Właśnie ukazała się twoja pierwsza książka Grzeczna to już byłam. Kobiecy przewodnik po seksie. Jak sam tytuł wskazuje jest ona dedykowana kobietom, zwłaszcza tym, które chcą rozwijać swoją seksualność. Dlatego na początku chciałam zapytać o stan świadomości seksualnej kobiet w Polsce, w sytuacji, w której medialny przekaz sugeruje, że kobiety mogą cieszyć się seksem na równi z mężczyznami. Czy tak faktycznie już jest? 

Jeden z rozdziałów w książce zatytułowany jest Dążenie do orgazmów wyzwala kobiety, bo jednak w niełatwej sytuacji – jeśli chodzi o seksualność – jesteśmy. Z jednej strony otaczają nas zdjęcia roznegliżowanych modelek, co sugeruje, że kobietom w sferze seksualnej wolno już wszystko. Ale z drugiej strony, jak kobieta pozwoli sobie na więcej, jeśli będzie chciała wyeksponować swoją seksualność, otwarcie o niej mówić, zaproponuje jakieś zmiany w sypialni, to często okazuje się, że spotyka się z odrzuceniem. Słyszy na przykład: a skąd ci to przyszło do głowy. Kobiety wciąż – poprzez odwoływanie się do ich seksualności – są wyśmiewane, krytykowane, więc mają świadomość, że jak powiedzą otwarcie, że lubią seks, to podejmą ryzyko. I wiele z nich wycofuje się. Nawet jeśli mają ochotę na wypróbowanie czegoś, to nie wiedzą zupełnie od czego zacząć, bo informacje, którymi jesteśmy zalewani, to tak naprawdę ciągle mielenie na wiele różnych sposobów męskich fantazji na temat seksu, a kobieta wciąż jest tą, która ma się dostosować do tego, czego chce mężczyzna i czerpać z tego zadowolenie. Kobieta świadoma swojej seksualności to taka, która umie wychodzić naprzeciw potrzebom swojego partnera czy partnerki i jednocześnie potrafi też odpowiedzieć na swoje potrzeby.

 

Ale żeby sobie na te potrzeby odpowiedzieć, musi najpierw je poznać, a z tym też bywa różnie jak wiemy.

Dlatego napisałam tę książkę, bo uważam, że w naszym kraju nie ma rzetelnych, prokobiecych, praktycznych informacji na temat tego, jak zacząć zaprzyjaźniać się ze swoją seksualnością. Spotykam wiele kobiet, które wiedzą, co to jest seks oralny, analny, znają masę pozycji, ale nie wiedzą jak czerpać przyjemność z seksu dla siebie. One czują, że to jest ciekawe, fajne, ale nie wiedzą jak się z tym właściwie obchodzić, bo w tzw. magazynach kobiecych czy internecie najwięcej jest informacji pod hasłem jak zostać kochanką doskonałą, czyli ileś tam sposobów na zadowolenie swojego mężczyzny. A nie tędy droga. W książce odwracam myślenie o kobiecej seksualności i we wszystkich rozdziałach zadaję jedno, podstawowe pytanie: a czego ty naprawdę chcesz? To tutaj jest klucz, bo seksualność jest taką samą sferą życia, jak każda inna. I spychanie tej kobiecej seksualności do sfery tabu bardzo osłabia kobiety. Bo po pierwsze jeśli o seksie z tej kobiecej perspektywy się nie rozmawia, to kobiety nie mają podstawowej umiejętności, a podstawową umiejętnością, jeśli chodzi o sferę seksualną, jest umiejętność wyznaczania granic. To znaczy, że kiedy idę do sypialni, to wiem, że to jest moje ciało, to są moje wybory i to ja przede wszystkim decyduję, co się będzie ze mną działo. A wiele zarówno młodych, jak i dojrzałych kobiet wchodzi w te doświadczenia seksualne tak, jakby były porywane przez rwącą rzekę, po prostu tracą kontrolę. Jakby brak im wiary, że w każdej sytuacji mogą powiedzieć nie czy stop, nie chcę tego, chcę coś innego. To jest podstawa. Gdzie można znaleźć informacje o tym, jak wyznaczać granice w seksie? 

Powinno się zaczynać już w szkole, ale jak ta nasza edukacja seksualna wygląda, to niestety wiemy. I jest tak, że wiedzy nie wynosimy ani z domu, ani ze szkoły. Ba, nawet nie wiemy dobrze, jak nasze części intymne wyglądają.

