Nimfetka. Drapieżna dziewczynka. Pupilla, lolitka, laleczka, fille fatale, mała uwodzicielka. Zawieszona pomiędzy niewinnością dziecka a budzącą się do życia kobiecością, w czym jest coś nieprzyzwoitego i niepokojącego, a zarazem pociągającego.

Wdzięk i przyciąganie takiej kilkunastoletniej dziewczynki polegają właśnie na tym, że jest to coś pomiędzy, coś niedopowiedzianego, prowokująco nieostatecznego, jeszcze wspomnienie dzieciństwa i już zalążek przyszłej kobiecości z całym jej seksualnym ładunkiem. Dziecko w tym kontekście jawi się nie tylko jako obiekt seksualny, lecz także jako repozytorium wiedzy o utraconej wraz z dorastaniem prawdzie o istocie człowieczeństwa.

Nimfetka, tracąca poniekąd dziecięcą czystość przez kontekst erotyczny, przyciąga spojrzenia, kusi, ma w sobie coś demonicznie fascynującego. Jednak autorka książki o nimfetkach Pupilla Katarzyna Przyłuska-Urbanowicz zastanawia się, czy nimfetka to byt rzeczywisty, czy może raczej wyobrażony. Czy do rozpoznania nimfetki nie trzeba być mężczyzną w odpowiednim wieku, który potrafi dostrzec coś, czego inni nie widzą? Autorce bynajmniej nie chodzi o stawianie nimfetki w roli ofiary mężczyzn, bo takie odczytanie istotnie zubaża interpretację jej figury. Raczej chce wskazać na to, że drapieżna dziewczynka rodzi się na styku wyobraźni, pragnienia, ulotnych spojrzeń, gestów, uśmiechów, w gęstej atmosferze, która narasta wokół patrzącego i jej jako oglądanej. Nimfetka staje się sobą w określonych warunkach, w których obie strony podejmują grę, będącą na poły dziecięcą igraszką i dorosłym flirtem. Jeśli nawet nimfetka rodzi się pod wpływem takiego, a nie innego spojrzenia mężczyzny, to dlatego że mu ulega czy też chce ulec, znajduje widza dla swojego spektaklu, dla swojego przeobrażenia ze stadium larwalnego. Można więc zapytać, przypominając sobie rozbiegane nogi Lolity Nabokova, czy rozchyla je przez dziecięce roztargnienie, czy raczej z ukrytą frajdą i premedytacją?

Lolita

Odejście od moralizowania w książce Przyłuskiej-Urbanowicz pozwala na pokazanie, jak drapieżne dziewczynki funkcjonują w świecie sztuki, jak inspirują, rozpalają umysły. Wydaje się, że właśnie XIX- i XX-wieczne figury nimfetek z literatury i malarstwa stały się zalążkiem wysypu dzisiejszych rzeczywistych realizacji. XXI wiek to świadome kreowanie nimfetek i kreowanie się na nimfetki. Młodziutkie modelki, nawet nie kilkunastolatki, a kilku latki (pamiętna sesja z francuskiego Vogue'a z 2011 roku z kilkuletnimi modelkami, która wywołała skandal), pozują w dwuznacznych pozach przed obiektywami słynnych fotografów z typowo kobiecymi atrybutami, w wyniku czego są w specyficzny sposób kuszące. A z drugiej strony – dziewictwo jako fetysz, operacyjne odtwarzanie błony dziewiczej, podniecenie na styku niewinności i grzeszności, bycie jednocześnie świętą i ladacznicą. 

Wracając do literatury, to jedną z najbardziej istotnych dla współczesnej kultury i mediów postacią-wzorem czy też inspiracją pozostaje wspomniana już Lolita, tytułowa postać skandalicznej (obrazoburczej dla niektórych) nawet dziś powieści Nabokova. W opisie bohaterki, czyli Dolores Haze, na kartach powieści można zauważyć powracające używanie terminologii egzorcystycznej, sygnalizujące powinowactwo z nimfetkami z legend i wierzeń ludowych, które uznawane były za dzieci opętane, demony zamknięte w małych ciałach, a zbliżenie z nimi groziło ulegnięciem opętaniu, zanurzeniem się w żywiole, nad którym nawet dojrzały mężczyzna nie był w stanie zapanować. Ciężko w tym przypadku wskazać, kto tak naprawdę był katem, a kto ofiarą. Dopełnieniem tego jest porównywanie Lolity do niedojrzałego jabłka, które przedwcześnie zerwane i skosztowane może zaszkodzić, bo niesie ze sobą złe czary i podstępne zaklęcia. Nabokov sięgnął również po przypisywaną drapieżnym dziewczynkom żarłoczność. Młoda Haze pożera bekon Humberta Humberta, z lubością je zakazane słodycze w nieprzyzwoitych ilościach. Na jej okiełznanie matka postanawia zastosować aparat na zęby, żelazną konstrukcję, która ma poskromić rogatą duszę, chociażby symbolicznie. Jednak na wiele się to nie zdaje, bo dziewczyna z drucianego aparatu z rozmysłem czyni fetysz.

Kadr z filmu "Lolita"

Cegiełkę do literackich przedstawień nimfetek poniekąd dołożył również jeden z najbardziej wziętych współczesnych prozaików amerykańskich, czyli Jeffrey Eugenides. W swoim debiucie Przekleństwa niewinności (zekranizowanym przez Sofię Coppolę) przedstawił pięć ponętnych sióstr Lisbon, które mimo surowego, katolickiego wychowania, a może tym bardziej przez nie, nie dawały się ujarzmić, epatowały swoją budzącą się kobiecością, odkrywaną cielesnością, rozpalały umysły młodych chłopaków z sąsiedztwa, aby ostatecznie ulec samounicestwieniu, popełnić samobójstwa, które na zawsze odcisnęły się piętnem na podkochujących się w nich kolegach.

Przyłuska-Urbanowicz wspomina też przykład z polskiego podwórka, czyli Pannnę Nikt Tomka Tryzny, gdzie Marysia, dziewczynka z prowincji, jest uwodzona przez swoją szkolną koleżankę Kasię. Jak widać, nie zawsze potrzebna jest różnica wieku i specyficzna optyka, aby zobaczyć nimfetkę. Tym bardziej słuszne i istotne staje się pytanie, które na końcu zadaje autorka: czy figurę drapieżnej dziewczynki może odtworzyć również chłopiec (wspomnijmy choćby Tadzia ze Śmierci w Wenecji), choć pozbawiony całego kulturowego ciężaru, którym obdarzona jest dziewczynka jako przyszła kobieta?

Sesja z kilkulatkami w francuskim "Vogue'u"

Fot. materiały prasowe