Ogłosiłam w mediach społecznościowych, że szukam kobiet do zdjęć. Nie modelek, zależało mi, aby do projektu zgłosiły się "normalne" czy też "zwyczajne" kobiety. Celem mojego projektu było pokazanie różnorodności i tkwiącego w niej piękna. Nie było kryteriów, jakimi naszpikowana jest większość ogłoszeń fotografów: młoda, ładna, rozmiar 34, biust DD, długie nogi... 

Dla mnie każda kobieta jest piękna i moja prawda jest taka, że kiedy mamy 20 lat, to nasze ciało tylko przez 20 lat było narażane na działanie bezlitosnej matki natury. Mając 37 lat, mamy też zwykle ileś ciąż za sobą, schudnięć i grubnięć, stresu, powodzeń i niepowodzeń, braku czasu dla siebie, zmarszczek, siniaków, blizn. To naturalne, że niemal każda chwila naszego życia zostawia na naszych ciałach ślad. Dlatego też zależało mi na kobietach, które zechcą pokazać przed moim obiektywem ciała, które są świadectwem ich historii, ich życia.

W odpowiedzi na moje ogłoszenie zgłosiło się kilkadziesiąt kobiet w różnym wieku, o różnej budowie ciała i różnym statusie społecznym. Padały pytania od zainteresowanych, czy grube też mogą się zgłosić, część kobietek pytała, czy nie jest za stara, lub czy zdjęcia są naprawdę za darmo. Wniosek był jeden: trafiłam w pewną niezaspokojoną potrzebę. Niemal każda kobieta chce poczuć się pięknie, zrobic coś przyjemnego dla siebie, tylko trzeba dać im na to szansę. Myślę, że bardzo dużo kobiet myśli o sesji, ale wstydzi się fotografa, tego, że nie są idealne (cokolwiek to znaczy), albo po prostu ceny sesji są tak zaporowe, że wygrywa zakup podręczników dla dzieci.

Do sesji wybrałam 12 kobiet, stawiając przede wszystkim na wspomnianą już różnorodność. Ostatecznie przyszła tylko połowa z zaproszonych kobiet, ale właśnie ta połowa była dla mnie objawianiem. Najmłodsza miała 22 lata i przyjechała z mamą, najstarsza (lat 40) przyjechała na sesję boso. Pojawiły się studentki i doktorantki, singielki, matki-polki, żony i kochanki. Każda inna, każda na swój sposób cudowna. Nigdy wcześniej nie pozowały, nie znały mnie i nie znały również siebie, ale na sesji otworzyły się i kompletnie puściły wodze fantazji.

1

Kadr przewodni to 12 anonimowych kobiet z nagim biustem, w niebieskich jeansach, czytających gazetę (jako ciekawostkę dodam, że spędziłam 2 godziny w salonie prasowym, szukając gazety, która fajnie zagra mi na zdjęciach i niestety ku mojemu rozczarowaniu większość tytułów dla kobiet o ile przednią okładkę ma jeszcze ciekawą, to ich tyły obfitują w reklamy kremów na zmarszczki lub najnowszej generacji kuchenek). Zależało mi, aby piękno i różnorodność nie wynikały z ubrań czy dodatków, każda bohaterka miała zabrać niebieskie spodnie i cieliste majtki. Dziewczyny dostały również zielone światło, gdyby chciały zapozować w swoich kreacjach, więc na sesji pojawiły się dziesiątki sukienek, majtek, gorsetów, staników, każdy z jakąś pikantną historią w tle.

Czterogodzinna sesja zaowocowała tysiącem kadrów, kipiało od kobiecości, która okazała się mieć bardzo różne oblicz. Nie za to było porównywania się, kompleksów, dziewczyny pozowały w ubraniach, bieliźnie, nago i czuć było przyjazną energię oraz ich cudowny luz. Było przy tym dużo śmiechu, jak i poważne rozmowy o życiu, o facetach (tych byłych, obecnych i przyszłych), o tyłkach i cyckach, o pasjach, o zdrowiu i chorobie, o planach na przyszłość…

2

A zdjęcia? Wydaje mi się, że zrobiły się same. Nie jestem artystką, ale upajam się tym, że aparat jest moim diabelskim urządzeniem zatrzymującym czas, pozwalającym mi uchwycić, urealnić to, co buduje się i narasta w moich myślach, pokazać to, czego nie potrafię opisać słowami. Przede wszystkim jestem kobietą, mam swoją dumę, wrażliwość, ba nawet kompleksy tak wielkie jak pupa, którą z dumą noszę. Uwielbiam ten stan, kiedy dobro i kobiecość aż kipi w powietrzu, więc będę dalej porywać wrocławianki do takich wspólnych działań. Bo przekonałam się, że warto.

Może powiecie: to głupie, niepotrzebne... 