Dokładnie. Co więcej kobiece części intymne postrzegane są jako dziura. Miejsce do penetracji. Co jest niezrozumieniem budowy kobiecego ciała. Bo kobieca seksualność to nie jest tylko pochwa. Sama pochwa, czyli ten umięśniony tunel, nie jest jakimś megafantastycznym narządem płciowym. Tymi miejscami, które są najbardziej wrażliwe, są wejście do pochwy i okolice łechtaczki, z którą też trzeba się nauczyć obchodzić. Łechtaczka to naprawdę spory narząd. To, co jest widoczne na zewnątrz to zaledwie wierzchołek, pochwę oplatają schowane wewnątrz ciała tzw. odnogi łechtaczki, z których każda ma około 7 cm długości, to daje nam 14 centymetrowy organ stworzony tylko i wyłącznie do odczuwania rozkoszy. A kiedy łechtaczka jest napompowana krwią, to się robi z tego naprawdę fantastyczny organ. Na szczęście żyjemy już w takich czasach, że te zmiany powoli zachodzą i kłamstwem byłoby twierdzenie, że zupełnie nic nie wiadomo na temat kobiecej seksualności w kontekście łechtaczki. Nie ma już tego krzywdzącego wiele kobiet rozgraniczenia na orgazm pochwowy i łechtaczkowy, kiedy pochwowy uchodził za ten lepszy, bardziej dojrzały, a łechtaczkowy był taki na boku, który przeszkadzał nam w przeżywaniu tego właściwego orgazmu pochwowego, co było oczywiście bzdurą. Bo orgazm to orgazm. Jeżeli idziemy do sypialni i jest nam przyjemnie, to nie ma żadnego znaczenia, jaki to jest orgazm. Chodzi o przyjemność, o otwarcie się na to, co jest dla nas dobre i to wtedy nas wzmacnia. Dlatego napisałam tę książkę, bo zaprzyjaźnianie się ze swoją seksualnością to tak naprawdę jest uczenie się przez kobiety bycia po swojej stronie. 

 

Sporo miejsca w książce poświęcasz też rozmowom o seksie, które wciąż nam trudno podejmować. Dlaczego są one tak ważne?

Jeśli nie zaczniemy rozmawiać na temat seksu, to trudno będzie nam się nim cieszyć. Trzeba mówić o tym, co nam sprawia przyjemność, czego chcemy więcej, czego mniej, na co mamy ochotę, co nas interesuje. W tej sferze wciąż mamy za mało informacji i boimy się cokolwiek w tym temacie powiedzieć, aby nie usłyszeć, że to sprawa intymna, która powinna pozostać w zaciszu sypialni. A akurat sypialnia jest kiepskim miejscem do rozmów o seksie, bo takie rozmowy powinno się przeprowadzać dużo wcześniej, a na pewno nie w łóżku. Zresztą samo rozmawianie o seksie już jest ważną częścią naszych doświadczeń i w książce piszę, żeby zadbać o miły nastrój, zapalić świeczkę, zrobić dobre jedzenie, żeby nam się ta sfera seksualna zaczęła dobrze kojarzyć – z przyjemnością, a nie z poczuciem winy, wstydu, strachu. Seks nie służy do udowadniania naszej moralności czy normalności. On służy do tego, żebyśmy się czuli dobrze, żeby nam było ze sobą dobrze. Służy też do budowani intymnych relacji w związku. Często powtarzam, żeby pamiętać, po co my idziemy do tej sypialni. My nie idziemy tam po to, aby udowodnić cokolwiek sobie lub komuś, udawać kogoś kim nie jesteśmy, jakąś superkochankę, a jednocześnie się zmuszać. Wiele kobiet tak robi i potem jest wielkie zdziwienie, że unikają seksu. Unikają, bo nie kojarzy im się z niczym dobrym. Ale czy one się z tym dobrze czują? Raczej nie.

Mamy na przykład w Sejmie osoby, które pozują na, nazwijmy to, postaci aseksualne, ale ile one wkładają energii w to odbieranie prawa do seksualności innym. Ta seksualność tam gdzieś u nich buzuje. Są takie osoby, że czegokolwiek się nie powie, to im się od razu kojarzy z seksem. Z kolei osoby, które są zaprzyjaźnione ze swoją seksualnością, naprawdę nie zwracają wielkiej uwagi na to, co robią lub czego nie robią inni. Nie jest to dla nich źródło wielkich emocji, bo źródło emocji stanowi dla nich to, na co oni sobie pozwalają i na co dają pozwolenie swojemu partnerowi. Tym bardziej, że seksualność to jest przygoda na całe życie.

