: wcale nie tworzy mnie suma tych blików słońca na wodzie. Nie jestem i nie chcę być scalona. Jestem wszystkimi tymi Agnieszkami i nie jestem żadną z nich, jednocześnie. Bo właśnie teraz rodzi się we mnie nowa Agnieszka, nowa Szpila, więc wszystko, co miałam z siebie zostaje rozmontowane, upłynnia się, by powstała ta nowa, ale kiedy już powstanie, scali się z tamtymi – pozostałymi, po to, by upłynnić się znowu… Ta nowa miłość również nie musi być cały czas scalona. Użyłaś pięknego sformułowania – że miłość może się rozlewać, opływać kolejne byty. Gdybym miała jakoś ją sobie wyobrazić, to ta nowa miłość byłaby ośmiornicą z tysiącami macek. Hybrydą.
Ta hybrydyczność bardzo mi do ciebie pasuje. Pamiętam jak w ubiegłym roku pojechałam na Biennale Sztuki do Wenecji – swoją drogą pierwsze w swojej 127-letniej historii, na którym przeważały prace kobiet i osób niebinarnych – i miałam wrażenie, że wiele zebranych tam prac mogłoby być ilustracją do „Heks”. Było w nich pełno odwołań do czarownic, ale również hybrydyczności właśnie – pojawiały się np. kobiety ze zwielokrotnioną ilością kończyn, rozrastające się jak drzewa, istoty o ludzko-kociej, ludzko-rybiej czy ludzko-centaurzej naturze, bardzo często zespolone z naturą. Po lekturze „Octopussy” to wspomnienie wróciło do mnie z wzmożoną intensywnością.
Agnieszka Szpila: Sama nie byłam na tamtym Biennale, ale słyszałam od wielu osób, że prezentowane tam prace kojarzyły im się z „Heksami”, wyglądały jakby ktoś czytał książkę (!). To naprawdę niesamowite. Myślę, że wszystkie istnienia są podłączone pod to samo źródło, splecione z grzybnią, obmywane przez te same wody. I miliony istnień, które mają na to uwrażliwienie i otwartość, będą przechwytywać te informacje i współodczuwać. Nurty, które pojawiają się w sztuce, kulturze czy nauce są sprężone, bo oblewa nas ten sam prąd. Niestety wciąż wiele z nas pozostaje zamkniętych w oświeceniowym przekonaniu, że tylko człowiek ma coś do powiedzenia. Ale przecież nauka dostarcza nam obecnie coraz więcej ciekawych odkryć. Ostatnio kolega zajmujący się ciemną ekologią podesłał mi tekst naukowy o tym, jak tworzyć społeczeństwo kłączy, które będzie oparte na zupełnie innych wzorcach niż społeczeństwo patriarchalne. Ja o tych kłączach pisałam w „Heksach”, ale nie dlatego, że wymyśliłam to w oparciu o rozum – po prostu intuicyjnie przechwyciłam te komunikaty. Współczesne badania pokazują, że również zwierzęta, drzewa i inne byty się komunikują. My również możemy uczyć się nowych sposobów komunikacji, rozwijać uważność na nie. Mnie takiej alternatywnej komunikacji uczą moje nieposługujące się językiem werbalnym córki, ale ile one mówią na inne sposoby! To jest ćwiczenie innej wrażliwości, innej wyobraźni. Możemy trenować kanaliki w uszach, wyostrzać wzrok, rozwijać wszystkie receptory. Musimy dopuścić inne historie, niż te, które były do tej pory opowiadane. Dać dojść do głosu nie tylko osobom z grup wykluczanych, ale również całemu bios, które do tej pory było marginalizowane. Świetnie pokazane jest to w jednym z odcinków serialu „Awantura” („Beef”), gdzie głos zostaje oddany krukom, które mówią nam coś o bohaterce. „Awantura” otwiera nas na inną wrażliwość. I zauważ, że to nie przychodzi do nas ze starego świata, ale z Korei.
W ogóle wiele nowych prądów przychodzi do nas spoza centrum, cokolwiek by to centrum miało oznaczać, czy zdefiniujemy je np. geograficznie czy genderowo.
