W zasadzie ten tekst miał być kontynuacją tego, co powyżej. Miał być napisanym w luźnej atmosferze podsumowaniem naszych zachowań seksualnych. Trochę o tym, jak się kochamy, jak seks uprawiamy, jak nam jest w tych naszych stałych związkach partnerskich, czy zdradzamy i w końcu oczywiście o tym, co w sferze seksualnej oferuje nam świat wirtualny, pojawiające się co i rusz nowe aplikacje do randkowania, umawiania się na seks, do wysyłania sobie mniej lub bardziej odważnych zdjęć itp. O tym też będzie. Ale zanim…

Dziewczyny do wzięcia

Sobotnie popołudnie to moment, kiedy z braku lepszych zajęć fajnie poprzeglądać sobie niezobowiązująco, dla zabicia czasu, chłopaków na Tinderze. Dla tych, którzy jeszcze jakimś cudem nie słyszeli – Tinder to powiązana z Facebookiem aplikacja na smartfony, która pozwala w anonimowy sposób przeglądać osoby chętne do nawiązania nowych – przede wszystkim seksualnych – kontaktów. Mamy więc pobrane zdjęcia z Facebooka danego osobnika, jego imię, wiek, zainteresowania, wspólnych znajomych i odległość od nas. I zaczyna się zabawa. Jednym kliknięciem decydujemy, czy nam się podoba czy nie. Jeśli dwie osoby są na tak, zostają parą i mogą czatować. Ja Tindera mam od maja, par mam kilkadziesiąt i jak dotąd nic z tego nie wyniknęło. Mam wrażenie, że wszyscy tylko o tej aplikacji piszą, snują teorie i na tym się kończy. Z kilku moich koleżanek tylko jedna się faktycznie umówiła i poszła na całość, więc niby można, a może to wyjątek potwierdzający regułę. A może ja mam jednak konserwatywne podejście i nie dla mnie fast sex.

Jak poznałem waszą matkę

Przejrzałam więc tego Tindera, paru dałam serce na znak aprobaty. Po chwili telefon zawibrował, zostałam sparowana z niejakim Januszem, który od razu do mnie napisał: Hej, jesteśmy parą. Daj znać, czy chcesz się spotkać. I u mnie czy u Ciebie. Krótko i na temat. Wreszcie do rzeczy, a nie czcze gadki, które mają być tylko przykrywką do tego, o co naprawdę chodzi. Tu raczej nikt nie szuka męża/żony, przyjaciela/przyjaciółki. Tu wszystko jest na dłoni, więc nie ma o czym dyskutować. Zanim odpisałam jeszcze raz przejrzałam jego dane, zdjęcia i nasze wspólne zainteresowania. Odległość – 3 km. Wszystko super. Gramy. On prosto z mostu, tym razem to ja pchałam rozmowę w kierunku wspólnych zainteresowań, on jednak nie dał się sprowadzić na manowce: Zadam Ci pytanie z Wesela (tak, naprawdę tak mi napisał i niestety dałam się na to złapać, mam słabość do literatury). Jak to jest z tą wolną miłością? W kontekście Tindera. No i od słowa do słowa, od Wesela do życia i byliśmy umówieni. W nocy. Bynajmniej nie na randki, rozmowy, pogaduszki. Tylko na seks. Raz kozie śmierć, pomyślałam.

