Charlotte Gainsbourg

OFF FESTIVAL 2018 za nami! Nasze dziewczyńskie faworytki nas nie zawiodły! Katowice i Dolinę Trzech Stawów opuściłyśmy z poczuciem, że warto wrócić tutaj za rok!

Po pierwsze: na OFF-ie panuje bardzo przyjazna atmosfera. Plusem jest swego rodzaju kameralny, piknikowy charakter wydarzenia (w porównaniu do choćby Open'era czy Pol'and'Rock). Bliskość centrum Katowic, dobra komunikacja, a przede wszystkim znajdujące się niedaleko od siebie sceny zatopione w zieleni zrobiły na nas pozytywne wrażenia. I może wstyd się przyznać, ale byłyśmy na OFF-ie po raz pierwszy! Ale jesteśmy przekonane, że nie po raz ostatni. Zaskoczyły nas już same, dawno nieodwiedzane Katowice: zielone, pełne odnowionych kamienic i knajpek z dobrym jedzeniem, a przede wszystkim dawno niewidzianych znajomych!

Pierwszy dzień zdecydowanie należał jak dla nas do The Como Mamas  – sióstr z amerykańskiego miasteczka Como w Missisipi, Angelii Taylor i Delli Daniels oraz ich przyjaciółki Ester Mae Smith, które porwały nas do bujania biodrami i urzekły szczerymi wyznaniami o swoich relacjach z Jezusem. Wiele osób czekało tego wieczoru na M.I.A., ale kto był na jej zeszło rocznym koncercie na Open'erze, powinien zdawać sobie sprawę, że lwią część roboty na scenie robi jej świetny zespół: didżejka i tancerki. Choć tego wieczoru artystka nie była raczej w dobrej formie, to pod sceną odbywały się tańce, bo trudno nie tańczyć, kiedy słyszymy dobrze znane, przebojowe melodie i możemy wyśpiewać słowa. 

1 off festival

Aurora

2 off festival

Moses Sumney

Drugi dzień OFF Festivalu pełen był dobrych koncertów: od porywającego Turbonegro po Charlotte Gainsbourg. Ale po kolei. Na początek za serca chwycił na Moses Sumney. Następnie oczarował nas projekt Skalpel Big Band – tym razem didżejski duet z Wrocławia związany z brytyjską wytwórnią Ninja Tunes bazujący na jazzowych samplach, głównie  polskich z lat 60. i 70., wystąpił z orkiestrą pod batutą Patryka Piłasiewicza. Naszą faworytką została KOM_I z Wednesday Campanella, na której występ czekałyśmy chyba najbardziej. Tańcom i owacjom pod sceną eksperymentalną, na której wystąpiła artystka z Japonii, nie było końca. I nic dziwnego: KOM_I wykonującą swoje elektropopowe utwory a to tańczyła w tłumie, to dawała się pochłonąć czemuś na kształt nadmuchanej, foliowej poduszki, aż na finał w czymś takim w kolorze czarnym uniosła się na rękach publiczności i przemierzyła cały namiot. Trochę wyglądało to jak czarna chmura z jakiegoś horroru, ale wraz z elektronicznymi dźwiękami i słodkim głosem KOM_I dało ciekawy efekt. Sama artystka wydawała się poruszona i pozytywnie zaskoczona ciepłym przyjęciem, za które uroczo dziękowała. Bardzo podobał nam się również dopracowany występ Charlotte Gainsbourg. Może nie tak przebojowy jak występ KOM_I, ale nie o to tu chodziło. Dopracowane detale scenografii, gra świateł, a przede wszystkim intymny śpiew Francuzki podbity elektronicznymi tonami robiły wrażenie. A dżinsowe stroje wokalistki i jej zespołu kojarzyły się z dżinsowymi total lookami, które Charlotte i jej ojciec Serge mieli na sobie w materiałach promujących ich wspólny utwór „Lemon Incest”.

W niedzielę na pierwszy ogień Marlon Williams. Choć nieco spóźniony, to jednak skradł nasze serca swoją bezpretensjonalnością chłopaka z gitarą śpiewającego o miłości. Potem Ariel Pink i jego zespół pełen freaków zaserwowali nam mieszankę swoich utworów: najpierw tych cięższych, aby pod koniec rozkołysać nas takimi kawałkami jak choćby „Baby”. Niekwestionowaną kólową zgodnie z naszymi przypuszczeniami była Big Freedia. Wszyscy ochoczo robili przysiady za jej przykładem czy twerkowali. Nawet kilka szczęśliwych dziewczyn z pierwszych rzędów miało okazję zatańczyć na scenie w trakcie jednego z utworów. Ten występ miał niesamowitą energię i zapewnił publiczności mnóstwo radości dzięki nieszablonowej osobowości gwiazdy z Nowego Orleanu. A dopełnieniem tego koncertu było wspólne odśpiewanie przeboju Whitney Houston „I Will Always Love You” w myśl zasady, że śpiewać każdy może. Headlinerzy zamykający festiwal, czyli nowojorczycy z Grizzly Bear też nie zawiedli, serwując nam kawał dobrego gitarowego grania rodem z Ameryki. 

 3 off festival

Skalpel

4 off festival

KOM_I 

5 off festival

Big Freedia

6 off festival

Zola Jesus

Fot. Michał Murawski / materiały prasowe OFF FESTIVAL