Fot. Joanna Bury

Mój projekt dotyczy tematu bielactwa, powszechnie nazywanego chorobą, a dla moich bohaterek będącym już teraz tylko stanem skóry. Jest adresowany do osób bezpośrednio mierzących się z tym problemem, potrzebujących otuchy, tkwiących w osamotnieniu, ale również do ludzi, którzy nie mają z bielactwem styczności, aby przybliżyć im ten temat, przełamać bariery, oswoić. W ramach projektu powstał cykl fotografii i wideo, w którym w warstwie audio jedna z bohaterka dzieli się swoimi myślami. 

Sama idea fotografowania ciała zrodziła się u mnie z potrzeby wyrażenia emocji, które w pewnym momencie się skumulowały. Zaczęło się od autoportretów. Trochę namiętnych, ciasnych, bardzo o mnie. Wszyscy zapewne znamy ten moment, kiedy powoli zamykamy pewien etap, a niespodziewanie nadciąga coś nowego. Kumulacja nieuporządkowanych myśli, zagmatwanych spraw miesza się z czymś jeszcze zupełnie obcym. Fotografią zajmuję się odkąd pamiętam. Jednak nigdy dotąd nie byłam z nią aż tak blisko. Chciałam zgłębić temat na potrzeby zadania do jednej z moich pracowni na studiach. Na hasło „Rekonesans” zrobiłam cykl ciemnych sensualnych fotografii, który zwieńczył portret stóp chłopaka z bielactwem.  

W tym samym momencie dowiedziałam się o programie stypendialnym, gdzie wysłałam swoje zgłoszenie. Kilka miesięcy później dostałam maila, że mój pomysł otrzyma wsparcie. Mocno mnie to podbudowało i mimo pandemii udało mi się go zrealizować. 

Ciągle mam wrażenie, że temat jest niewyczerpany i czuję niedosyt, ale to dobrze. Nie chcę niczego dowieźć, nie prowadzę przecież badań naukowych. Moim celem jest jedynie uwrażliwianie ludzi. Najbliższy rok poświęcę bielactwu, takie zagadnienie wybrałam na swoją pracę dyplomową. 

W swoim filmie poruszam aspekt zepchnięcia, wykluczenia. Opowiadam intymnie. Przedstawiam relację "ja w środku - ja na zewnątrz” z perspektywy moich bohaterek. Wykorzystuję możliwość wejścia w ich światy i przyzwolenie na pokazanie tego z czym się zmagały. 

Dziewczyny są piękne wewnętrznie, dojrzałe i świadome. Wykonują różne zawody, mieszkają w różnych częściach Polski. Zanim się spotkałyśmy dużo rozmawiałyśmy. Długo dopracowywałam szczegóły, bo był to dla mnie ważny projekt. Jednak gdy się spotkałyśmy znałyśmy cel i bez trudu odnalazłyśmy ze sobą połączenie.

Bielactwo określane jest chorobą, jednak dla moich bohaterek to już jedynie stan skóry. W tym przypadku terminologia ma znaczenie. Każda z nich akceptuje swoje plamy, ale jest mnóstwo osób, które codziennie walczą. Owa walka polega na stosowaniu maści, zabiegów, ciągłym zakrywaniu ciała, ale równolegle na wewnętrznym wyniszczaniu siebie spowodowanym brakiem akceptacji. 

W tym wszystkim właściwie nie chodzi o plamy na skórze. Wszyscy jesteśmy czymś naznaczeni. Chcę o tym opowiadać. Mam do tego narzędzia. Myślę, że my twórcy mamy przyzwolenie na odkrywanie tych najgłębszych uczuć, pochowanych gdzieś w środku.

Dla mnie ciałopozytywność to jednomyślność, przyzwolenie na bycie sobą i odnalezienie w tym piękna. W mainstreamie cierpimy na deficyt wrażliwości, wszystko jest powierzchowne i zerojedynkowe. To nie jest prawdziwy świat. Odwróćmy role. Niech inność stanie się czymś wyjątkowym. Dla mnie już się stała, dlatego robię to, co robię. To moja manifestacja.

reżyseria, produkcja: Joanna Bury
DOP, color grading: Rafał Kruszka
bohaterki: Agata Warzecha, Anna Natasza Górecka, Aleksandra Zduńska, Karolina Drzewiecka
asystentka kamery: Anna Fam
ubrania: Martyna Kołtun
stylizacja: Elwira Abramczuk
MUA: Eva Chodak
stylizacja włosów: Alisa Styslavska Fiuk
montaż: Julia Adamska
muzyka: Maksymilian Lubiński
tłumaczenie: Roberto Cura
wsparcie merytoryczne: Anna Natasza Górecka
specialne podziękowania dla Karina Savenkova

1 joannabury 01 

Joanna Bury – jestem młodą twórczynia, poruszam się w obszarze sztuk wizualnych. Skończyłam Akademię Fotografii w Warszawie, obecnie studiuję na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Patrzę przez wizjer lub błądzę po papierze i wycinam kształty. Swoje światy definiuję subtelnie, nie diagnozuję. Staram się opowiadać, wprowadzać nastrój i wzbudzać emocje. Wcale nie skrajne, a właśnie te najdrobniejsze, nieodkryte, pochowane gdzieś w środku.