Zabiegani, złaknieni czułości, mimo wszystko wybieramy wirtualny świat, a w naszych relacjach powstają niewidzialne ściany. O bliskości i dzisiejszych związkach rozmawiamy z psycholog Marią Rotkiel.

Niedawno pojawiła się nowa aplikacja na smartfony – cuddlr. Za jej pomocą osoby, które potrzebują przytulenia, mogą się szybko umówić i zrealizować nagłą potrzebę bliskości. Czy nie zatoczyliśmy kółka? Czy nie jest tak, że najpierw zatraciliśmy się, przestaliśmy okazywać czułość najbliższym, a teraz potrzebujemy aplikacji, aby otrzymać trochę ciepła od drugiego człowieka, choćby obcego? A może dobrze, że mimo wszystko całkiem tej tak ludzkiej potrzeby nie zatraciliśmy? Jak to jest dziś z tą bliskością?

Potrzeba bliskości jest jedną z naszych najsilniejszych, pierwotnych i naturalnych potrzeb. Po pierwsze, człowiek jest istotą społeczną. Nawet będąc nonkonformistą, introwertykiem, potrzebujemy bycia między ludźmi, które jest dla nas gwarantem naszego poczucia bezpieczeństwa, prawidłowego funkcjonowania. My tego instynktownie potrzebujemy. Tworzyliśmy stada i do tej pory tak naprawdę stada tworzymy i to bycie obok drugiego człowieka jest społecznie uwarunkowane. Kolejna ważna kwestia to to, że z okresu prenatalnego i wczesnego dzieciństwa pamiętamy i kojarzymy bliskość jako coś dobrego. Dlaczego jak nam jest źle, to mamy taki odruch, żeby się przytulić? Albo jak widzimy, że komuś jest źle, to go przytulamy? Przytulamy ludzi potrzebujących pomocy, przytulamy, gdy wspieramy, gdy pocieszamy, bo zapamiętaliśmy tę bliskość fizyczną, jej pozytywny wpływ z czasów, kiedy byliśmy w brzuchu mamy, kiedy nas przytulała, karmiła. Oczywiście problem pojawia się, kiedy bliskość kojarzy się z bólem, zranieniem, kiedy więź nie jest prawidłowo kształtowana. Wtedy mamy oczywiście do czynienia z patologią. Jednak patrząc na tzw. normę, bliskość kojarzy się pozytywnie. Więc w życiu dorosły my tej bliskości po prostu potrzebujemy i poszukujemy. Problem polega na tym, że żyjemy w tzw. dzisiejszych czasach, które sprawiają, że mamy za dużo obowiązków, za dużo pracujemy, za dużo czasu poświęcamy różnym czynnościom, które nie do końca są związane z budowaniem relacji. Więc cierpimy wszyscy – możemy powiedzieć w uproszczeniu – na permanentny deficyt bliskości. Ja bym w ogóle nazwała to epidemią naszych czasów. My sobie ten deficyt próbujemy jakoś rekompensować, łagodzić. Czasami uciekamy w uzależnienia, co jest autoagresją, czasami próbujemy sobie zastąpić tę naturalną, fizyczną bliskość, bliskością wirtualną. Gdyby było tak, że posiadanie Facebooka i utrzymywanie wirtualnych znajomości to tylko jeden ze sposobów bycia z innymi, który jednak nie zastępuje, nie wypiera tej pierwotnej bliskości, tego, że kogoś możemy dotknąć, przytulić, pocałować, pogłaskać, to byłoby wszystko w porządku. Niestety człowiek jest taką przekorną istotą, że lubi się zachłysnąć czymś nowym. I my się teraz zachłystujemy tą wirtualnością, tą techniką, która nam zastępuje naturalne sposoby zaspokajania naszych potrzeb. I tu jest kłopot. Myślę, że takie inicjatywy jak dzień przytulania czy aplikacje, które nam pomagają w przytulaniu, to fajny pomysł, jest w tym dużo uroku. Jeżeli to ma być jeden ze sposobów pamiętania, że bliskość jest ważna i te sposoby nie wypierają budowania i pielęgnowania relacji, to super. Jednak kiedy zaczynają zastępować, to trzeba pamiętać, że nigdy nie będą na tyle wystarczające jak relacje bezpośrednie.

Zastanawiam się jednak, czy w naszym społeczeństwie jest w ogóle szansa na powodzenie, na zainteresowanie taką aplikacją, taką formą kontaktu między obcymi osobami? Ciężko nam się w ogóle uśmiechnąć do obcej osoby na ulicy.

