„Chcemy kształcić tych, którzy kulturę rozumieją i którzy rozumnie w niej działają”.* Taką misję Instytutu Kultury Polskiej nakreślił jego pierwszy dyrektor Andrzej Mencwel. Dziś władzę sprawują w nim kobiety: Iwona Kurz, Agnieszka Karpowicz i Dorota Sosnowska. O szczególnym wymiarze tego miejsca – i o sobie samych – opowiedziały mi studentki IKP-u: Alicja, Justyna, Nina i Rita.

Instytut Kultury Polskiej mieści się na kampusie głównym Uniwersytetu Warszawskiego. Chociaż podlega pod Wydział Polonistyki UW, kształci w oparciu o autorski program nauczania. Od ponad czterdziestu lat IKP edukuje przyszłe kulturoznawczynie i przyszłych kulturoznawców. W Instytucie realizowane są cztery specjalizacje („Kultura wizualna”, „Kultura miejska”, „Teatr, performans, widowisko”, „Animacja kultury”), działa pięć zakładów (Zakład Antropologii Słowa, Zakład Filmu i Kultury Wizualnej, Zakład Historii Kultury, Zakład Kultury Współczesnej, Zakład Teatru i Widowisk), pięć zespołów badawczych (Zespół Badań nad Filmem, Zespół Badań Mody i Dizajnu, Zespół Kultury Staropolskiej, Zespół Kultury XIX Wieku, Zespół Badań Pamięci o Zagładzie), Pracownia Studiów Miejskich oraz Zespół Animacji Kultury. IKP to również działalność wydawnicza – oprócz nagradzanych podręczników akademickich publikuje czasopisma: „Widok. Teorie i praktyki kultury wizualnej” oraz „mała kultura współczesna”. 

Instytut angażuje się nie tylko w działalność naukową – organizując konferencje, wykłady specjalne czy spotkania tematyczne – lecz także społeczno-kulturalną. Doskonałym przykładem jest inicjatywa kiermaszu, który towarzyszył instytutowej Wigilii drugi rok z rzędu. W 2016 roku wydarzenie nosiło nazwę „IKP dla Aleppo”. Wydarzenie wsparły warszawskie instytucje: teatry, kina, galerie sztuki oraz osoby prywatne, a cały dochód ze sprzedaży dostarczonych darów (25 912,09 zł) przekazano organizacji White Helmets. W tym roku organizatorkom i organizatorom kiermaszu „IKP dla Ocalenia” udało się pobić rekord i uzbierać 26 840,99 zł dla Fundacji Ocalenie, która niesie pomoc uchodźcom i uchodźczyniom. Do akcji przyłączyła się także redakcja magazynu „G’rls ROOM”.

IKP jest szczególną przestrzenią nie tylko ze względu na interdyscyplinarny charakter badań i praktyk (szach-mat, panie Gowinie!), lecz także społeczność, która go tworzy. Studiowanie w Instytucie daje możliwość uczenia się od wybitnych kulturoznawczyń i kulturoznawców, historyczek i historyków, antropolożek i antropologów. To szansa na dialog, polemikę, krytykę i współtworzenie. W IKP-ie studiowały i studiowali między innymi: Sylwia Chutnik, Marta Ziółek, Karolina Sulej, Dorota Masłowska, Taco Hemingawy, Stanisław Łubieński, Błażej Hrapkowicz, Maddie Kulicka.

Moje rozmówczynie to dziewczyny, które poznałam na kulturoznawstwie. Z Justyną chodziłam na konwersatorium o wydarzeniach września 1939 roku, Ritę spotykałam na zajęciach Sylwii Chutnik, Nina podchodzi ze mną w tym roku do licencjatu, a z Alicją dyskutujemy o glamourze (w środy) i o ciąży w kulturze wizualnej (w czwartki). To cztery niezwykłe osobowości porażające kompetencjami, świadomością i elokwencją. Oto opowieść o IKP-ie, feminizmie, środowisku intelektualnym i nowym pokoleniu.

 

Alicja Nauman

„Chciałabym, żeby wszystkie dziewczyny – oraz osoby, które określają się inaczej – naprawdę kochały siebie i w siebie wierzyły. Patriarchat musi skonać! Dbajmy też o to, co dookoła – drzewa nas potrzebują!”

Zrobiła licencjat z etnologii i antropologii. Studia magisterskie w IKP-ie miały poszerzyć jej wiedzę z teorii performansu i odsłonić antropologiczną perspektywę teatru. Nie zawiódł jej feministyczny charakter tego miejsca, którego była świadoma, dokonując wyboru. Interdyscyplinarność kulturoznawstwa fascynowała ją, ale jednocześnie niosła obawy o niedookreśleniu zgłębianej wiedzy. Jednak już drugi semestr przyniósł poczucie zadomowienia. 

Oprócz pomnożonego kapitału wiedzy z zakresu tańca eksperymentalnego, performansu, posthumanizmu i metodologii feministycznej, IKP umożliwił Alicji nawiązanie niezwykle ważnych, osobo-twórczych relacji. W jednym budynku studiują absolwenci scenografii, malarstwa, prawa, etnologii i socjologii, a wśród nich Rita, z którą Alicja kumpluje się od pierwszego dnia. Chodzą razem do teatru, dyskutują o czytanych autorkach i wymieniają książkami. 

