Tina to alter ego Czarneckiej. Przyjechała do Warszawy jak wiele i wielu z nas: z ambicjami, marzeniami, wielkimi planami zawojowania stolicy. Tymczasem „cyrk uliczny trwa”, kurewny, „inwazja klaunów”, „nowy wspaniały świat myślałam, w związek fałszywy z miastem się wdałam”. Artystka pokazuje nam swoją perspektywę i, jak śpiewa, „emocje sprzedaje emocję”. Jej Tina trochę jest rozczarowana tym, co zastała, trochę sobie wspomina dzieciństwo i to, jak na nią wpłynęło (na przykład nieobecność ojca), a trochę fantazjuje, zastanawiaj się nad obraną przez siebie drogą i miejscem, w którym się znajduje.
Choć według mnie i dla mnie warstwa tekstowa w przypadku twórczości Czarneckiej jest szalenie ważna (niezależnie, czy to jej twórczość solo, czy z Gangiem Śródmieście lub Żelaznymi Waginami), to i muzyka dorównuje na „Solarium 2.0” jak najbardziej tym literackim poszukiwaniom. Jest i elektropop, jest i disco. Wszystko to, aby jak najlepiej oddać klimat konkretnego utworu i pomóc nam zobaczyć jedną z opowiadanych mikrohistorii przed oczami. A przy okazji ciało podryguje. Za muzykę odpowiedzialny był duet UV, czyli Michał Górczyński i Jacek Kita.
W ogóle „Solarium 2.0” to bardzo spójna całość. Zasługa w tym bez wątpienia Domi Grzybek, która jako art director czuwała nad całością koncepcji wizualnej. Za stronę graficzną albumy odpowiedzialne zaś były współpracujące z nami dziewczyny z Hekla Studio.
Bardzo wam płytę Czarneckiej polecamy. Nie tylko dlatego, że jej matronujemy, ale ze względu na doskonałe obserwacje rzeczywistości Czarneckiej i jej zabawę słowem. To nie jest płyta po prostu do słuchania sobie w tle. To historia, która w nas zostaje, zmusza do refleksji.
Fot. materiały prasowe