Kobiece piersi. Temat łatwy, miły i przyjemny? Zależy, z której strony. Wokół kobiecych piersi sporo się dzieje. Feministki, psychologowie i onkologowie, mężczyźni, dzieci… Niby piersi należą do kobiet, ale wszyscy wokół mają do nich jakieś roszczenia. I to od zarania ludzkości.

Łatwo nie jest. Kiedy spotykam się z koleżankami, prędzej czy później pojawia się temat piersi. Porównywanie, narzekanie. Jedna ma za małe, druga za duże, już nie tak jędrne, nie ten kształt, nie można dobrać stanika, chłopakowi się nie podobają albo podobają aż za bardzo. Zwykle to właśnie piersi są główną przyczyną kompleksów kobiet, jeśli chodzi o sferę ciała. Uznawane za główny symbol kobiecości, są gdzieś pomiędzy miłością platoniczną, której wystarczą powłóczyste i wstydliwe spojrzenia, a stosunkiem seksualnym. Czy w ubraniu, czy topless – budzą często tak samo gorące emocje. A nasza zachodnia cywilizacja od czasów renesansu, kiedy to po surowym średniowieczu piersi odarto z ich świętości (śmielej odsłaniano, opisywano i malowano), nieustannie je fetyszyzuje. Mniej więcej od początku XX wieku mamy też do czynienia ze stopniową komercjalizacją biustu, który sprzeda wszystko – od oczywistych w tym przypadku biustonoszy, po tak abstrakcyjne rzeczy jak rower czy blachodachówka. Cóż, piersi dobrze się kojarzą, dobrze się też na nie patrzy, są kuliste, opływowe, w przeciwieństwie do kanciastej dachówki. A kuliste kształty budzą pozytywne skojarzenia i są uważane za szczególnie estetyczne.

Każda epoka ma swój kanon piękna. W średniowieczu ideałem były małe, krągłe i białe piersi, latach 20. i 30. XX wieku to z kolei moda na chłopczyce, która wiązała się ze spłaszczaniem i ukrywaniem tego atrybutu kobiecości w czym pomagały specjalne staniki. Obecnie wciąż mamy erę push-up z dominacją sporych, kształtnych i uniesionych biustów. Tak więc trudno nie mieć w głowie wyobrażeń idealnych piersi, którymi z każdej strony karmią nas media (przed biustem nie ma ucieczki), naturalnie po przepuszczeniu ich wcześniej przez Photoshop. Zarówno my, jak i nasi partnerzy jesteśmy wyposażeni w wiedzę, jak taki idealny biust powinien wyglądać, więc nawet jeśli nie mamy wielkich kompleksów na tym punkcie, to jednak częściej spoglądamy krytycznie na nasze piersi i przywiązujemy większą wagę do ich wyglądu niż kilka wieków temu. Takie czasy.

Dlatego też mogłoby się wydawać, że obecnie piersi nie powinny już budzić emocji, podniecenia. Staniki dawno popalone w latach 60. i 70. wraz z rewolucją seksualną i feministyczną, a nagie biusty są na porządku dziennym. Nawet jeśli od czasu do czasu wywołują skandale i poruszenie, to już na pewno nie mają takiej siły rażenia jak jeszcze kilkanaście lat temu. W internecie na wyciągnięcie ręki, a raczej na kliknięcie myszką, mamy najróżniejsze piersi – do wyboru do koloru. Może poza Facebookiem i Instagramem, które stoją na straży moralności i blokują profile zbyt odważnych użytkowniczek, nawet jeśli jest to Rihanna. Z piersiami jesteśmy opatrzeni, jednak niezmiennie fascynują, podniecają. Nadal chcemy na nie patrzeć. I nie tylko oczywiście. Bo to przecież bardzo istotne miejsce na erotycznej mapie kobiecego ciała.

Choć to kwestia gustu, to jednak wielu mężczyzn właśnie biust wymienia jako jedną z najbardziej podniecających części ciała partnerki, nawet jeśli daleko mu do wzorców lansowanych przez media. Fascynuje ich kształt i dotykanie piersi. Dla większości kobiet jest to również przyjemne doznanie, gdyż w tej strefie znajduje się sporo receptorów nerwowych. Mężczyźni już od najmłodszych lat zauważają erotyczne oblicze piersi i tak zaczyna się obsesja na ich punkcie, którą można tłumaczyć najprostszą zasadą przeciwieństw w budowie anatomicznej kobiety i mężczyzny pt. interesuje mnie to, czego nie mam. Choć Zygmunt Freud miałby tu więcej do powiedzenia, gdyż uważał piersi za źródło najgłębszych emocji człowieka związanych z okresem niemowlęctwa, kiedy każdy z nas uzależniony jest od karmiącej matczynej piersi. Ssanie piersi to pierwsze erotyczne doświadczenie, pierwowzór późniejszych związków miłosnych, a pierś to pierwszy erotyczny obiekt i za nimi właśnie według freudowskiej teorii tęsknimy w dorosłym życiu. Piersi w ogóle, zostawiając już Freuda, są w naszej kulturze synonimem matki, której tak często mężczyźni poszukują w partnerce.

Z jednej strony dla równouprawnienia i wielu innych kwestii społecznych lepiej byłoby, aby piersi zostały odarte z ich erotycznego charakteru oraz ciężaru symboliki. Z drugiej – byłoby wtedy bez wątpienia nudno. Najważniejsze więc, aby swoje piersi polubić bez żadnego ale. Bo piersi w pierwszej kolejności należą do nas, a nie do reszty świata. Choć wydaje się czasem, że to wokół nich kręci się świat... W staniku czy bez, małe czy duże mają być źródłem przyjemności, a nie cierpień.

Korzystałam z książki Historia kobiecych piersi Marilyn Yalom.

Fot. materiały prasowe, pinterest.com