Joachim Trier znany jest z filmów bardzo naturalistycznych („Reprise. Od początku raz jeszcze”, „Głośniej od bomb”, „Oslo, 31 sierpnia”). Tym razem norweski reżyser serwuje nam coś zupełnie innego. „Thelma” to thriller, choć raczej testujący, co jeszcze w ramach gatunku można pokazać, niż sztywnie wpisujący się w ramy. Nowy film Triera ma zdecydowanie kolażowy charakter. Widać w nim liczne odwołania – motywy, które znamy już z literatury, kina, szeroko pojętej kultury. Bo czego właściwie nie ma w „Thelmie”? Jest coś z Hitchcocka i jego lubości do budowania fabuły wokół traumy, którą bohater dopiero sobie przypomni w toku akcji („Urzeczona”, „Marnie”), coś z Lyncha i jego słabości do odsłaniania mrocznych sekretów z pozoru idealnych rodzin żyjących na spokojnej wydawałoby się prowincji („Miasteczko Twin Peaks”, „Blue Velvet”) czy von Triera, który poddaje swoje bohaterki najtrudniejszym możliwym testom i każe mierzyć się z poczuciem winy („Przełamując fale”, „Nimfomanka”). Jest też szczypta Stephena Kinga i skandynawskich kryminałów, niepokojących, pełnych okrucieństwa baśni i greckich mitów. I tak wyliczać można bardzo długo.

2 Thelma gutek film

Te wszystkie odwołania momentami wywołują uczucie powtarzalności, ale koniec końców „Thelma” się broni. Pomaga jej w tym ciekawa warstwa symboliczna, piękna oprawa wizualna i duży ładunek emocjonalny, który udało się przemycić głównym aktorkom. Odtwórczyni roli Thelmy – Eli Harboe – wypada bardzo przekonująco. Wierzymy jej, a o to w thrillerach i horrorach trudno – często bywa tak, że sposób gry aktorów sprawia, że to, co powinno nas przerażać i wzbudzać empatię, wywołuje tylko śmiech i jest po prostu kiczem. W „Thelmie” na szczęście się to nie dzieje. Nic dziwnego, że podczas ostatniego Berlinale Harboe odebrała wyróżnienie dla młodych, obiecujących aktorów europejskich. Bardzo dobrze radzi sobie też Kaya Wilkins (Anja), choć to jej aktorski debiut. Wilkins dała się do tej pory poznać jako modelka i autorka muzyki, współpracując między innymi z producentem zespołu The xx.

W „Thelmie” plusem jest też pewna świeżość samej historii, bo choć kino coraz częściej i ciekawiej mówi o miłości homoseksualnej, wciąż jest to temat nie aż tak mocno wyeksploatowany. Co jest punktem wyjścia dla opowieści? Tytułowa bohaterka przyjeżdża do Oslo na studia. Wychowywała się w rodzinie żyjącej wedle ścisłych religijnych zasad, a rodzice wciąż nieustannie ją kontrolują i wpędzają w poczucie winy. A ono zacznie jeszcze rosnąć, gdy dziewczyna spróbuje miejskiego, studenckiego życia i przede wszystkim – zakocha się w swojej koleżance z uczelni. A to wszystko Trier opakował w rzeczywistość pełną niepokojących, surrealistycznych zdarzeń, bo buzujące w Thelmie emocje będą w stanie wyzwolić drzemiące w niej destrukcyjne moce. Słowem jest ciekawie. I to nie tylko dla fanów thrillerów.

„Thelmę” na ekranach polskich kin można oglądać od 8 czerwca. Redakcja „enter the ROOM x G'rls ROOM” objęła patronat medialny nad tytułem. 

Fot. materiały prasowe