Chciałabym powiedzieć, że wybieram nieodpowiedzialnie nieświadomość, jednak w tym przypadku nie ma wyborów, są tylko szanse i statystyki, za którymi kryją się historie (nie tylko) kobiet – nazywanych przez wielu wojowniczkami, przez innych ofiarami, wysłuchiwanymi z politowaniem. Dla mnie są wyjątkowe. Z piersiami czy bez nich pokonują granice, żyjąc nie tylko dla siebie, ale czasem też za te, które pokonała choroba. O życiu z nowotworem i tym, kim są teraz, opowiedziały mi poznańskie Amazonki.
Naklejka na drzwiach windy
Małgosia od jakiegoś czasu zmagała się w domu z tematem swoich piersi, ponieważ na jednej z nich pojawiło się coś nieciekawego. Ale to niepokojące „coś” nie było niczym groźnym, dlatego historia będzie o drugiej piersi – tej z pozoru zdrowej. Która zachorowała. Mąż, dotykając piersi Małgosi, wyczuł, że brodawka jest jakaś inna, i subtelnie, ale systematycznie informowała ją o tym. Jednak dopiero gdy Małgosia na drzwiach szpitalnej windy spostrzegła naklejkę z napisem: „Jeśli zauważyłaś niepokojące zmiany na sutku, zgłoś się do lekarza”, postanowiła się samozbadać. Gdy położyła dłoń na tej zdrowiej i dojechała do otoczki brodawki, coś poczuła – to samo, co poczuł jej mąż, choć ciężko było to zdefiniować. Przypomniała sobie jego słowa, naklejkę i udała się do radiologa. Diagnoza – rak agresywny, wskazana natychmiastowa operacja. W amoku wybiegła z gabinetu lekarskiego, a pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy, dotyczyła śmierci: „Zaraz umrę, muszę wszystko uporządkować, wszystkie swoje sprawy, póki mam czas i siłę”. Myślała o śmierci, bo nie można było o niej nie myśleć. Potem jednak nastąpiła akceptacja choroby i jej następstwa – okaleczonego ciała. I choć Małgosia podejmuje temat rekonstrukcji piersi, to otwarcie przyznaje, że nie jest jeszcze gotowa, by kolejny raz przejść przemianę.
Orzech włoski
Syn Krystyny uległ wypadkowi podczas zawodów szermierskich. Choć z pozoru wszystko wyglądało niegroźnie, po kilkunastu godzinach trafił na OIOM. Krystyna przyjechała do szpitala i gdy spojrzała na swojego jedynaka podpiętego pod kilka pikających aparatur, zemdlała. Wieczorem, podczas kąpieli w hotelowej łazience, na swojej niedużej piersi wyczuła guz wielkości orzecha włoskiego. Była pewna, że rano jeszcze go tam nie było – trudno coś takiego przeoczyć. Guz pod wpływem ogromnego stresu wyszedł na wierzch. Podświadomość podpowiadała jej, że niczego dobrego to nie może wróżyć, ale wtedy to nie był jej czas, myślała jedynie o synu. Dopiero gdy jego stan się ustabilizował, poszła do lekarza, który zamiast diagnozy postawił przy jej nazwisku wykrzyknik. Tak w latach 90. informowano kobiety o raku piersi – stawiając wykrzykniki, odsyłając do kolejnych specjalistów i nie odpowiadając na pytania. Nawet gdy Krystyna leżała już na szpitalnej sali, czekając na operację, nie usłyszała wprost, że ma raka. Niedługo potem trafiła w „Twoim Stylu” na artykuł o warszawskich Amazonkach, który napisała jedna z nich 13 lat po diagnozie. Wtedy Krystyna postanowiła trzymać się tych trzynastu lat, a swój żal, swoją złość na chorobę i otaczający świat przekuła w inicjatywy, które dziś nie tylko łamią tabu, ale przede wszystkim stanowią miejsce opieki, rehabilitacji i rozmowy dla innych Amazonek.
Bez niej
Lekarz powiedział Anieli, że jest w takim wieku, że już nie zajdzie w ciążę, więc nie będzie też karmić, dlatego warto usunąć całą pierś. Przez długi czas Aniela nie chciała pogodzić się, że za kilka tygodni obudzi się i po prawej stronie klatki piersiowej będzie miała jedynie bliznę. Nie wiedziała też, czym będzie mogła wypełnić pustkę po piersi, co będzie musiała upchać do stanika, by czuć się i wyglądać „normalnie”. Gdy przed operacją pojawiało się coraz więcej pytań, zaczęła dostrzegać w szpitalu te same, coraz bardziej znajome twarze – były to kobiety, którym wyłyżeczkowano guza, jednak po operacji pojawiły się nowe ogniska i ostatecznie musiały ponownie przejść przez to samo piekło. Wtedy pierwszy raz pomyślała, że warto podjąć radykalną decyzję. Jednak zaakceptowanie nowej siebie, z którą wciąż uczy się żyć, jest trudniejsze od samego zabiegu. Ze łzami w oczach wspomina moment, gdy zobaczyła się po raz pierwszy po operacji. Choć minęły już miesiące, spoglądanie w lustro jest dla niej nadal ogromnym wyzwaniem. Ubiera się z zamkniętymi oczami. Czuję, że chciałaby powiedzieć, że się wstydzi, ale ona dodaje jedynie na koniec naszej rozmowy: „Pamiętam, jak myłam ją ostatni raz”.
