To mogło być w szkole podstawowej. Albo w gimnazjum. Trochę cię to martwiło i wkurzało. Coś na pograniczu przyjemności i rozdrażnienia. Kiedy na lekcji wuefu na brudnej podłodze w sali gimnastycznej kazano robić jakieś nudne ćwiczenia na dolne partie mięśni brzucha. A może to była wina majtek czy może legginsów? Jakieś tarcie, jakieś pobudzenie. Coś jakby chciało ci się siku. A może jeszcze inaczej. Jakieś pulsowanie, mrowienie. Nie wiedziałaś, czy ćwiczyć dalej, czy może przestać… A może to było podczas długiej jazdy na niewygodnym rowerze, a konkretnie na wąskim i twardym siodełku, które doprowadzało cię, nie wiedzieć czemu, do szaleństwa? 

Coregasm, czyli orgazm wywołany ćwiczeniami zdiagnozował jako pierwszy w 1953 roku pionier współczesnej seksuologii, czyli Alfredy Kinsey. Twierdził, że dotyczy to jakiś 5% kobiet. Dziś wiemy, że może dotyczyć znacznie większego odsetka. Wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji, stopnia wrażliwości na bodźce zewnętrzne i wewnętrzne.  

Kiedy nie koncentrujemy się z całych sił na seksie i osiąganiu w nim wyników jak na – o ironio – sportowej olimpiadzie, to właśnie wtedy możemy szczytować.

Do orgazmu w czasie ćwiczeń mogą doprowadzić takie, a nie inne ruchy, np. aktywizacja mięśni brzucha i miednicy, ruchy powodujące pocieranie łechtaczki. Są to czynniki mechaniczne. Dochodzą do tego inne idealne warunki do osiągnięcia orgazmu, które mają miejsce w trakcie uprawiania sportu – rozluźnienie ciała, zrelaksowanie się, wyłączenie głowy (o czym często piszemy w cyklu „Sexy Fridays”, a które bywa trudno osiągalne w trakcie stosunku z partnerką lub partnerem). Ćwiczenia stymulują w końcu neuroprzekaźniki takie jak serotonina i endorfiny, które pobudzają i dają uczucie szczęścia. Aktywność fizyczna powoduje również rozszerzenie naczyń krwionośnych, krew szybciej płynie, hormony szaleją w całym organizmie, głowa wolna jest od zmartwień, ciało w ruchu, oddech staje się głębszy... I tak można dojść do upragnionego celu. Miły skutek uboczny. Oczywiście takie pobudzenie nie musi się kończyć orgazmem. Jednak coregasm dobrze obrazuje mechanizm osiągania przyjemności seksualnej, która oparta jest na synchronizacji ciała i głowy, połączenia warunków psychicznych i fizycznych. Pokazuje też, że kiedy się nie napinamy, nie koncentrujemy z całych sił na seksie i osiąganiu w nim wyników jak na – o ironio – sportowej olimpiadzie, to właśnie wtedy możemy szczytować.  

 

Pobudzenie seksualne w trakcie ćwiczeń na siłowni, zajęć fitness czy na lekcji wuefu może być oczywiście odbierane jako pewien dyskomfort. Chyba najlepszym sposobem jest przerwanie ćwiczeń, chwilowe wyciszenie. Generalnie jednak jest to odbierane jako przyjemne odczucie, które raczej nie jest na tyle gwałtowne, aby wywoływać spazmy rozkoszy. 

No dobrze. Czas na odpowiedź, co trenować, aby szczytować, aby osiągnąć orgazm wysiłkowy. Z relacji różnych kobiet wynika, że najlepiej działa trenowanie mięśni brzucha, podnoszenie ciężarów, joga, pilates, jazda na rowerze, bieganie, a nawet spacer. Niektóre aktywności wywołują orgazm łechtaczkowy, jednak częściej jest to orgazm objawiający się pulsowaniem mięśni dna miednicy. Przy okazji warto dodać, że wszelkie ćwiczenia wzmacniające mięśnie okolic intymnych dobrze służą osiąganiu orgazmu i w ogóle naszemu życiu seksualnemu.

Fot. pixabay.com