Kiedyś, gdy miałam 15 lat, rozebrałam się do naga i stanęłam przed lustrem tak, żeby widzieć siebie od koniuszków stóp po ostatni niesforny włos wymykający się z gumki kucyka. Wyprostowałam plecy i odrzucając do tyłu grzywkę postanowiłam stawić czoła niezwykle trudnemu zadaniu, jakim było sporządzenie listy wad. A przynajmniej tego, co uznawałam za wady.
Skanowałam oczami całe ciało: przesuwałam wzrok po twarzy, ramionach, nogach, zatrzymując się przy punktach, na które wtedy nakleiłabym etykietkę „do wymiany”. Pamiętam dokładnie, jak płonący ze wstydu nad własnymi ułomnościami, chciałam, by wzrok był przez chwilę laserem, usuwającym niedoskonałości, zastępując je wymarzonymi proporcjami, harmonijnym pięknem.
Chciałam, żeby ciało zaczęło ze mną współpracować, żeby moje ruchy były płynne, wzrok mniej spłoszony, nagość przestała krępować, stała się m o j ą nagością. Gdy doszłam do 25 punktu, zaczęło być mi niedobrze i zakończyłam deprymującą operację z gorzką refleksją „Jeśli moja powierzchowność ma aż tyle wad, to wolę nie myśleć, jak długa byłaby ta lista po dodaniu denerwujących cech charakteru, drażniących przyzwyczajeń i zachowań”.
Spojrzałam na siebie jeszcze raz. Nie wiedziałam dlaczego, ale ciało wydało mi się bardzo obce. Jakbym – poddając je analizie – oddaliła się od niego na tyle, że nie potrafiłam już czuć się w nim swobodnie. Jakbym przywdziała obcą skórę. W dodatku niewygodną i nie do końca chcianą. Kopnęłam ze złości szafkę, stojącą przy lustrze, by przez chwilę poczuć, że sylwetka z lustra należy jednak do mnie. Dziwnie przyjemnie ból rozchodził się ciepłym strumieniem po całym ciele. Począwszy od stopy, poprzez piszczel, udo, pośladki i brzuch, aż do piersi przeszedł mnie prąd bólu integrującego z powrotem utracone wcześniej i obrażone części mnie.
Dlaczego wracam do tego momentu po 12 latach? Ten tydzień zdominowała informacja o poparciu przez PiS obywatelskiego projektu „Stop pedofilii”, za którym stoi powiązana z Ordo Iuris organizacja Pro - Prawo do życia [tak, ta od samochodów z hasłami zrównującymi orientację homoseksualną z pedofilią czy drastycznych antyaborcyjnych plakatów, które mijają się z prawdą o współczesnych metodach terminacji ciąży - przyp. red.] i który zakłada karę do 3 lat więzienia [PiS chciałby 5 lat więzienia - przyp. red.] za edukację seksualną, wsparcie medyczne lub opiekę związaną z seksualnością młodzieży. Autorzy projektu ustawy dążą do postawienia na równi edukacji seksualnej z propagowaniem pedofilii. Zajęcia podejrzane o propagowanie zachowań pedofilskich dotyczą tematów takich jak: równość, tolerancja, różnorodność, przeciwdziałanie dyskryminacji i przemocy, homofobia, tożsamość płciowa, antykoncepcja…
12 lat to szmat czasu. Pamiętam jednak doskonale, z jakim wstydem traktowałam wtedy swoje ciało. 12 lat – tyle zajęło mi dotarcie do momentu w życiu, w którym nie boję się napisać tego, że seksualność jest normalna. Że seks jest naturalny. Że moje ciało lubi seks, lubi dotyk rąk kogoś, kogo kocham, w tym mój własny. Że nie ma w nim mrocznych, złych zakamarków, że tworzy ono piękną całość, której nie mam potrzeby się wstydzić.