To znaczy, że upływ czasu działa na korzyść sfery seksualnej?

To jest tak samo jak z każdą inną sferą – czy towarzyską, czy zawodową – nabieramy doświadczeń, jesteśmy bardziej świadomi siebie, potrafimy spokojniej podchodzić do różnych sytuacji i to jest właśnie fajne. To, że ta seksualność jest taką podróżą na całe życie. Dlatego tak ważne jest, aby umieć powiedzieć, że coś nie jest dla mnie dobre i poprosić o coś, czego się chce, bo automatycznie przekłada się to na inne sfery życia, zwłaszcza na związek. Często jest tak, że jak nie jesteśmy partnerami w sypialni, to nie jesteśmy nimi w ogóle. To trudne, ale jak mawiała Gloria Steinem: prawda najpierw nas wkurzy, a potem nas wyzwoli. Wprowadzanie zmian może wywołać opór drugiej strony, ale chyba jesteśmy razem po to, aby budować więź, aby nam było ze sobą dobrze, a nie żeby jedna osoba zadowalała się tylko zadowalaniem tej drugiej. Nie jest to zdrowe. Jeśli mamy do czynienia z takim stereotypowym seksem, gdzie wszystko kręci się wokół penetracji, a mężczyzna jest tym, który decyduje, co się dzieje w sypialni, kobieta za tym tylko podąża, to jemu też wcale nie jest łatwo. Musi być stale w gotowości, być wydajny, musi domyślać się, co zrobić, aby partnerkę zadowolić. Jednak w takim przypadku zawsze jest mi bardziej żal kobiet, bo one nie mogą wyrażać siebie, bo to jest odbierane jako zamach na męskie ego. Panuje również takie przekonanie, że jak kobiecie jest lepiej, to mężczyźnie musi być automatycznie gorzej. To jest bzdura, ale właśnie stereotypy najbardziej nas ograniczają w tej sferze seksualnej i ja z tymi stereotypami staram się walczyć w mojej książce i pokazuję je po to, aby nauczyć się je rozpoznawać, bo wroga trzeba najpierw poznać.

 

Chciałam właśnie nawiązać do stereotypów, które narosły wokół kobiecego orgazmu, któremu w książce poświęcone są dwa rozdziały. Czy my kobiety mamy już to prawo do orgazmu czy nadal nie?

U nas wygląda to tak – bądźmy szczerzy – kobieta ma prawo do orgazmu, ale to ma być taki cichy, elegancki orgazm w czasie penetracji. Co ma naprawdę niewiele wspólnego z rzeczywistością, bo często te kobiece orgazmy są dzikie i kobiety czują się bardzo zażenowane, niekomfortowo, muszą się stopować.

 

Ale jak przeżyć orgazm, kiedy się kontrolujemy?

Dlatego kobiety udają, bo nie przeżywają, bo nie ma przestrzeni dla tej dzikości. W książce radzę, żeby podzielić się swoimi obawami, powiedzieć partnerowi, że czujemy się skrępowane, że chciałybyśmy popuścić wodze, poszaleć w tym łóżku. Ważne jest, żeby pamiętać, że seks nie zawsze jest łatwą sprawą. Seks to są naprawdę bardzo różne emocje i nie chodzi o to, żeby zawsze było łatwo, miło i przyjemnie. Żeby znowu nie było tej presji, że my musimy być zawsze zaspokojone, zadowolone i napalone. W książce z tym walczę, chcę nauczyć kobiety, że tak nie musi być, podzielić się moją wiedzą o tym, jak być po swojej stronie i jak wyzwolić się z presji związanej ze sferą seksualną. Presji, że z jednej strony kobieta nie może za bardzo się obnosić ze swoją seksualnością, żeby nie być posadzoną, że jest puszczalska, wulgarna, niewyżyta, a z drugiej strony jest presja, żeby wszystko na temat seksu wiedzieć itp. Idźmy swoją własną drogą, nie ważne co robią lub czego nie robią inni. Ważne jest, co nas interesuje. Przychodzą do mnie osoby, które ich zdaniem mają zbyt wybujałe potrzeby seksualne, jak i osoby, które czują dyskomfort, bo uważają, że mają zbyt proste potrzeby seksualne. A ja zawsze powtarzam, że jest OK, bo taka właśnie jesteś, seksualność wyraża ciebie, nie obwiniaj się za to. Możesz być na takim etapie życia, że masz mniejszą ochotę na seks z różnych powodów. Trzeba tylko pamiętać, że ta sfera seksualna też się liczy w życiu, jednak nie chodzi tu o startowanie w seksolimpiadzie. Trzeba raczej nauczyć się nie przejmować wpadkami, bo wpadki w łóżku się zdarzają. Ja wiele razy próbowałam w łóżku rzeczy, które nie do końca wyszły mi na zdrowie, ale nie obwiniam się za to, bo to była moja decyzja, ciekawiło mnie to, nikt nie wywierał na mnie presji. Spróbowałam i teraz wiem, że to było niekoniecznie to. Są też rzeczy, na które mam ochotę, ale na które nie czuję się jeszcze gotowa. Ale mam nadzieję, że przyjdzie taki moment, że dany scenariusz zrealizuję.

