Elastyczni. W życiu, łóżku. A może rozpasani, zdemoralizowani, nastawieni na własną przyjemność? Roszczeniowi aroganci. Nic nie mają, dużo chcą. Tacy sobie pracownicy, jak i konsumenci. Pracę zmieniają jak rękawiczki, nie uznają hierarchii, wyśmiewają korpostruktury, najlepiej to by byli #selfemployed, twórcami modnych start-upów. Jeżdżą komunikacją miejską albo wypożyczonymi rowerami, tacy niby eko, nie kupują samochodów, mieszkania wynajmują albo mieszkają z rodzicami. Wystarczy im, że mają iPhone’a do robienia selfie i bycia cały czas w kontakcie z wirtualnym światem. Tylko zabawa im w głowie, a kto zarobi na renty i emerytury? Kto utrzyma gospodarkę? Tak jedni krytykują, inni ubolewają nad ich marnym losem, bezlitosnym rynkiem pracy, który nie ma im wiele do zaoferowania w stosunku do ich umiejętności i wysokich kosztów samodzielnego życia.
Pokolenie Y czy też milenialsi. Urodzeni między 1980 a – tu granica przyjmowana jest różnie, w zależności od badaczy – 1995/2000 rokiem. Są więc w wieku od kilkunastu do trzydziestuparu lat. To duża rozpiętość, jednak ma ich łączyć wychowywanie się w wolnej Polsce (kiedy weźmiemy pod uwagę tych z naszego kraju, bo mimo globalizacji milenialsi milenialsom nie tak do końca równi), dostęp do najlepszej edukacji, otwarte przed nimi granice świata, a przede wszystkim – podobne priorytety. Bo choć wychowani przez rodziców, którzy pewnie pobrali się mając niewiele ponad 20 lat (kiedyś małżeństwo faktycznie często stanowiło przepustkę do dorosłości, zyskania autonomii, ułatwiało zdobycie mieszkania itp.), to jednak niekoniecznie byli przez nich zachęcani do powielania takich wzorców. Rodzice nie po to w nich inwestowali, aby milenialsi teraz zamiast robienia kariery spełniali się jako pełnoetatowi małżonkowie i rodzice. W końcu starsi baby boomersi (1946-1964) i generacja X (urodzeni w 1965-1979) rzucili się na kapitalizm, zaprzęgli w korporacjach i własnych firmach, aby zdobyć jak najwięcej środków, dzięki którym ich pociechy miałyby wszystko to, o czym oni w ich wieku mogli tylko pomarzyć, żyjąc za żelazną kurtyną. Na porządku dziennym milenialsów były więc wszelkie aktywności pozalekcyjne – kursy języków obcych, zajęcia sportowe czy muzyczne i pojawiające się co rusz nowsze gadżety. Oczywiście mocno uogólniamy, jednak tendencja: ucz się, ciężko pracuj, a będzie ci dane, będzie ci lepiej niż nam, dojdziesz do czegoś w życiu, była dość rozpowszechniona. Co więcej, rodziciele wierzyli w swoje dzieci, w to, że naprawdę są wyjątkowe, że mogą wszystko, że spełnią nie tylko swoje, ale i ich marzenia. A więc zmienił się model wychowania, dziecko stało się kimś bardzo ważnym w rodzinie, inwestowano w nie i zaczęto traktować jak partnera.