Ja odpowiem słowami moich modelek.

Ala: Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie, żeby zrobić sobie rozbieraną sesję, taką kobiecą, ponętną, ze smakiem. Kiedy więc przeczytałam wpis Doroty, od razu, bez zastanowienia (żeby się przypadkiem nie rozmyślić) napisałam, że chcę, nawet za cenę poświęcenia dnia urlopu. To była moja pierwsza sesja, więc jadąc tam z myślą, że zaraz będę świeciła cyckami, żałowałam, że prowadziłam auto, bo golnięcie sety byłoby mega wskazane. Spodziewałam się umalowanych, długonogichcmodelek, a spotkałam równe babki. Porozbierane, bez cienia skrępowania, plotkowałyśmy jak stare kumpele, podczas gdy Dorota nas fotografowała. Najpierw osobno, później razem, żeby na końcu wyjść na korytarz i zrobić wspólne zdjęcia na obleśnej wersalce z wystającymi sprężynami, której w normalnych warunkach brzydziłabym się dotknąć. W tym momencie nie była istotna tona kurzu, roztocza pamiętająca trzy pokolenia wstecz i ciekawski sąsiad w kąpielówkach, tylko dobra zabawa i samopoczucie, które sprawiało, że czułam się jak kobieta w 100%. I czułam się tak pierwszy raz w życiu. Bardzo tego potrzebowałam. Z tego, co zauważyłam, większość dziewczyn dzięki tej sesji pozbyła się choć w pewnym stopniu kompleksów. Ja w przeciwieństwie do nich swoje kompleksy zaakceptowałam już wcześniej. Inaczej chyba nie odważyłabym się na rozbierane zdjęcia.

Justyna: Prawie codziennie słyszę coś na temat swojego wyglądu, od facetów i kobiet, baaa, od swojego już prawie byłego męża... A to, że za bardzo umięśniona, że męska, że za duże plecy, za wielkie ręce, za małe cycki... A ja, mimo iż wiem, że nie wyglądam jak modelka z okładki poczytnego magazyni, czuję się bardzo kobietą, nie idealną, z kompleksami, w gorsze dni z takimi zwykłymi, babskimi bredniami, co to po głowie chodzą, bo cellulit, bo za duże uda... Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że to nie wygląd nas definiuje, że fajnie jest czuć się ze sobą dobrze, ale nie wszystko jesteśmy w stanie zmienić, a życie to coś więcej niż chude udo czy wąska talia... W świecie fitness, w którym pracuję i żyję, kult ciała jest ważniejszy niż intelekt, wiedza, dzięki której możemy pomóc drugiemu człowiekowi i chyba dlatego chciałam sama ze sobą zmierzyć się z tą moją cielesną nieidealnością, która jest tylko jedną z cząstek, z których się składam. Chciałam podbudować poczucie własnej wartości po rozstaniu z mężem, pokazać samej sobie, że fajna ze mnie babka, że ten pieprzony cellulit to chyba tylko ja widzę i że ciało to całość... I niby to wiedziałam, ale... A co mi sesja dała? Siedzę, oglądam swoje zdjęcia i mam łzy w oczach non stop, ale i uśmiech od ucha do ucha, bo mega fajna jestem, a moje ciało pokazuje moje ciężkie, często bardzo wykańczające mnie treningi, moje umiejętności, moją sprawność fizyczną, która jest dla mnie ogromnie ważna i moją kobiecość... Zdjęcia Doroty to taka psychoterapia level hard - nawet moje cycki mi się podobają.

Aga: Sesja z Dorotą była dla mnie okazją do zrobienia sobie odważniejszych zdjęć, które byłyby dla mnie pamiątką na późniejsze lata oraz kolejnym krokiem do samoakceptacji. W trakcie naszego spotkania poznałam naprawdę fantastyczne babki, a luźna atmosfera sprawiła, że mogły powstać tak piękne zdjęcia, z których wylewa się kobieca pewność siebie, seksapil i zarazem subtelność. Wszystkie doskonałe ze swoimi niedoskonałościami, ze swoimi pasjami i przede wszystkim szczere, czyli takie jak wyobrażam sobie współczesne szczęśliwe kobiety. 

Dominika: To był mój pierwszy raz, trochę się stresowałam, trochę wstydziłam, bo zupełnie nie wiedziałam, co i jak. Ale dzięki Dorocie i cudownej atmosferze otworzyłam się na aparat i bardzo dobrze się bawiłam. Mam nadzieję, że niedługo uda mi się powtórzyć taką przygodę.

Dodam tylko, że jestem szczęśliwa, że poznałam te dziewczyny, że mogłam robić im zdjęcia, że mi zaufały… Jestem dumna z naszej wspólnej pracy i z tego, że jesteśmy kobietami!

4

3 

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości autorki tekstu i sesji