Dechen Roder, znana już w swoim kraju za sprawą filmów krótkometrażowych i dokumentów, w swojej pierwszej pełnometrażowej produkcji postanowiła wyciągnąć na światło dzienne buddyjskie opowieści o dakiniach – kobietach oświeconych. Reżyserka przyznaje w wywiadach, że w przekazywanych z pokolenia na pokolenie religijnych podaniach mówi się głównie o mężczyznach. Nie znaczy to wcale, że w lokalnych legendach brak silnych, kobiecych postaci, nie są one jednak wystarczająco wyeksponowane. Roder ma wrażenie, że dorastające w Bhutanie dziewczyny nie mają na kim się wzorować, bo kultura wyparła kobiece pierwszoplanowe bohaterki. Sama twórczyni czuje, że miała wyjątkowe szczęście ze względu na to, że jej matka, pisarka, opowiadaczka i badaczka ludowej twórczości, od dziecka serwowała jej historie o dakiniach. Dorosła już Roder postanowiła zagłębić się w zbierane przez jej matkę stare księgi i ruszyć na własne poszukiwania niezwykłych kobiet. Tak narodził się pomysł na „Miód dla dakini”.
Kim są te tytułowe dakinie? Sam termin europejskiemu czytelnikowi wydawać się może enigmatyczny. Dakini to koncept złożony. Klasycznie to żeńska wersja buddy, reprezentująca kobiece aspekty oświecenia – intuicję, mądrość, przestrzeń. W tantrze uznawana jest również za personifikację kobiecej energii seksualnej. Jak pisze Judith Simmer-Brown, autorka książki „Gorący oddech dakini”, z punktu widzenia wczesnego buddyzmu dakini to „kusicielka drwiącą z norm kulturowych, które chciałyby ją ukryć za pozorem czystości i cnoty”. Kobieta, która czerpie swoją moc z nieprzejmowania się społecznymi nakazami. Brown podkreśla jednak, że na najgłębszym poziomie „dakini jest poza formą, poza płcią i poza wszelkim wyrażeniem”. Reprezentuje impuls świadomości, który pozwala zrozumieć prawdziwą naturę umysłu i świata. Pierwiastek dakini może mieć w sobie każdy z nas – zarówno kobieta, jak i mężczyzna.
Historii o dakiniach za sprawą Roder będzie można poznać naprawdę sporo. Bhutańska reżyserka zabiera nas w swoim filmie na daleką, zalesioną, ukrytą wśród gór prowincję. Właśnie zaginęła przeorysza w tamtejszym klasztorze, zaczyna się śledztwo. Mieszkańcy sąsiedniej wioski oskarżają Choden – piękną młodą kobietę, która jakiś czas temu pojawiła się w okolicy, mieszka samotnie i nie przystaje do lokalnej społeczności. Sprawa zostaje powierzona przedstawicielowi policji Kinley’owi, który wkrótce ruszy śladem uciekającej dziewczyny.
W uniwersum Dechen Roder przenikać się będą dwa światy. Ten reprezentowany przez bohatera – w pełni realistyczny, pełen dowodów i faktów, rozgrywający się głównie w miejskiej tkance i ten, do którego wprowadza nas bohaterka – mistyczny, pełen niewyjaśnionego, wyraźnie sprężony z naturą. Tym samym w „Miodzie dla dakini” ramię w ramię iść będą motywy z kina noir i filmów detektywistycznych oraz buddyjskie opowieści sprzed wieków. Przy tym wszystkim warto zaznaczyć, że wrażliwość Roder sprawia, że jej obrazowi o wiele bliżej do kina artystycznego niż do mainstreamowej produkcji. „Miód dla dakini” zachwyca oprawą wizualną i unikatowym klimatem. To film nieśpieszny, refleksyjny, przenoszący widza do zupełnie innej rzeczywistości, w której chce się pozostać na długo po wyjściu z kina.
Już niebawem będziemy mieć dla was również wywiad z Dechen Roder! Tymczasem „Miód dla dakini” w wybranych polskich kinach już od 16 lutego. Redakcja „enter the ROOM x G’rls ROOM” objęła patronat medialny nad tytułem.
Fot. materiały prasowe