Myślę, że jeśli chodzi o przytulanie z obcymi osobami, to jest mała szansa. Musimy pamiętać, że mamy tę tzw. bańkę prywatności, to jest około metr, gdzie nie chcemy dopuszczać do siebie ludzi fizycznie. Nie chcemy dopuszczać osób obcych, bo musimy je najpierw poznać. I to ma sens, patrząc pod kątem bezpieczeństwa. Bo jednak przytulanie jest pewną intymnością. Więc przytulanie z obcymi osobami – to raczej zbyt daleko idąca otwartość. Natomiast bycie miłym, uśmiechnięcie się, podanie ręki, dotknięcie kogoś, powiedzenie czegoś miłego – to dobry kierunek. Nie jestem zwolenniczką namawiania do tego, żebyśmy się obściskiwali na ulicy, ale uważam, że uśmiech, powiedzenie dzień dobry, kiedy wchodzimy do sklepu czy ustąpienie miejsca w autobusie lub tramwaju są takimi przejawy bliskości. Bo tak naprawdę przytulanie się jest jednym ze sposobów okazania pozytywnych emocji i budowania bliskości, a oprócz przytulania są inne sposoby, które są mniej inwazyjne, mniej naruszają taką naszą intymność. Przytulanie się zostawiłabym dla osób, z którymi już jesteśmy związani, o relację z którymi powinniśmy dbać. Bez przytulania nie ma więzi tak naprawdę. My tak budujemy więź z dzieckiem, partnerem, psem. Kiedy przestajemy się przytulać, dotykać, to jest to albo początek trudności w relacji, albo już ich objaw. I to przytulanie się jest czasami takim papierkiem lakmusowym, jeżeli chodzi o terapię par. Jako terapeutka często pytam, czy państwo się przytulacie, dotykacie, jak często, jak to na co dzień wygląda. I dla wielu związków z długim stażem to jest trochę taka podpowiedź, że coś się dzieje nie tak w ich relacji. Okazuje się, że często pacjenci nie mogą sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz się przytulali, głaskali itp. Zaczęli żyć obok siebie.

 

Właśnie – w dzisiejszych czasach częściej dotykamy telefonu niż bliskiej nam osoby, choć w badaniach deklarujemy, że dotyk w związku jest dla nas bardzo ważny, że za nim tęsknimy, bo nie dostajemy tego w związku. A może to jest tak, że nie dajemy sami, więc i nie dostajemy?

Po pierwsze, w relacjach z bliskimi, a zwłaszcza w tych partnerskich, rzadko mówimy o swoich potrzebach. Tęsknię za przytulaniem, ale wolę – kolokwialnie mówiąc – strzelić focha niż zakomunikować potrzebę. Druga rzecz, że nie zastanawiam się nad przyczynami braku czułości ze strony partnera. Nie dostrzegam, że skoro ja przestałam przytulać, to mój partner przestał przytulać mnie, tylko w odpowiedzi na to ja go dalej nie przytulam i wpadamy w takie negatywne błędne koło w okazywaniu uczuć, czułości. Bardzo często brakiem tej czułości, dotyku coś rozgrywamy, robimy sobie na złość i następują tak zwane ciche dni – to koszmar w relacji. Lepiej wszystko sobie powiedzieć, nawet jeśli mają temu towarzyszyć jakieś trudne emocje, niż się od siebie oddalać. Więc ten brak przytulania, kontaktu fizycznego jest zwykle sygnałem, że dzieje się coś złego. A co ważne, to dotykanie, przytulanie działa na nas kojąco, poprawia nasze zdrowie psychofizycznie, podnosi się nam poziom endorfin. Ludzie, którzy są głaskani dochodzą szybciej do zdrowia. Jest wiele badań, które pokazują, że ten ciepły dotyk czyni cuda. I jeśli się nie przytulamy, to po jakimś czasie stajemy się rozdrażnieni, zaczynamy zwracać uwagę na same negatywy, na wady relacji czy partnera i coraz częściej dochodzi do sytuacji konfliktowych, więc mamy coraz mniejszą ochotę na przytulanie w negatywnych emocjach, odgrywamy się na partnerze i wtedy kłopot murowany. I wtedy witam w moim gabinecie.

A co zrobić, kiedy ta bariera, ściana między nami wyrośnie? Jak ją zburzyć?