Co nas kręci, co nas podnieca

W oczekiwaniu na nocne przygody, wróćmy do badań i statystyk, czyli do sedna sprawy. Tinder wcale mnie nie interesował, eksperymentów nie planowałam. Chciałam generalnie dowiedzieć się, jak to jest z tym seksem w czasach cywilizacji 2.0, ale nie na własnej skórze. Po pierwsze – zadowolenie. Z badania przeprowadzonego przez firmę Durex w 2012 roku wynika, że 74% Polaków jest zadowolonych ze swojego życia seksualnego. Część ekspertów twierdzi, że to zadowolenie może wynikać po prostu z niezbyt wygórowanych wymagań. Choć i te z roku na rok rosną, m.in. dzięki wiedzy zdobywanej najczęściej za pośrednictwem internetu. Prof. Zbigniew Izdebski, kierownik katedry biomedycznych podstaw rozwoju i seksuologii Uniwersytetu Warszawskiego, autor studium badawczego Seksualność Polaków na początku XXI wieku zauważa, że internet stał się niemal nieodłączną częścią naszego życia intymnego – od szukania informacji, przez zawieranie znajomości na forach internetowych po cyberseks. Świat wirtualny to jednak nie tylko rozwiązanie dla samotnych czy niezaspokojonych. Wdarł się on także do stałych związków, będąc szybkim sposobem na zdradę w białych rękawiczkach, bez wychodzenia z domu. Niektórzy stosują go też jako środek na problemy w sypialni, choć oczywiście nie jest to rozwiązanie, lecz chwilowy środek zaradczy. Prof. Izdebski w wywiadzie w programie „Hani Bal” w radiu Zet Chilli mówił niedawno o swoistych trójkątach, kiedy to partner lub partnerka przed odbyciem stosunku wywołuje u siebie pożądanie, rozmawiając z innymi czy choćby oglądając ich zdjęcia w internecie – bo naszą najczęstszą fantazją erotyczną jest właśnie seks z innym partnerem, choćby z opatrzonym Ryanem Goslingiem. Można w ten sposób oczywiście podkręcać atmosferę w związku, lecz łatwo też uzależnić się od tego wygodnego, jakby nie było, sposobu i zamiast się zbliżyć – oddalić.

Hey girl, odłóż smartfona

A o tym oddaleniu, o tym „razem, a jednak osobno”, znów mówią badania firmy Durex, które wykazały, że statystyczny Polak częściej dotyka swojego smartfona niż partnera. Choć oczywiście znakomita większość, bo 93 % ankietowanych deklaruje, że dotyk to dla nich najważniejsza rzecz w związku. I tego dotyku i uwagi, które poświęcamy smartfonom, a w zasadzie zainstalowanym na nich aplikacjom, wszystkim nam brakuje. Z drugiej strony aplikacje mogą być też pomocne w budowaniu relacji czy utrzymywaniu kontaktów np. przez pary, które żyją na odległość. Badanie przeprowadzone przez firmę Samsung wśród 5000 respondentów w wieku 18-65 lat w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Hiszpanii i we Włoszech wykazało, że jedna czwarta ankietowanych żyjących w związkach korzysta z sieci społecznościowych do komunikowania się ze swoimi partnerami, a ponad jeden na dziesięć respondentów korzysta w tym celu z wideo rozmów. Może do tego służyć aplikacja Snapchat pozwalająca na czatowanie czy przesyłanie sobie 10-sekundowych filmików. Są też dedykowane dla związków aplikacje (Duet, Avocado), dzięki którym można prowadzić prywatne rozmowy, umawiać się na randki, gromadzić wspólne zdjęcia itp. Jest też aplikacja Feel Me, dzięki której podczas pisania wiadomości możesz się dotykać z partnerem… Dotykasz punktów na ekranie i jeśli on robi to samo, to czujesz wibracje i zapala się czerwone światełko. Wszystko świetnie, jednak to tylko namiastka bliskości, lizanie przez szybkę, bo nic nie zastąpi przecież kontaktu z drugim człowiekiem na żywo.

O północy w Warszawie

Dlatego wracamy do realu. Umówiona godzina wybiła. Mój „tinder” zapukał punktualnie do drzwi (z dwojga złego wybrałam swoje łóżko). Na dobry początek otworzyliśmy wino i postanowiliśmy zamienić jednak parę słów. Zapytałam, czym on się zajmuje i czy już tej wolnej miłości by Tinder próbował, bo ja – szczerze mówiąc – to pierwszy raz. On także. Pierwszy raz. I też pisał tekst o aplikacjach do randkowania. Kurtyna.

Fot. unsplash.com