Jest szczególnie dumna z kiermaszu „IKP dla Ocalenia”, którego była współorganizatorką.

Alicja przygotowuje się do rozpoczęcia studiów choreograficznych za granicą. Trenuje od trzech do pięciu godzin dziennie, a dodatkowo uczęszcza na kurs choreografii eksperymentalnej, prowadzony przez Marysię Stokłosę, Renatę Piotrowską-Auffret i Magdę Ptasznik w Centrum w Ruchu. Alicja pracuje ponadto nad projektem (https://www.instagram.com/gender_genetrix/), w którym „tęczy”, by uzdrowić publiczne miejsca związane z polityką. Inspiruje ją twórczość Sylvie Guillem – jednej z najwybitniejszych współczesnych tancerek baletowych. Ceni jej stanowczość w pracy z choreografami, feministyczne poglądy i wegański styl życia, którego odbiciem jest sabotowanie wielkich kutrów rybackich z ramienia ekologicznej organizacji Sea Shepherd, czym Sylvie zajmuje się jako emerytka.

Kobiecość jest jej zdaniem kulturowym konstruktem, który czasem ją uwodzi, a czasem wkurza. Socjalizowana w patriarchalnym społeczeństwie współdzieli pewne doświadczenia z innymi dziewczynami. Ta świadomość wytwarza „dziewczyńską moc”, która mobilizuje do wspólnej walki, bo Alicja niezwykle silnie wierzy, że patriarchat należy obalić. Jej kobiece autorytety to Emma Goldman, bell hooks, Loie Fuller, Pina Baush, Yayoy Kusama i ulubiona –Alexandre David Neel.

 2 ikp

na zdjęciu po lewej stronie Justyna, na zdjęciu po prawej stronie z przodu Alicja, za nią Rita

Rita Müller

„Obawiam się, że rewolucja, która zaczęła się w zeszłym roku w sprawie kobiecej cielesności, to jednak bardziej trend niż skuteczne przemiany. Dobrze by było być już po”.

Rita zrezygnowała ze scenografii na ASP, bo brakowało jej zgłębiania podłoża teoretycznego. Miała konkretne oczekiwania i szukała miejsca, które je spełni. Okazało się, że jej zainteresowania skumulowane są w jednym, odrębnym kierunku studiów. Z IKP-em połączyło ją poczucie przynależności: nie tylko ze względu na spersonalizowany plan zajęć, ale też samo-stwarzającą się społeczność. To miejsce dało jej pewność, że nie jest skazana na intelektualne wygnanie. Kulturoznawstwo umożliwia jej zbudowanie bazy teatralnych odniesień, wyznaczenie kanonu, który pozwoli bez wstydu zajmować się scenografią na własnych warunkach. Twierdzi, że IKP jest społecznym doświadczeniem ludzi, dla których przestrzeń dydaktyczna i prywatna wzajemnie się przenikają. Kiedy idzie do teatru zawsze spotyka osoby, które zna z Instytutu – zarówno studentów, jak i wykładowców. W tym gronie dorasta również jako widzka.

Rita pracuje w galerii Propaganda. Choć teoretycznie odpowiada za stronę internetową, w praktyce zajmuje się wszystkim – od pomocy artystom, przez sporządzanie notatek biograficznych, aż po pakowanie i przenoszenie materiałów. Twierdzi, że to zabawa w dorosłość, ale docenia fakt, że może działać na płaszczyznach, które dotychczas wydawały jej się nieosiągalne. W zeszłym roku Krytyka Polityczna opublikowała artykuł Rity o „Klątwie” Frljića, który napisała, szukając punktu stycznego między wychowaniem w środowisku katolickim, a liberalnymi poglądami.

Uważa, że nie warto stale podkreślać różnicy między kobietami a mężczyznami, dlatego zawsze próbuje udowadniać, że istotą feminizmu jest równość. Zauważa jednak patriarchalny wymiar demokracji, dlatego nauczyła się, że czasem trzeba stanąć po jednej stronie. Rita jest przekonana, że brak reakcji oznacza zgodę, dlatego bierze udział w czarnych protestach wraz innymi kobietami, nawet jeśli nie zgadza się z niektórymi postulatami. 

Ma ambiwalentny stosunek do ruchu body positive. Chociaż manifest dobrego ciała pozwala uwolnić się od narzuconego standardu i władzy cudzego spojrzenia, Rita nie wierzy w natychmiastową samoakceptację za sprawą hasła: „wszystkie jesteśmy piękne”. Girl power czy mówienie o okresie też nie wzbudzają jej fascynacji. Stają się rodzajem mody, która jest niezbędna, żeby bycie dziewczyną nie wiązało się z tabu i poczuciem wstydu. Sądzi, że internetowa rewolucja obciążona jest ryzykiem powierzchowności. Chciałaby, aby fundamentalne prawa kobiet przestały być elitarne.