Cztery czerwone i dwanaście białych
Barbara z kolei podsumowała nasze spotkanie, mówiąc dwukrotnie: „Jestem Amazonką”. Ale zanim zaczęła tak o sobie myśleć i mówić, było trudno.
– Kiedy przejdziesz operację, okazuje się często, że to dopiero początek choroby, która nie mija po dwóch tygodniach – zmagania z nią trwają lata i tak naprawdę, mimo dobrych wyników, cały czas w nas żyje. Dostajesz czerwone, żółte, białe chemie – pozornie wyglądające jak kroplówki – które dominują codzienne funkcjonowanie, rujnują ciało i psychikę. Myśląc chemia, miałam w głowie raczej antybiotyk – lekarstwo, a nie płyn, po którym masz wrażenie, że więcej nie dasz rady, że nie przetrwasz. Włosy wychodzą garściami, gdy budzisz się rano, leżą obok na poduszce. Nie masz siły, by wstać, ale musisz, bo nieustane mdłości do tego zmuszają. Wybuchy, fale ciepła i zimna od stóp po czubek głowy stają się codziennością. Walczysz sama ze sobą. Ale to jeszcze nie koniec, chociaż wydawałoby się, że już tak. Wychodzisz z domu, bo bycie sam na sam w czterech ścianach jest nie do zniesienia. Ciężko ci chodzić, bo chemia uszkodziła nerwy. Podczas spaceru dookoła osiedla zatrzymujesz się kilkanaście razy i wtedy właśnie wpadasz na ludzi, których nie chcesz spotkać. Bo oni zadają pytania i oczekują odpowiedzi. A ty nie chcesz stać i krzyczeć, że masz raka, że to właśnie ty go masz, dlaczego ty?! Nie chcesz o nim rozmawiać, myśleć, nie umiesz z nim żyć. Wstydzisz się go. Mijają chemie, przemija czas, w końcu zaczynasz godzić się z nowym życiem, akceptować to, co się wydarzyło. Przestajesz się wstydzić, a czasami nawet masz ochotę sama mówić, że jesteś Amazonką.
Seksualność
Podczas turnusu rehabilitacyjnego w kołobrzeskim ośrodku Krystyna widziała różne rzeczy, które dziewczyny upychają sobie do staników: była w nich wata, gałganki, nawet trawa morska. Była też kobieta, której mąż, piekarz, każdego ranka uklepywał ciasto. Przeurocza para. Ten mężczyzna chciał pokazać swojej żonie, jak tylko umiał, że podczas choroby jest przy niej. A pierś, którą on przez lata się zachwycał, całował i pieścił, a która przestała istnieć – niczego nie zmienia. Choć nie do końca. Bo on kochał teraz swoją żonę dwa razy mocniej niż przed operacją. Czy uklepując ciasto, myślał, by stworzyć żonie pierś, która pomoże jej odzyskać pewność siebie? Niewykluczone. Na pewno wiedział jednak, że woda i mąka nie zastąpią piersi i nie przyspieszą pogodzenia się ze stratą. Mimo to miał nadzieję, że bez jednej czy nawet dwóch piersi jego żona będzie potrafiła spojrzeć na siebie tak, jak on patrzy na nią każdego dnia. O tym, że seksualność kryje się w głowie, a nie pod brodą, wiedziały już inne Amazonki, które nie zakłamywały rzeczywistości, mówiły wprost, co przeszły, z czym się zmagają. I to właśnie one były adorowane przez mężczyzn podczas turnusu. Gdy kobiety z obfitymi i „kompletnymi” biustami siedziały przy stolikach, one tańczyły do białego rana.
Samobadanie
Monodram Agnieszki Różańskiej „Jest jak jest”, który stanowi część kampanii dotyczącej profilaktyki raka piersi, przedstawia to, czego najbardziej się boimy: chorobę i śmierć. Nic dziwnego, że wolimy je oglądać na szklanym ekranie czy deskach teatru. Jednak czasami są bliżej niż się wydaje, dosłownie na wyciągnięcie ręki, więc wyciągajmy dłonie, chwytajmy za piersi i samobadajmy się. Nie ma nic lepszego niż świadomość i samokontrola. Jeśli będziemy znały nasze piersi, zauważymy wciągnięcie brodawki, dziwnie wyglądającą zmarszczkę, lekko zapadająca się skórę czy twardawy guzek. I będziemy mogły zareagować. Nie zawsze niepokojąca oznaka okaże się rakiem. Niech mammografia stanie się rutynową kontrolą, a rozmowa o tym, że coś dziwnego pojawiło się na piersi, przestanie być tabu. Tę wiadomość, drogie panie, przesyłają wam Amazonki.
Potrzebujesz rozmowy?
Poznańskie Towarzystwo „Amazonki”
ul. Piastowska 38, 61-556 Poznań
Telefon: +61 833 36 65
Reportaż ukazał się po raz pierwszy w magazynie G'rls ROOM (numer 4 - jesień 2017).
Zdjęcia Katarzyna Piwecka