Tak, przyłączam się do lamentu, że uczelnie są w kryzysie, granty przyznawane są po znajomości, uczenie mas studentów to orka na ugorze, a z kolei te biedne masy otrzymują wiedzę marnej jakości. Może więc czas się ocknąć z naszego polskiego snu o awansie społecznym przez wyższe wykształcenie, utrwalonego zwłaszcza w ostatnim 25-leciu, kiedy to nastąpiło ambicjonalne pchanie się na studia przez nas samych czy też przez rodziców (bo co to za rodzice, którzy dziecka odpowiednio nie wykształcili, zwłaszcza po inwestowaniu w nie przez całe dzieciństwo, wożeniu z jednych zajęć pozalekcyjnych na drugie, kiedy studia są na wyciągnięcie ręki?). Będzie mu się na pewno żyło lepiej, będzie miało potem pracę czy nie, ale dyplom na dnie szuflady spocznie. 

Uniwersytet Warszawski, fot. wikipedia.org 

Kiedyś wyższe wykształcenie ciężko było zdobyć i faktycznie było czymś prestiżowym, świadczyło o posiadaniu imponującej wiedzy przez absolwenta. Wraz z upadkiem komunizmu stopniowo rosła liczba chętnych na studia, powstawały więc prywatne uczelnie, uniwersytety też poszerzały swoje limity. W dodatku zniesiono rozmowy kwalifikacyjne, wystarczy odpowiednia liczba punktów z egzaminu maturalnego i już jesteśmy studentami. I co? I sytuacja jest taka, że absolwentów różnych uczelni wyższych (nawet te renomowane pootwierały swoje filie w całej Polsce i tak na przykład dyplom UW można zdobyć w filii w Rzeszowie czy Radomiu), absolwentów kierunków wszelakich mamy na pęczki. I mimo że mają tę magisterkę, to nie ma dla nich pracy w ogóle czy takiej, o jakiej by marzyli. Bo też żadna praca nie leży na ulicy i praktycznie do każdej szukają z referencjami, z doświadczeniem. O dyplom, owszem, czasem pytają, ale nie jest to regułą. 

Fot. pixabay.com

Dlatego nie studiujcie dla samego papierka. Nie studiujcie, jeśli nie widzicie w tym sensu. Jeśli macie studiować cokolwiek. Zwłaszcza na jakiejś pseudouczelni. Szkoda czasu i pieniędzy. Jeśli nie wiecie, co robić dalej w życiu, to lepiej wziąć oddech, wyjechać, popracować, pomyśleć. Nie oszukujmy się – w Polsce ciśnie się uczniów testami przygotowującymi do egzaminu gimnazjalnego, do matury, ale nie myśli się o doradztwie w sprawie przyszłości, kariery, nie pomaga się im w wyborze szkoły średniej czy wyższej. Dziś dyplom wyższej uczelni spowszedniał, stracił znaczenie, nie jest gwarantem zatrudnienia czy wysokich zarobków. Dziś liczą się umiejętności. A zajęć praktycznych na uczelniach zwykle jest mało. Z kolei wejście na rynek pracy zaraz po maturze może zaprocentować, a jeśli będzie brakowało jakieś wiedzy, umiejętności, to wtedy można iść na kursy czy zaoczne studia. Często na koszt pracodawcy. Nauczmy się realnie myśleć o przyszłości, zmieńmy nastawienie do wykształcenia i rynku pracy. A nie, że jakoś to będzie, pójdę sobie teraz na studia, to tym co dalej będę się martwić dopiero za 5 lat. Czy raczej narzekać, że jak to, że po co tyle nauki, trudów, wyrzeczeń, skoro nikt nie czeka na mnie z otwartymi rękami, z etatem i solidną pensją.  

Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie, fot. wikipedia.org

Z jednej strony gorąco odradzam studiowanie byle czego, byle gdzie, byle jak. Ale swojego 5-letniego studiowania polonistyki nie żałuję. Myślę, że obeszłabym się mimo wszystko w swojej pracy zawodowej bez tego, ale jednak te studia dużo mi dały. Wybrałam je pod kątem swoich umiejętności i zainteresowań, szłam na nie z pełną świadomością tego, jakie wady i zalety ma wykształcenie humanistyczne, że daje szerokie pole do popisu z jednej strony, możliwość pracy w różnych miejscach, ale z drugiej, że nie będzie mi łatwo tę pracę znaleźć i że nie będą to lukratywne stanowiska. Jednak liczyłam, że studia otworzą mi głowę, pozwolą się rozwijać i tak też się stało. Nie będę ukrywać, już po I semestrze na I roku poszłam do pracy, zaczęłam zdobywać doświadczenie. Oczywiście mogłam się poświęcić totalnie nauce i myśleć o pracy dopiero po odebraniu dyplomu. Nie wiem, jak by było, gdybym tak postąpiła. Wiem jednak, że nie miałabym wtedy prawa jęczeć i narzekać, bo po prostu miałabym to, co sama sobie w pełni świadomie zgotowałam. Studia tylko mnie w tym utwierdziły, że wszystko zależy ode mnie, że to w moim interesie jest wynieść z nich jak najwięcej wiedzy, a nie tylko jakoś zaliczyć, bo wtedy naprawdę szkoda zachodu.