Dziś na warsztat bierzemy wstyd. Ten związany z naszą cielesnością i seksualnością. Samo to odczucie doskonale znamy od dziecka. Powody były zapewne różne. Najczęściej jednak to właśnie czyjaś nagość lub sytuacja intymna powodowały, że na twarz występował rumieniec, było nam nieprzyjemnie, dziwnie, nieswojo. Nic dziwnego, bo nawet jeśli mieliśmy szczęście do swobodnych w sferze cielesnej rodziców, to pewnie szybko daliśmy się złapać w karby naszej kultury, która mimo seksualnych rewolucji i epatowania nagością w celach marketingowych, wciąż każe nam się czegoś wstydzić. Wstyd obecny w kulturze zachodnioeuropejskiej od wieków nie tak łatwo wykorzenić. Ma się on dobrze zwłaszcza w tych krajach, gdzie w kościołach głosi się, że seksualność służy prokreacji, a w innych przypadkach jest łączona z brudem, nieczystością, grzechem. Dodatkowo braki w edukacji seksualnej, uznawanie seksualności za tabu z pokolenia na pokolenia sprawiają, że wstyd wciąż ma się u nas dobrze.
Ale czy to na pewno źle? Może jednak popadamy ze skrajności w skrajność? Może hasła o wyswobodzeniu się z krępującego wstydu propagowane przez media są przesadą? Czy mamy epatować ciałem wszem i wobec, niezależnie od sytuacji, uprawiać wyuzdany seks i opowiadać o tym na prawo i lewo? No cóż, najogólniej mówiąc, najlepiej słuchać siebie, wyznaczyć sobie granice, rozróżnić wstyd dobry i zły, a także oddzielić go od innych uczuć. Wstyd to nie jest to samo co dbanie o swoją intymność i zachowanie swoich granic – podkreśla psycholog Adriana Klos*. Z jednej strony powinniśmy się nie tyle wstydzić, ile dbać o wyznaczenie i zachowanie granic swojej intymności i innych osób w sferze publicznej. W końcu nie każdy może mieć ochotę oglądać nas w sytuacji intymnej.
Ciekawym społecznie zjawiskiem są plaże nudystów, które wzbudzają emocje zwłaszcza wśród tych, którzy sami by się na pokazanie w takich miejscach nie odważyli. Takie plaże przyciągają ludzi, którzy dobrze się czują ze swoim ciałem i potrafią oddzielić nagość od seksualności. Nie są to miejsca dla seksualnie rozpasanych, choć można przypuszczać, że ci, którzy akceptują swoje ciało, łatwiej nawiązują kontakty seksualne z innymi i pewnie mają udane, bogate życie erotyczne. Jednak – podkreślmy raz jeszcze – na „nagich” plażach nie chodzi o seks, lecz o pogodzenie się z własnym ciałem. Nikt tu się sobie natarczywie nie przygląda, wręcz można powiedzieć, że ciało staje się tu przezroczyste, aseksualne. W końcu możemy w takiej sytuacji po prostu być, bez ładunku znaczeń, które zawsze ze sobą niesie ubranie. Strój potrafi być nieraz bardziej podniecający niż pozbawione go ciało. Nic więc dziwnego, że na takich plażach spotyka się rodziny z dziećmi, którym w ten sposób można pokazać, że nasza fizjologia jest czymś naturalnym.
A nie ma się co oszukiwać – nasz stosunek do własnego ciała i seksualności kształtuje się przede wszystkim w domu rodzinnym i niestety nie zawsze da się go znacząco zmienić, jeśli nam w dorosłym życiu nie odpowiada.
Wciąż w wielu rodzinach seks to temat tabu i nie potrafimy o nim rozmawiać, nie jesteśmy oswojeni z tym tematem. To naturalne, że w okresie rozwoju pojawiają się pytania o seksualność, ale rodzice często nie radzą sobie sami ze wstydem w tej kwestii i my ten ich wstyd odczuwamy. Nawet jeśli nas zbywają, to po ich zachowaniu wnioskujemy, że cielesność i seksualność to coś złego, zakazanego, brudnego i lepiej o to już nie pytać. W niektórych rodzinach pokutują dodatkowo szkodliwe mity, które mogą prowadzić do uprzedzeń, do zahamowań, więc taki wstyd nie jest dobry. Kiedy rodzice nie pozwalają nam dotykać miejsc intymnych, straszą, że coś się nam od tego stanie (np. penis ci odpadnie), zakorzenia się w nas lęk, który może nam potem jeszcze długo towarzyszyć. Wydaje nam się, że dorastamy, że już się oswoiliśmy z tą naszą seksualnością, ale okazuje się, że jednak nie do końca potrafimy funkcjonować, rozmawiać o tym, myśleć czy się oglądać. A kiedy dostajemy sygnały, że się podobamy, to odczuwamy skrępowanie, mamy problem z tym, że ktoś na nas patrzy. Jeśli seksualność to temat otwarty w rodzinie, a rodzice cieszą się sobą, pokazują, że to jest OK, tym my będziemy bardziej otwarci. Oczywiście nie chodzi o to, żeby się nadmiernie obnażać, trzeba znaleźć złoty środek i pamiętać, że dzieci mają prawo do informacji na temat seksualności, bo to jest jak najbardziej naturalne. Trzeba o tym z dziećmi mówić, kiedy pytają, aby mieć kontrolę nad ich wiedzą, aby nie zdobywały jej na własną rękę z różnym skutkiem – podkreśla Adriana Klos.