Jej osobistym manifestem jest używanie żeńskich końcówek.

 

Nina Jaszewska

„We współczesnym feminizmie powinno chodzić o harmonię. Należy domagać się praw nie tylko dla siebie, ale także w imieniu mężczyzn. To definiuje siłę”.

Chciała być reporterką wojenną. Chociaż dostała się na dziennikarstwo, wybrała kulturoznawstwo, dając sobie szansę na rezygnację. Relacja z IKP-em spodobała jej się na tyle, że została. Uważa to miejsce za wspaniały zbiór osobowości, od pierwszego roku była zachwycona wykładowcami. Studia nie zmieniły jej sposobu myślenia, ale obudziły motywację, by zdobywać więcej narzędzi poznawczych, kontemplować i rozmawiać – chcieć poznawać i rozumieć kulturę, bez narzucania konkretnego światopoglądu. Ten zresztą Nina miała już ukształtowany. Wyniosła z domu poczucie bycia obywatelką świata, potrzebę misji i świadomość sztuki. IKP-owi zawdzięcza możliwość wzbogacenia, poszerzenia umiejętności myślenia i budowania opinii na tej podstawie. 

Uważa, że kulturoznawcy to ludzie, którzy cierpią na co dzień ze względu na bycie skazanym na życie pośród schematów budowanych latami przez wykluczenie, represje i na krzywdzie niewinnych ludzi. Twierdzi, że światu potrzebna jest rewolucja. Wierzy, że lepiej być świadomym i nieszczęśliwym niż szczęśliwym idiotą.

Nina interesuje się polityką i o polityce pisze. Jest freelancerką, a najczęściej publikuje w „Liberté!”. Niedawno pojawił się tam jej reportaż o kobietach z zachodniej Ukrainy, które opuściły domy i wyjechały, by pracować w Polsce. Nie była to jednak inicjatywa emancypacyjna. Patriarchalne ukraińskie wsie to świat niepokonalnej biedy i społecznych nierówności. Projekt „Ukraina  domy bez kobiet” składał się z kobiecych historii i wypowiedzi Grażyny Staniszewskiej, która zajmuje się polsko-ukraińskim współistnieniem. 

Nina notorycznie kontestuje uproszczenie, że mądrość i uroda nie idą w parze. Jest moim ulubionym dowodem na to, że idą.

Bycie feministką uważa za obowiązek, choć bardzo często nie zgadza się z ruchem feministycznym. Sądzi, że podział na kobiety i mężczyzn jest anachroniczny i wymaga zredefiniowania. Istota współistnienia tkwi według niej w harmonii, a w walce o równe prawa krzyczy: „my!” zamiast „ja!”. Wierzy w siostrzaność i potrzebę kobiecej solidarności, choć docelowo marzy o solidarności ludzkiej. 

 1 ikp

Nina

Justyna Szklarczyk

„Niektórzy dziwią się, że lesbijka chodzi na demonstracje przeciwko wprowadzeniu ustawy antyaborcyjnej czy sprzeciwia się wprowadzeniu recepty na antykoncepcję awaryjną. Ale przecież tutaj chodzi o podmiotowość kobiet, w tym moją podmiotowość”.

Zdecydowała się studiować w IKP-ie będąc na drugim roku socjologii. Szukała miejsca, gdzie czyta się literaturę przy pomocy narzędzi antropologicznych. I znalazła. Choć kulturoznawstwo miało być dodatkiem do „twardej” socjologii, rozwinięciem czytelniczych zainteresowań, z czasem role się odwróciły. IKP uprawomocnił jej czytelniczą ciekawość i nauczył rozmawiać. Lubi dobrze mówić o Instytucie, ale przyznaje, że nie wszystko jest w nim idealne. Żałuje, że pewne procesy społeczne uznaje się za pewnik i nie poświęca im całych kursów: systemowi kapitalistycznemu, konfliktom kulturowym, kulturze patriarchalnej czy feministycznym teoriom krytycznym.

Pracuje przy aplikacji „Fiszki Polityki” aplikacji na telefony Tygodnika Polityka. Jej współpraca z tygodnikiem zaczęła się przez staż w dziale kultury. Recenzuje książki i pomaga innym autorom przy ich tekstach. Cieszy się, kiedy na recenzenckim afiszu pojawiają się społecznie zaangażowane pozycje, jak „Mężczyźni objaśniają mi świat” Rebekki Solnit czy „Nie hańbi” Olgi Gitkiewicz. Tak też rozumie swoją rolę w tym miejscu, co widać zwłaszcza w jej tekście poświęconym herstorii.

Drażnią ją nieustanne próby sprowadzania feminizmu do niechęci wobec mężczyzn. Wierzy w rewolucją oddolną, która zacznie się w języku. Dlatego oprócz żeńskich końcówek stara się używać żeńskiej formy czasownikowej, kiedy w grupie większość stanowią kobiety. To wymaga jednak śmiałości, którą nie zawsze znajduje.

 

*Fragmenty artykułu Andrzeja Mencwela, Instytut Kultury Polskiej, „Kultura” (Paryż) 1998, nr 12.

Fot. z archiwów prywatnych