Wierzymy w girl power, taki prawdziwy, a nie sztucznie nadmuchany. Dlatego zdecydowałyśmy się ruszyć z nowym projektem. „G'rls ROOM” to magazyn tworzony przez dziewczyny, ale nie tylko dla dziewczyn. Mamy nadzieję, że znajdziecie w nim treści, które będą dla was ważne i które zostaną z wami na dłużej. Od 5 grudnia magazyn można kupić w Empikach oraz wybranych księgarniach i concept store'ach, których listę znajdziecie tutaj. Tymczasem przedstawiamy nasze ambasadorki.

Jedną z nich zgodziła się zostać moja babcia, Irena, która ma 85 lat, coś tam ją już boli, nie jest już tak sprawna jak jeszcze kilka lat temu, ale generalnie nie daje się – kiedy złapie się na narzekaniu, to zaraz dodaje: „póki się łazi, póki się tę zupę jeszcze ugotuje, to jest dobrze, nie ma o narzekać”. Irena wciąż gotuje najlepsze obiady i to dwudaniowe, nie tylko wspomnianą zupę, i piecze moje ulubione ciasto, kiedy tylko mam do niej wpaść. Babcię podziwiam za odwagę – kilka lat temu wraz z dziadkiem przeprowadziła się do Warszawy, aby opiekować się dziećmi mojej kuzynki, swoimi prawnukami. Babcia długo zajmowała się też mną, kiedy byłam kilkulatką, więc zdecydowanie miała wpływ na to, kim dzisiaj jestem. W zasadzie nie było między nami nigdy tematów tabu, mogłam ją o wszystko zapytać, a ona chętnie odpowiadała i odpowiada, jak choćby o pytania o seks.

– Za moich czasów podejście do seksu było takie, że mężczyzna ma się zadowolić i tyle – mówi mi babcia. – Skąd miałam wiedzieć cokolwiek w tym temacie, nie było książek, nie było kogo zapytać, zresztą czuło się, że to coś nieodpowiedniego, aby zajmować się cipką, kiedy były inne zmartwienia. Seks to nie była przyjemność, to była głównie penetracja i uważanie, żeby więcej dzieci nie było. 

 

Czym się zajmujesz, jakie są twoje zainteresowania i pasje?

Teraz zajmuję się życiem, póki jeszcze mogę (śmiech). To coś ugotuję dla siebie i dziadka, krzyżówkę rozwiążę, postawię pasjansa, pomodlę się za was i tak dzień człowiekowi mija. Wracam też często wspomnieniami do dzieciństwa i młodości. Myślę sobie, że miałam dobre życie, bywało ciężko, ale było w tym życiu dużo miłości, uśmiechu. Dzieci mam dobre, wnuki, prawnuki. Udało się. Przypomina mi się tatuś czy mamusia, jacy byli kochani, jak naszą szóstkę kochali. Siostry też miałam dobre, te starsze opiekowały się młodszymi. Jedna z nich po wyjściu za mąż wzięła mnie na trochę do siebie do Katowic, posłała do porządnej szkoły. Ale też pamiętam, że tabu obyczajowe było. Kiedy zapytałam najstarszą siostrę, czy już ma miesiączkę, to dostałam od niej w twarz. Miałam długo do niej o to żal, bo powinna była inaczej się zachować, miała oczywiście prawo nieodpowiadać, ale jakoś mogła mnie wtajemniczyć, bo chyba o to mi wtedy chodziło. Ale może myślę dzisiejszymi kategoriami. 

 

Co jest najlepszego w byciu kobietą, co daje ci siłę?

Przeczucia! Warto ich słuchać. Mieszanka siły i delikatności. Upór. Te miesiączki, kobiece sprawy, kiedyś mówiłaś – mistyka kobiecości – może nie o to ci chodziło, ale dla mnie ta mistyka to taki świat kobiet, niedostępny dla mężczyzn, którego oni nigdy nie zrozumieją, bo są gruboskórni. A przynajmniej kiedyś tacy byli, nie tak pomocni i uczuciowi. Już moi synowie tacy przecież nie są, pomagają żonom we wszystkim, twój tata prał pieluchy, przewijał, podpaski jak trzeba kupi. Ale to oczywiście co innego być dobrym dla kobiety, rozumieć ją, a tą kobietą być, przeżywać to wszystko, co z kobiecą fizycznością się wiąże. 

 

Za co najbardziej podziwiasz inne kobiety?

Za zaradność w każdej sytuacji. Ja zresztą też taka byłam. Ty sobie radzisz, pracujesz, działasz. To jest inaczej dzisiaj niż kiedyś. Jak byłam młoda, to musiałam z marnej pensji załatwić to i tamto, ogarnąć dzieci, sama iść z dzieckiem maleńkim na ręku do lekarza, jakoś wszystko zorganizować. Ja tak ogarniałam, i inne ogarniały. Mężczyźni jakoś mieli lżej, może im na to pozwalałyśmy. Wydaje mi się, że za to trzeba podziwiać kobiety, że sobie radzą, niezależnie od sytuacji, niezależnie, czy mają wsparcie czy nie, towarzysza u boku, dziecko na ręku. Są dzielne i doskonale wiedzą, co jest dla nich najlepsze.

Pamiętam, jak przeprowadziliśmy się do miasta i pracowałam w domu pomocy społecznej. Były tam różne kobiety, wiekowe już lub młode, ale upośledzone, z chorobami psychicznymi. I mieliśmy taką dyrektorkę, która tak o nas wszystkie dbała, o pracownice, bo personel był głównie żeński, jak i o wszystkie podopieczne, nikomu nie dała zrobić krzywdy, wszystkich traktowała jednakowo. Zarządzała placówką, miała mnóstwo problemów na głowie, budżet był maleńki, ale ona po pierwsze widziała człowieka, potem papierki.

 1 girls room ambasadorka

Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz, która sprawiłaby, że kobietom żyłoby się lepiej, co by to było?

Żeby tak w 100% nikt nimi nie rządził, może żeby one rządziły w dużej mierze w kraju i w domu, wtedy wszystkim byłoby lepiej, bo myślę, że ujawniłaby się tutaj ta mieszanka siły i łagodności. No i nie musiałabym oglądać aż tylu panów w garniturach w telewizji.

Fot. Paulina Klepacz