Wydaje się, że kolejną rzeczą, która ogranicza kobiety w seksie jest ich ciało, które według nich nie mieści się w społecznym kanonie piękna.

Masa kobiet marnuje mnóstwo czasu, obwiniając swoje ciała, że nie są idealne, takie „jak być powinny”. Wstydzą rozebrać, bo nie wyglądają jak modelki z plakatów. Ale te modelki reprezentują opresyjny kanon kobiecego piękna, kanon w cudzysłowie, bo normalne kobiety tak nie wyglądają. A ciało samo w sobie jest wspaniałe ze swoją gamą odczuć. Inaczej odbiera dotyk, inaczej puszek do pieszczot, inaczej ciepły język. I nie liczy się, ile mamy centymetrów w biuście, a ile w biodrach i czy nam brzuch wystaje, czy nie. Ciało jest fajne, bo reaguje na dotyk i potrafi być napalone, odwdzięcza nam się za dobre traktowane. U nas panuje stereotyp, że sexy to jest dwudziestolatka z ogromnym biustem i dużymi ustami. Ale co my wiemy o jej sferze seksualnej? Nic nie wiemy. Nie wiemy, czy ona ma swoje ulubione zabawy, czy potrafi sobie wyznaczać granice, czy potrafi wybierać sobie dobrych partnerów.

 

Z książki dowiadujemy się, że aby cieszyć się seksem, istotne jest dbanie nie tylko o naszą powierzchowność, sprawność fizyczną, ale o zdrowie seksualne, np. poprzez ćwiczenie mięśni Kegla.

Starałam się zebrać swoje doświadczenia jako kobieta, która żyje w Polsce, ma seks w Polsce i zajmuje się sferą seksualną, dzielić się podpowiedziami, praktycznymi radami, jak rozpocząć przygodę ze swoją seksualnością. Bo potem – można powiedzieć – ciało raz puszczone w ruch, dalej puszcza się samo (śmiech). Myślę, że jeżeli ktoś wypróbuje kilka pomysłów z tej książki, to dalej będzie mu łatwiej. Trzeba po prostu zacząć, zamiast zasłaniać się mówieniem, że seks nie jest najważniejszy, że porządna Polka to umie gotować, prowadzić perfekcyjnie dom i odrabiać lekcje z dziećmi. Absolutny basic w poznawaniu swojej seksualności stanowi obejrzenie swoich części intymnych. Potrzeba 3-4 spotkania, aby się z nimi oswoić, jeśli wcześniej nic w tym kierunku nie robiłyśmy. A przede wszystkim trzeba zaufać sobie, swojej intuicji, ciekawości.

Dziękuję za rozmowę.

Joanna Keszka – ekspertka w dziedzinie kobiecej seksualności, autorka scenariuszy erotycznych i nieustraszona testerka wibratorów, redaktorka naczelna Barbarella.pl – najseksowniejszego portalu dla kobiet, prowadzi butik LoveStore.Barbarella.pl (ul. Hoża 57, lok. 1B, Warszawa). Nakładem wydawnictwa Pascal ukazała się właśnie jej książka Grzeczna to już byłam. Kobiecy przewodnik po seksie.

Fot. Marcos Rodriguez Velo dla enter the ROOM