Agnieszka Szpila: Czuję, że mamy obowiązek otwierać się na te wszystkie głosy i wykraczać poza męskie, europocentryczne czy antropocentryczne spojrzenie. Jest to dziś fundamentalne. Dominujące spojrzenie – nieraz bardzo toksyczne – należy rozpychać, podważać i rozszerzać. I być w wysokiej uważności na swoje działania, bo przecież np. męskie spojrzenie nie jest stosowane tylko i wyłącznie przez mężczyzn, bardzo często reprodukują je też kobiety. Nie wierzę, że male gaze zniknie całkowicie. Ale wierzę, że spojrzenie może zostać poszerzone – że możemy zacząć zauważyć całą różnorodność perspektyw. Dopuszczenie myślenia o hybrydyczności może nam w tym sprzyjać. Pamiętam jak wraz z moją przyjaciółką Dominiką pracowałyśmy nad serialem dla CANAL +. Główna bohaterka serialu, Lena, nie zdaje sobie sprawy, że ma w sobie błękitną krew skrzypłoczy – najstarszej skamieliny świata. Zaczęłyśmy z Dominiką zastanawiać się, jak to wpływa na jej percepcję, na odczuwanie, na sposoby działania. To jest ćwiczenie z przepychania wyobraźni na inne tory i otwierania się na alternatywne spojrzenia. Możemy pomyśleć o hybrydzie człowieka i rośliny czy zwierzęcia, ale również maszyny – jak w świetnym „Titane” Julii Ducournau.
Warto sobie uświadomić, że hybrydyczność i tak jest już częścią naszego doświadczenia. Jesteśmy w nieustannej korelacji z technologią, nosimy aparaty ortodontyczne, aparaty słuchowe albo okulary, rekonstruujemy kolana czy obojczyki, przeszczepiamy organy, a plastik pojawia się już nawet w mleku matek.
Agnieszka Szpila: Ostatnio kosmetyczka przed wykonaniem manicure zapytała mnie, czy chciałabym tytanowe paznokcie. Nie zdecydowałam się na to, ale moja wyobraźnia od razu powędrowała w kierunku „Titane” i podpowiadała mi, że z takimi paznokciami można byłoby realizować swoją seksualność jeszcze inaczej! (śmiech) Podobnie jest z zabiegami medycyny estetycznej. Kiedyś byłam do nich nastawiona sceptycznie, ale zrozumiałam, że dziewczyny mają do nich prawo, mogą decydować, czy chcą modyfikować swoje ciało, a jednocześnie stawać się bardziej hybrydyczne i szukać nowych sposobów funkcjonowania w tym ciele, dla własnej przyjemności. W Polsce mamy jednak zaszczepioną bardzo silną chęć oceny innych kobiet. Obserwuję to za każdym razem, gdy w trakcie wywiadów dostaję pytania o wiek.
Ale co twój wiek ma tutaj do rzeczy?
Agnieszka Szpila: Widzę to jako próbę przywołania mnie do porządku. Założenia, że kobiecie po 40-ce nie wypada pisać opowiadań postporno. To mieszczańska próba dyscyplinowania, wykorzenienia ze mnie pierwiastka bachanckiej natury. Postanowiłam z tym walczyć. I za każdym razem, gdy dostaję takie pytanie, dopytuję, czy ktoś zadał by takie samo pytanie pisarzowi-mężczyźnie. Musimy obnażyć ageizm i podwójne standardy. Jest dla mnie szczególnie ciekawe, że seksualność dojrzałych kobiet budzi tak dużo niepokoju, bo moja własna wyobraźnia erotyczna niesamowicie rozwinęła się w ostatnich latach. Wiem też, że jest to doświadczeniem wielu kobiet – że najwięcej przyjemności ze swojej seksualności czerpią wraz z upływem czasu i nabywaniem kolejnych doświadczeń, gdy lepiej poznają swoje ciało i preferencje. Często to właśnie u dojrzałych kobiet libido jest wyższe, w przypadku mężczyzn odwrotnie – osiąga szczytowy poziom wcześniej, przed trzydziestką. Jednak społeczeństwo toleruje relacje dojrzałych mężczyzn z dużo młodszymi kobietami (choć, w świetle badań, żadna ze stron nie jest wtedy w wieku pozwalającym jej na najpełniejsze cieszenie się seksualnością), a wciąż tabuizuje relacje dojrzałych kobiet z młodszymi mężczyznami (choć właśnie taki układ mógłby być szczególnie satysfakcjonujący seksualnie dla obydwu stron). Wiele mówi to o naszym społeczeństwie. Dlatego w „Ditto” postanowiłam specjalnie włożyć kij w mrowisko i opisać 70-latkę, która pożąda. Sama pochodzę z rodziny, w której kobiety mają wysokie libido, zarówno moja mama, jak i babcia wciąż są aktywne seksualnie i czerpią z tej sfery dużo przyjemności Chciałam wyraźnie opowiedzieć się za tym, żeby nie odbierać dojrzałym kobietom prawa do mówienia o seksie i cieszenia się nim. Bardzo lubię Ninę – bohaterkę „Ditto” – i myślę, że gdy będę starsza będę miała z nią wiele wspólnego. Oczywiście są we mnie części wszystkich bohaterek moich opowiadań, ale o ile „Octopussy” „Istota” , czy „Goryl” odzwierciedla raczej dzisiejszą, nową Agnieszkę, „Larwy” zaś dawną, o tyle Nina z „Ditto” mówi sporo o Agnieszce, którą mogę się kiedyś stać.
