Butterflies in the stomach, czyli motyle w brzuchu, to dość poetyckie określenie reakcji, której ulegamy zwykle w chwilach radości, zazwyczaj związanych ze wstępną fazą zakochania. Radość zamienia się w euforię, możemy wprost latać ze szczęścia i czujemy łaskotanie w żołądku skojarzone zapewne z muskaniem przez skrzydła motyli. Dla większości z nas to przyjemne odczucie. Zakochani mogą mieć jeszcze inne objawy: drżenie rąk, przyspieszone bicie serca, problemy z koncentracją, kłopoty ze snem, brak apetytu, dreszcze, spłycony oddech. Są to objawy działania miłosnej chemii – w mózgu wytwarzane są hormony w większym stężeniu niż dotychczas, co powoduje opisane reakcje organizmu. 

Spotkanie z obiektem uczuć powoduje wzrost stężenia fenyloetyloaminy (C8-H11-N). Dzięki temu czujemy się jak na haju, jak po zażyciu amfetaminy czy MDMA. Nic dziwnego, bo te narkotyki bazują na sztucznie wytworzonych pochodnych fenyloetyloaminy. A ich zażycie stymuluje wydzielanie dopaminy. A jeśli dopamina zalewa nasz układ krwionośny, to niemal w każdej komórce czujemy pulsujące szczęście. Nie straszny nam głód, chłód, ból czy jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Wydaje się nam, że możemy zdobyć świata szczyt, ponieważ zaburzona zostaje zdolność realnej oceny sytuacji. Od dopaminy łatwo się uzależnić. To przez nią myślimy cały czas o obiekcie naszego pożądania, bo to myślenie nakręca jej dalszą produkcję, a co za tym idzie jest nam po prostu przyjemnie. Zastrzykiem energii dla zakochanych jest również noradrenalina. Także wprawia w euforię i można się czuć dzięki niej jak po kilku kieliszkach wódki lub wina.

Spotkanie z obiektem uczuć powoduje wzrost stężenia fenyloetyloaminy (C8-H11-N). Dzięki temu czujemy się jak na haju, jak po zażyciu amfetaminy czy MDMA.

Noradrenalina, dopamina czy kortyzol szalejące w organizmie świeżo upieczonych kochanków odprowadzają krew z jelita. Wrażliwy na najdrobniejsze bodźce organizm odczuwa to jako charakterystyczne łaskotanie. I to właśnie tajemnica motyli. Magiczny stan to – tylko albo aż – wynik działania substancji hormonalnych i stymulowanej przez nie pracy organów wewnętrznych.

Wydawać by się mogło, że kiedy ukochany nam spowszednieje i hormony przestaną nami rządzić, nastąpi koniec związku i trzeba będzie szukać zastępstwa. Zdarza się, że tak uwielbiamy stan zakochania, że kiedy mija, szukamy nowych, pobudzających obiektów. Jednak w większości wypadków przechodzimy dość płynnie od zakochania do nieco mniej burzliwego stanu przywiązania i zadowolenia. Dzieje się tak za sprawą innych hormonów – oksytocyny i wazopresyny. Mało to romantyczne, ale skuteczne i trudno nad tym zapanować.

Podobnie jak z motylami, jest z gęsią skórką czy ciarkami, które nas przechodzą. Ta pierwsza swoją nazwę zawdzięcza skojarzeniu ze skórą oskubanej gęsi, charkteryzujacej się dużymi, wyraźnymi mieszkami. Włosy na naszej skórze to pamiątka po przodkach, która ma chronić przed zimnem. Pod jego wpływem następuje skurcz mięśni przywłosowych, powodujący powiększenie mieszków i wyprostowanie włosów. Jednak gęsią skórkę mamy nie tylko po lodowatym prysznicu. Możemy jej doświadczyć w wyniku strachu czy innych stanów wysokiego napięcia emocjonalnego, także tych przyjemnych (związanych z zakochaniem czy słuchaniem bardzo emocjonalnej muzyki). Organizm na daną sytuację reaguje produkcją określonych hormonów, które docierają do komórek nerwowych w skórze, w wyniku czego włosy stają nam dęba (o ile nie są wydepilowane). Wszystko dzięki chemii.

 1 Butterflies in the stomach

Fot. unsplash.com