Tak więc nie chodzi o to, aby stać nad łóżkiem rodziców i brać z nich żywy przykład. Chodzi o zdrowe podejście, o rozmawianie o seksie, technikach, zabezpieczeniach itp. O to, że nie trzeba z piskiem uciekać na drugi koniec mieszkania, kiedy ktoś z domowników idzie nago, dajmy na to z łazienki do swojego pokoju, bo np. zapomniał piżamy. Jeśli stosunki w rodzinie są w porządku, jeśli czujemy się kochani i akceptowani, to nie będziemy raczej mieli problemu z nagością. Oswojenie z nagością w domu na pewno ułatwia też odnalezienie się w sytuacjach, kiedy np. przez przypadek zobaczymy czyjąś intymną część ciała. A to przecież możne się zdarzyć wszędzie. I jeśli nawet nie będziemy się wtedy czuli komfortowo, to na pewno takie zdarzenie nie skończy się odczuwaniem palącego wstydu powracającego w koszmarach sennych.
Przenieśmy się w końcu ze wstydem do sypialni, choć akurat w to miejsce może lepiej go nie zabierać. Tu niestety, nawet mimo dobrych doświadczeń z dzieciństwa, często nie udaje się uniknąć zahamowań. A co dopiero jeśli wyszliśmy z domu pełni wstydu i strachu przed seksem. Bo czym innym jest granie tajemnicą, niedopowiedzeniem jako elementem stosunku czy podgrzewania atmosfery w związku, a co innego, kiedy nie czujemy się swobodnie w obecności partnera. I to za każdym razem. Coś, co na początku znajomości wydaje się w miarę naturalnym etapem, w późniejszym może wymagać nawet pomocy specjalisty, jeśli nie jesteśmy w stanie oswoić tego seksualnego wstydu, a z jego powodu seks staje się udręką. Dla niektórych już sam zapach wydzielin jest problemem uniemożliwiającym zrelaksowanie się i czerpanie przyjemności ze stosunku, niektórym nie przechodzą przez gardło nazwy narządów płciowych itp. Oczywiście można kochać się po ciemku i z zamkniętymi oczami, i na pewno w ten sposób też odczujemy taką czy inną przyjemność, ale pozbawimy się całej gamy doznań, którą daje świadome obcowanie z ciałem własnym i partnera. Nie znając swojego ciała i jego reakcji, trudniej nam rozmawiać o naszych potrzebach i na starcie ustawiamy na przegranej pozycji wobec partnera, oddajemy mu poniekąd kontrolę nad wszystkim, co w sypialni zachodzi.
Silny wpływ mediów sprawia, że wobec lansowanego przez nie nierealnego ideału piękna, często zwłaszcza kobiety mają swojemu ciału dużo do zarzucenia. Każdy sobie coś tam znajdzie, jakąś wadę, jeśli tylko chce. Jednak skupianie się na swoich minusach powoduje, że jest nam ze sobą źle i jest to kolejny przykład złego wstydu utrudniającego życie – twierdzi Adriana Klos.
Dotykamy tu kolejnej kwestii, czyli wstydu wynikającego z kompleksów. Mniej lub bardziej podstawnych. Niepogodzenie z mankamentami ciała, skupianie na nich, utrudnia zapewne nie tylko życie seksualne, ale i codzienne. Często jest też sygnałem niskiego poczucia własnej wartości. Funkcjonowanie w niezgodzie z własnym ciałem jest trudne. Od cielesności nie ma ucieczki, tak jesteśmy stworzeni. Warto jednak zawsze pamiętać, że kwestie estetyczne są ważne. Jednak czy nie jest tak, że kiedy pojawia się podniecenie, pożądanie, schodzą one na dalszy plan?
* Adriana Klos – psycholog, psychoterapeutka z ośrodka Strefa Zmiany, www.strefazmiany.pl
fot. pinterest.com