W „Ditto” rozbrajasz dwa mity. Pierwszy, związany jest właśnie z seksualnością kobiet, mówi, że dojrzała kobieta, która myśli o seksie jest zboczona, niepoważna, że to wiedźma, którą należałoby spalić na stosie. Z kolei drugi, związany jest już z powstaniem warszawskim, które wciąż pokazywane jest z męskiego i specyficznie patriotycznego punktu widzenia.
Agnieszka Szpila: Opowieści o powstaniu to przede wszystkim historie o zabijaniu, cierpieniu, poświęceniu i męskim bohaterstwie. A ja chciałam zrobić takie powstaniowe postporno. Miałam w wyobraźni powstańcze gang bangi, grę wstępną uprawianą Baczyńskim, eksplozję miłości i rozkoszy. Owszem, Nina jest bomberką, walczy na ulicach, ale jednocześnie toczy też równoległą walkę – o własną niepodległość, o swoją przyjemność. W jej życiu toczy się nieustanna walka między Erosem a Tanatosem i ostatecznie wygrywa ją Eros. Nina idzie w kierunku rozkoszy, na pohybel śmierci.
Seksualność jest tu silnie sprężona z witalnością, potrzebą odganiania śmierci i zanurzenia się w pełni życia. Najmocniej widać to w scenie, gdy naziści są już blisko, a Nina wbrew jakiejkolwiek logice, aby odgonić myśl o umieraniu, inicjuje seks ze swoim kochankiem. Jednak witalność połączona z seksualnością emanuje również z innych opowiadań – np. „Larw”.
Agnieszka Szpila: „Larwy” to takie postheksy, bo czułam, że nie opowiedziałam jeszcze w powieści wszystkiego. W „Larwach” jeszcze mocniej wybrzmiewa gangowość. Opowiadanie jest osadzone w moich własnych doświadczeniach – na spotkanie autorskie przyszły moje przyjaciółki z Podkowy, moje larwy. Jestem z nimi bardzo związana. Wszystkie miałyśmy w sobie zawsze bardzo intensywną chęć życia. Przy moich larwach zyskałam świetne kompetencje do zarządzania kryzysem, bo wszystkie żyłyśmy w nieustannym kryzysie – ekonomicznym, tożsamościowym, relacyjnym. Znajdowałyśmy się w sytuacjach granicznych, które zgotowali nam faceci. Przetrwałyśmy tylko dlatego, że stworzyłyśmy bliskość między sobą, larwie siostrzeństwo. Byłyśmy traktowane przez społeczeństwo jako toksyczny odpad, bo stanowiłyśmy zagrożenie dla trwania klasycznych norm. To właśnie takie „larwy” są potrzebne, by rozłożyć ten cały syf, toksyczną substancję, z której zbudowane jest patriarchalne społeczeństwo. Tylko osoby-larwy, negujące obowiązujący staquo, mogą stworzyć kompost, na którym wyrosną nowe struktury społeczne. Już nie drabiny, a grzybnie, a kłącza. Tak bardzo ich teraz potrzebujemy.
Fot. materiały prasowe, sesja autorstwa Rafała „Żwirka”