Umawianie się przez aplikacje to trochę zabawa w ciepło-zimno. Podsycanie emocji i odwoływanie randek w ostatniej chwili, przekładanie. Wszystko na chilloucie, niby nam zależy, ale nie do końca. Trochę nas to podnieca, ale nie wiadomo, czy gra warta świeczki, skoro wszystko ma miejsce w wirtualnym świecie. No i pytanie, czy na żywo zaiskrzy.

Całe to wirtualne flirtowanie rozgrywa się na Facebooku i przede wszystkim za pomocą specjalnie do tego stworzonych aplikacji. Tinder, 3nder, Grindr służą do flirtowania, szukania partnera na życie, czy seks. Snapchat nie został tak pomyślany. To bardziej – dla niewtajemniczonych – narzędzie do szybkiej komunikacji, wysyłania zdjęć, filmików, wiadomości tekstowych, prowadzenia wideoczatów. Odtwarzasz przez kilka sekund, a potem wszystko znika. Nie obciążamy pamięci telefonu, wchodzimy na wyższy poziom prywatności. Oczywiście można zrobić screenshota, ale druga strona zostaje o tym powiadomiona. Choć ta aplikacja ma dopiero 3 lata, to goni liderów, czyli Facebooka i Instagram, wyprzedziła Twittera. Jest najpopularniejsza w grupie 18-34. Do sextingu, czyli flirtowania, wysyłania pikantnych zdjęć itp. wykorzystują ją przede wszystkim nastolatki. 

Kolaż Małgorzata Stolińska dla enter the ROOM 

Wszystko to skłoniło niemieckich uczonych z Knowledge Media Center do sprawdzenia, jak ma się poziom zazdrości o partnera używającego Facebooka, a tego korzystającego ze Snapchata, który pozwala więcej ukryć. Badania przy okazji wykazały, że Facebook nadal jest wykorzystywany przede wszystkim do pielęgnowania relacji przyjacielskich, zaś Snapchat częściej służy do sextingu czy budowania relacji miłosnej na jej wczesnym etapie. Jak to się jednak ma do zazdrości w świecie cyfrowych tubylców? Choć różnice w wynikach nie były znaczne, to jednak Snapchat bardziej niepokoi, budzi ogólną zazdrość, podczas gdy Facebook pozwala ukierunkować zazdrość, gdy np. partner polubi nowe zdjęcie profilowe swojej byłej dziewczyny itp. Jednak to właśnie zazdrość o partnera używającego Snapchata bywa silniejsza, kiedy nie wiadomo z kim rywalizujemy.

Poza tym już sam intensywny kontakt partnera ze smartfonem budzi dużo negatywnych emocji. Złościmy się, że to nie my jesteśmy obiektem zainteresowania i od razu podejrzewamy drugą stronę o niecne zamiary, że uśmiech nie schodz z twarzy, bo z kimś flirtuje, a nie gra w jakąś gierkę. Myślimy o najgorszym. Badania marki Durex wykazały, że telefonów dotykamy częściej niż drugiej połówki. Z kolei 66% respondentów sondażu portalu Victoria Milan z 2013 roku stwierdziło, że gdyby nie nowe technologie, aplikacje, łatwość w umówieniu się nie pomyśleliby nawet o zdradzie. Jest jak jest i kiedy coś zgrzyta w związku, można sięgnąć po telefon i szybko znaleźć pocieszenie. 

Zdradzaliśmy od zawsze, teraz jest po prostu coraz łatwiej, nie potrzeba wiele zachodu, nawet wychodzenia z domu. Aplikacje i media społecznościowe odpowiadają na nasze potrzeby. Żyjemy szybko, więc i nasze relacje kończą sie szybciej, ale też od razu możemy znaleźć kogoś nowego dzięki cyfrowym narzędziom. Jednak wybór jak zwykle należy tylko do nas. Może warto oderwać się od rozgrzanego do czerwoności smartfona i zamiast podniecać się tym, co wirtualne, przypomnieć sobie, jak dobre bywają rzeczy realne, namacalne, obecne tu i teraz? Podnieść wzrok znad ekranu i spojrzeć sobie w oczy, aby czekając na kolejną wiadomość nie przegapić czegoś wartościowego?