Tak naprawdę taką ścianę najlepiej zburzyć przytuleniem właśnie, powiedzeniem: kocham cię, tęsknię za tobą, porozmawiajmy, o tym, co się dzieje. To jest bardzo trudne, bo w tych złych emocjach my się zaczynamy coraz bardziej wściekać na partnera, okopujemy się w tych naszych żalach, pretensjach i głównie przez ten pryzmat patrzymy na relację. Na pierwszy plan wysuwa się JA – mi jest źle, mi jest przykro. Nie widzimy partnera i jego emocji. Tracimy empatię. I dlatego wymyślono mój zawód, czyli terapeutę par, żeby okiem kogoś obiektywnego, życzliwego obojgu partnerom dzięki odpowiednim pytaniom, podsumowaniom, wnioskom uświadomić problem. Musimy go odkryć. Wszyscy razem szukamy odpowiedzi na pytanie, co się stało w tej relacji. I to terapeuta jest tą osobą, która mówi do partnera, który skarży się, że druga strona się nie przytula: a ty się przytulasz? No nie, bo on mnie nie przytula. A co by było, gdybyś przytulił? Pada odpowiedź: no nie wiem. No to może sprawdź. To jest teoretycznie proste, gdy o tym się mówi, natomiast każdy z nas wie, że kiedy są emocje, kiedy się denerwujemy, to oczywiście trudno to zrobić.

 

Czasem jednak dochodzimy do ściany, idziemy w zaparte, nie szukamy po pomoc, lecz sięgamy po takie środki jak wzbudzanie zazdrości czy zdrada. Szukamy realizacji potrzeb tudzież rozwiązania problemów poza związkiem. Czy to może mieć jakikolwiek sens?

Zdrada ma zawsze swoją przyczynę. Natomiast sensu rozumianego jako lekarstwo i sposób na coś nie ma żadnego. Zdrada zawsze rani, zawsze jest objawem jakiejś naszej trudności, naszego problemu. To jest jak z agresją wobec dzieci – klaps rodzica to komunikat, że rodzic ma problem, że sobie nie radzi. Zdrada też jest tego typu komunikatem. Niestety my czasami nie potrafimy sobie z problemem poradzić i robimy rzeczy, które są złe, krzywdzące, agresywne, autoagresywne. Zdrada jest i agresywna, bo rani, i autoagresywna, bo większość zdradzających naprawdę nie czuje się z tym zdradzaniem dobrze. Jest pogubiona, zestresowana, traci równowagę psychofizyczną w swoim życiu, rozumienie tego, czego pragnie. Zdrada zaburza nasze funkcjonowanie na każdej płaszczyźnie. I to jest z reguły znak, że czegoś ważnego w związku nam brakuje. Ja nie usprawiedliwiam zdradzających, ja tylko mówię, że trzeba to zrozumieć. Zdradzany bardzo cierpi, czuje się oszukany. Tu nie chodzi tylko o sam akt fizyczny, ale bardziej o to, że ta druga strona złamała obietnicę, umowę. Najbliższa nam osoba nas zawiodła. My zdradę musimy rozumieć bardzo szeroko. A lojalność w relacji jest niezwykle ważna. Szczególnie teraz, kiedy żyjemy w takiej rzeczywistości, która generuje dużo problemów, chcemy mieć poczucie bezpieczeństwa w relacji, a zdrada to zaburza, stawia w nowym, złym świetle kogoś, na kim mogliśmy do tej pory polegać. Więc zdrada jest takim traumatycznym doświadczeniem. Bardzo dobrym, profilaktycznym sposobem jest, aby, mówić sobie miłe rzeczy, komunikować problemy i wspólnie je rozwiązywać, mówić, czego nam brakuje, za czym się tęskni. Trzeba na bieżąco łagodzić wszelkie potencjalne konflikty, żeby nie doprowadzić do sytuacji, że jesteśmy tak sfrustrowani i tak sobie obcy, że robimy coś, co krzywdzi nas i drugą osobę.

Skoro mamy dziś takie czasy generujące problemy, to czy możemy mówić o ogólnym kryzysie relacji?