Ciało, któremu wmawia się, że jest grzeszne, a wagina, penis czy piersi mogą być dotykane tylko podczas higienicznych czynności, czuje się źle. I ciało się obraża. Zamyka się w sobie, nie wiedząc, co się z nim dzieje. Czuje się odrzucone, nienormalne, inne. Buntuje się, dzieli na małe części, zaczyna ze sobą nie współgrać. Nie jest integralne z jego posiadaczką lub posiadaczem. Niekochane zaczyna działać wbrew sobie.
Bez edukacji seksualnej nasze ciała będą złe. Będą się karać za wyrażanie samemu sobie miłości, będą mylnie odczytywać znaki płynące z ich wnętrza, będą gwałcić, będą zmuszać się do seksu, nie będą wiedziały, kiedy powiedzieć „nie”. Bez edukacji seksualnej seksizm stanie się niewinną zaczepką, gwałt stanie się „spełnieniem potrzeby”.
W wieku 15 lat myślałam, że moje ciało nie zasługuje na kochanie. Bałam się je odkrywać, głaskać, muskać i poznawać każdy jego fragment. W moim katolickim gimnazjum temat seksu nie istniał. Nauczyciel PDŻ (Przygotowania do Życia w Rodzinie) mówił o spełnianiu małżeńskiego obowiązku, o nocy poślubnej, o życiu w czystości. Tyle. Okres? Miesiączkowanie? Ohyda. Nauczycielka zebrała dziewczynki w klasie i z zażenowaniem oraz wzrokiem wbitym w podłogę wydukała kilka zdań na temat podpasek, higieny intymnej i tego, że raz na miesiąc z „tego miejsca” leci krew. „Niedysponowana jestem” – mówiłyśmy, chcąc uniknąć kolejnego sprawdzianu na WF-ie. Co to w ogóle oznacza? Gdy mam okres, jestem dysponowana. Po prostu mam okres. „To miejsce” to cipka.
W liceum edukacja seksualna dzieje się sama. Koślawo, niekiedy uroczo nieporadnie, niekiedy brutalnie i natarczywie. Niekochane ciała raczej czeka drugi scenariusz. Młodzi mężczyźni, wyrastający w kulcie „samców alfa”, porównujący długość swoich penisów i prześcigający się w chwaleniu się liczbą „zaliczonych lasek”, będą krzywdzić nie tylko spotykane na swojej drodze kobiety, ale także samych siebie. Młode kobiety, nie znajdujące w sobie miłości i akceptacji, nie będą potrafiły mówić o swoich potrzebach, nie będą potrafiły powiedzieć „nie”, a gdy wypadnie im z plecaka tampon spalą się ze wstydu.
Jeszcze kilka lat temu nie wiedziałam, że mogę w dowolnym momencie powiedzieć „stop”. Nie wiedziałam, że nie muszę robić absolutnie niczego wbrew sobie. Skrzywdziłam swoje ciało, dlatego teraz moje ciało krzyczy: „Nie tabuizujmy seksualności”! Nie zgadzam się na to, żeby brak edukacji seksualnej sprawił, że kobiety będą czuły się winne sprowokowania sprawcy. Nie zgadzam się na mówienie, że masturbacja nie jest okej. Nie zgadzam się na poniżanie ze względu na orientację seksualną, na milczenie na temat przenoszonych chorób wenerycznych, na brak debaty o molestowaniu seksualnym, seksizmie, gwałtach.
Chciałabym cofnąć się w czasie i dać 15-letniej Oli książkę „#sexedpl” Anji Rubik, „Tak, mam okres” Clary Henry, lusterko do oglądania ukrytych miejsc i powiedzieć jej, że nie musi się wstydzić. Jej ciało jest piękne, jest warte odkrywania przez nią samą i przez tego kogoś, komu będzie chciała pozwolić je odkrywać. Nie cofnę czasu, nauka akceptacji i poznawanie własnej seksualności trwały długo. Nie chcę pozwolić na to, by osoby, które muszą chyba bardzo nienawidzić własnych ciał, sprawiły, że ta nienawiść zaszczepiona zostanie w innych. Nie potrzebujemy tej ustawy, więc bardzo prosimy, wsadźcie ją sobie głęboko tam, gdzie tak nie lubicie zaglądać.
Fot. unsplash.com