Dlatego też „igreki” chcieliby być traktowani po partnersku np. na uczelni czy w pracy. Pełni wiary w siebie, zaprogramowani na rozwój, zdają sobie sprawę, że nie zajmowane stanowisko, a podsuwany tu i teraz pomysł jest w cenie. Więc ośmielają się skrytykować decyzję szefa, wyrazić własne zdanie. Czy pewność siebie jest zła? Czy nie o to jeszcze kilka lat temu walczyli ci z wcześniejszych generacji, odwiedzając gabinety psychoanalityków? Podejście do pracy przedstawiciel pokolenia Y mają naturalnie różne. Wszystko niewątpliwie zależy od tego, czy się wie, co się chce robić, gdzie, na ile spełnienie zawodowe i finansowe jest ważne. Wydaje się również, że media zrobiły sobie z milenialsów pożywkę i sztucznie nakręcają konflikt między nimi a pracodawcami, opisując pojedyncze przypadki z jednej strony nieufności pracodawców do młodych, z drugiej strony niesubordynacji tych drugich. Nie ma się też co dziwić nasilonej niechęci do zaprzedawania się w 100% korporacjom. Milenialsi zobaczyli, jak na tym wyszli ich poprzednicy. Wolą zarobić mniej, a nie słyszeć za każdym razem, że na ich miejsce czeka kolejka chętnych. Naturalnym jest dla nich zarwać parę nocy przy projekcie, jednak co innego, kiedy nadgodzinny są czymś na porządku dziennym w firmie, a w dodatku – niewynagradzanym. Wielu młodych nie rozumie, po co mają siedzieć w pracy i pić piątą kawę, przeglądać Facebooka, kiedy w tym czasie mogliby załatwić osobiste sprawy. Nasz rynek musi zacząć się zmieniać, w wielu branżach możliwe jest wprowadzenie elastycznego czasu pracy, część zadań da się wykonywać zdalnie. Mityczny etat i biurko, o którym marzyli poprzednicy generacji Y, odejdzie wkrótce w zapomnienie.
Elastyczny czas pracy daje też więcej przestrzeni na obudzenie kreatywności. Na pogodzenie życia osobistego i zawodowego. Milenialsi chcą pracować czy osiągnąć sukces, ale we własnym imieniu, a niekoniecznie firmy, która traktuje ich tylko jako łatwo wymienialnego pionka w swojej grze. To z jednej strony ambitni i pewni swoich umiejętności ludzie, a z drugiej – nie mają potrzeby, aby coś komuś na siłę udowadniać. Dbają o siebie, swoich przyjaciół, rodzinę. Rynek pracy nie pozwala im zarobić zbyt wiele albo sami decydują się na gorsze wynagrodzenie, a co za tym idzie na mieszkanie z rodzicami czy wynajmowanie czegoś ze znajomymi. Może i marzą o jakichś materialnych dobrach, ale raczej stawiają na te mniej namacalne, jak podróże, doświadczenia, chwile spędzone z najbliższymi. Nie chcą, aby coś ich ominęło. Są świadomi, że sporo mogą, a nie muszą. Nie spieszą się z zakładaniem rodziny ze względów ekonomicznych, a także dlatego, że mają czas, nie czują dawnej presji. Ich rodzice swój sukces manifestowali budową domu, kupnem samochodu itd. Oni wolą i tak jeździć komunikacją miejską, bo samochód to tylko kłopot, obciążenie. Nie mają zwykle telewizorów, do pracy i rozrywki wystarcza im laptop. Nie chcą być niewolnikami rzeczy materialnych. Własne mieszkanie też nie jest na pierwszym miejscu ich listy potrzeb, zwłaszcza że są mobilni i w sumie mogą żyć w każdym zakątku świata. Nie są więc tak do końca ofiarami systemu, który nie daje im stabilności. Stabilność po prostu oznacza dla nich coś innego niż dla ich rodziców. To raczej zdrowie, doświadczenia i umiejętności, a nie stała pensja czy dom z ogródkiem pod miastem.
A czy milenialsi to pokolenie selfie? Selfie robimy wszyscy. Narcystyczne tendencje mylimy z poważnym zaburzeniem psychicznym, które chcielibyśmy przypisać całemu, niejednorodnemu pokoleniu. A w zasadzie każde nowe wykazuje się butą, lekceważeniem zastanego porządku, czuje się lepsze, domaga się miejsca dla siebie, chce zaprowadzić swoje rządy, w ten czy inny sposób gorszy poprzednie, które wcześniej robiło to samo. Milenialsi uzbrojeni w aplikacje i nowoczesne technologie sprawnie się nimi posługują, wykorzystując je do pracy i podtrzymywania międzyludzkich więzi. Swoje zdanie wyrażają w sieci. Mają swoje wartości i będą ich bronić. Wkrótce to oni będą musieli ustąpić miejsca młodszym, pokoleniu Z, czyli tym urodzonym po roku 2000. Ale teraz jest ich czas, więc może warto spróbować się z nimi dogadać, spojrzeć na nich łaskawszym okiem, dobrze wykorzystać ich elastyczność i mobilność.
Fot. unsplash.com