Czy w połowie XXI wieku faktycznie czeka nas technologiczno-seksualna rewolucja? Tak przynajmniej twierdzi naukowiec i autor książki Love and Sex with Robots David Levy. Według niego w niezbyt odległej przyszłości będzie można nie tylko zakochać się w robocie, lecz także być przez niego kochanym. Choć brzmi to nieco dziwnie, to według badacza roboty mogą stać się antidotum na problemy z relacjami. A do seksrobotów nam coraz bliżej. Już teraz – zwłaszcza w Japonii – mamy dobrze rozwinięty rynek lalek, które są wykonane z najwyższej jakości materiałów, wyglądają coraz lepiej, wydają dźwięki, więc coraz częściej zastępują w łóżku realnych partnerów. Seks z robotami wydaje się więc kolejnym, niejako naturalnym krokiem w rozwoju sekstechnologii, a naukowcy i przedstawiciele branży gadżetów erotycznych zapowiadają, że seksroboty wcześniej czy później staną się tak powszechne (tu istotną rolę będzie zapewne odgrywała cena, która w przypadku zaawansowanych technologii na początku może być zaporowa), a przynajmniej tak akceptowalne jak dziś wibratory. 

Od czerwca tego roku w japońskim The National Museum of Emerging Science and Innovation (Miraikan) w Tokio można oglądać wystawę, której istotną częścią są roboty nazywane androidami, do złudzenia przypominające ludzi. Według ich twórcy profesora  androidalne roboty wkrótce powinny być gotowe do produkcji na szerszą skalę i komercyjnego wykorzystania – będą mogły zastąpić recepcjonistki, kelnerki czy gwiazdy pop. Niepokój i zarazem zaciekawienie budzi to, jak „wynalazek” jest łudząco podobny do człowieka, od silikonowej, miłej w dotyku skóry, przez inne części ciała, po mimkę i ruchy gałek ocznych srtymulowanych dzięki animatronicznym mięśniom. Robot Asuna wykorzystuje zaawansowaną sztuczną inteligencję i sterowany jest dzięki teletechnologii. W pełni niezależne od ludzkiego sterowania roboty mają według naukowców pojawić się w ciągu najbliższych 10 lat i być praktycznie nie do odróżnienia od ludzi z krwi i kości.

Choć twórcy Asuny zapowiadają, że nie została ona (bo to robot-kobieta) stworzona do celów seksualnych, można się domyślić, że branża erotyczna szybko się o nią upomni. W przyszłości roboty mogą zostać wykorzystane do prostytucji, jak również – zgodnie z założeniam Davida Levy'ego – do bycia prywatnymi kochankami, mężami czy żonami. Czy staną się rozwiązaniem problemów, zadowolą zapracowanych, nie mających czasu na międzyludzkie relacje lub po prostu z nim sobie nie radzącymi? Czy raczej pogłębią dotykający nas obecnie kryzys relacji, spadającą liczbę stałych i zalegalizowanych związków, obniżą dzietność (zaletą stosunków seksualnych z robotami wydaje się brak zagrożenia ciążą i chorobami przenoszonymi drogą płciową)? 

Pytanie tylko, czy roboty będą na tyle doskonałe, że będą w stanie nas zaskoczyć, przygotować seks-niespodziankę, czy odczują ból w czasie praktyk BDSM, czy pojawi się na ich twarzy podniecający grymas bólu, strach i zarazem ciekawość w oczach? A może trzeba raczej zadać pytanie, czy sam seks nam wystarczy? Czy będziemy woleli przyjemność nieokupioną zrzędzeniem o przypalony obiad, niewyrzucone śmieci? Czy może jednak nie obejdziemy się bez prawdziwych emocji, dobrych i złych. I co wtedy, kiedy partner wymieni nas na wiecznie młody model, który nie skrzywi się, kiedy on będzie miał ochotę na najdziwniejsze przyjemności, ale zaakceptuje wszystko. Czy czeka nas seksualna rewolucja, czy może samounocestwienie? Może to my sami, obcując z robotami okroimy swoje emocje, pewnym z nich pozwolimy zaniknąć, jeśli więcej czasu będziemy spędzać ze sztuczną inteligencją, z komputerem przyobleczonym w ludzką powłokę. Który, choćby był najdoskonalszy, to zawsze będzie tylko prawie człowiekiem. I czy w ludziach najlepsza właśnie nie jest ich niedoskonałość przeciwstawiona technologicznej precyzji i przewidywalności? Pytań jest mnóstwo, a rozwój technologii jawi się zarazem fascynująco, jak i przerażająco.

Próbę odpowiedzi na pytanie, czy można zakochać się w technologii, podjął reżyser Spike Jonze w swoim nagradzanym filmie HerJego główny bohater Theodore Twombly (Joaquin Phoenix) po rozczarowaniu nieudanym małżeństwem ulega miłosnemu zauroczeniu inteligentnym systemem operacyjnym, który ma na imię Samantha (głos Scarlett Johansson) i rozpoznaje indywidualne potrzeby swojego użytkownika, aby jak najlepiej na nie odpowiedzieć. Jak się okazuje, Samantha nie tylko jest doskonałą technologią, lecz również potrafi się cieszyć, obrazić, nawiązać relację ze swoim właścicielem. Między Theodorem a Samanthą dochodzi do platonicznego romansu, porozumienia dusz (o ile mowa o duszy w przypadku Samanthy nie jest nadużyciem). Tylko czy wystarczy nam jako ludziom sam kontakt, wymiana myśli? Czy nie jesteśmy tak skontruowani, że pragniemy ciała drugiej osoby, dotyku, ciepła? Tu może właśnie uzasadnienie mają seksroboty. Choć z drugiej strony, czy będą kiedyś imitowały szybsze bicie serca, pulsującą pod skórą krew? W końcu weźmy jeszcze pod lupę cyberseks, który staje się coraz bardziej popularny. Potrafi on zastąpić zbliżenie dwóch  lub więcej osób, jednak jego uczestnikami wciąż są ludzie z krwi i kości, których emocje i reakcje nie są do przewidzenia. Wprawdzie więc nie ma kontaktu cielesnego, jednak odbywa się wymiana emocji, choć przez ekrany komputerów. Zadowalamy się masturbacją, ale na oczach innej osoby. Więc czy cyberseks nie jest mimo wszystko bardziej ludzki niż ten z maszynami? Czy taki robot nie będzie zawsze tylko i wyłącznie inteligentnym, ale jednak wciąż narzędziem do zaspokojenia seksualnych potrzeb? Czy może cyberseks to też narzędzie i w jego przypadku, jak i robotów, zawsze będziemy przed wyborem między uczuciami a cielesnością? W każdym razie na pewno technologiczny postęp jest szansą na możliwość zaspokojenia seksualnych potrzeb dla tych, którzy z różnych powodów nie mogą tego zrobić w relacji z inną osobą. A o buncie seksmaszyn wyposażonych w zaawansowany system sztucznej inteligencji emocjonalnej może lepiej póki co nie myśleć...

Kadry z filmu Her, zdjęcia robotów z National Museum of Emerging Science and Innovation  – materiały prasowe