Każde pokolenie miało swoje trudności, więc zawsze były kryzysy, ale w zależności od czasów powodowane innymi czynnikami. Według mnie obecnie mamy czasy szczególnie ciężkie dla relacji, bo pierwszy raz – patrząc przez pryzmat tysiącleci – jesteśmy bombardowani taką ilością bodźców, musimy przetwarzać tyle informacji, wykonywać tyle czynności na raz, że nasze mózgi sobie z tym zwyczajnie nie radzą. Nic więc dziwnego, że wobec tego brakuje nam czasu, uwagi, cierpliwości na to, żeby dbać o bliskich. Jesteśmy zajęci radzeniem sobie z kredytami, z pracą, stresem. Żyjemy też w czasach dużej koncentracji na sferze zewnętrznej – na tym, jak wyglądamy, na miernikach naszego statusu, sukcesu. Według dzisiejszych kryteriów ludzie sukcesu to nie ci, którzy mają szczęśliwą rodzinę, tylko niestety ci, którzy coś materialnie w życiu osiągnęli. Oczywiście do osób, które pracują nad sobą, są refleksyjne, w końcu przychodzi wniosek, że to relacje są najważniejsze. Ale przychodzi z czasem. Więc myślę, że jest dziś trudno. Choć z drugiej strony mamy teraz terapeutów, czego wcześniej nie było, jest więcej ogólnodostępnych porad psychologicznych, jesteśmy bardziej samoświadomi, wśród kobiet panuje większa niezależność. Więc są dobre rzeczy związane z rozwojem cywilizacji, ale na pewno stres i to że ogólnie jesteśmy przepracowani, przeciążeni i skoncentrowani na tym mieć, a nie być są czynnikami, które sprawiają, że ludziom jest ciężko, parom jest ciężko, bo zwyczajnie nie mają dla siebie czasu, nie mają siły czy ochoty, aby o siebie zawalczyć, zadbać wzajemnie.

 

Czy jest więc może jakaś złota rada dla dzisiejszych związków?

Nie ma takiej jednej, złotej, uniwersalnej rady, recepty na udany, szczęśliwy związek, bo każdy z nas jest inny, każda relacja jest inna. Ale są pewne reguły, których znajomość może nam pomóc. Są pewne mechanizmy psychologiczne, o których wiedząc, możemy z większą uważnością zadbać o związek. Na przykład zasady dotyczące dobrej komunikacji czy techniki radzenia sobie z własnymi emocjami. Istotna jest też wiedza, że my do relacji zawsze coś ze sobą wnosimy. Jeżeli mamy w sobie dużo złości, to wniesiemy ją do naszej relacji. Jeżeli nie kochamy samych siebie, to nie zbudujemy dobrego związku. Stworzenie udanej relacji z partnerem, zaczyna się od zbudowania takiej relacji ze sobą. Czyli najpierw uporządkuj swoje emocje, polub siebie, zaakceptuj siebie, swoje wady lub pracuj nad nimi, bądź wobec siebie krytyczny konstruktywnie i miej świadomość swoich zalet, czyli tego co możesz dać. Pamiętajmy też, że kiedy mija zakochanie, to o relację trzeba szczególnie zadbać. Bo w tym pierwszym okresie wszystko gładko toczy się samo. Choć tu też ważne, abyśmy od początku widzieli tego drugiego człowiek w realnym świetle, a nie opierali się na naszej fantazji na jego temat. Czasem jest tak, że projektujemy na tę drugą osobę cechy, których ona w ogóle nie ma. Więc kolejny ważne aspekt, to zakochiwanie się w kimś realnym, a nie wymarzonym. W końcu dbanie o potrzeby partnera, znajdowanie wspólnego czasu, pielęgnowanie wspólnych zainteresowań, komunikowanie się z partnerem. To pewne podpowiedzi, które są uniwersalne i warto się nad nimi pochylić i wziąć pod uwagę. Ale jak się to przełoży na konkretny związek, to kwestia oczywiście wielu indywidualnych czynników.

Dziękuję za rozmowę!

Maria Rotkiel – psychoterapeutka, trenerka, dydaktyk, doradca rodzinny i zawodowy, publicystka, gospodyni i współprowadzącą programy TV. Specjalizuje się w terapii par, terapii rodzinnej oraz doradztwie z zakresu rozwoju zawodowego i osobistego. Prowadzi psychoterapię indywidualną osób dorosłych, młodzieży i dzieci. Niedawno na rynku ukazała się jej książka Nas dwoje, czyli miłosna układanka. Jak tworzyć i pielęgnować związek?, w której odpowiada na pytanie, w jaki sposób zbudować udaną relację.

fot. archiwum prywatne Marii Rotkiel, pinterest.com