Co właściwie trzeba dzisiaj umieć, aby jako dorosły człowiek sprawnie funkcjonować w społeczeństwie, w domu i życiu zawodowym? Angielski, prawo jazdy kategorii B – to standard niemal w każdej ofercie pracy niezależnie od jej charakteru. Jakby pracodawcy robili kopiuj-wklej. Wypadałoby też umieć pływać, tańczyć, prowadzić interesujące rozmowy o wszystkim i o niczym, gustownie dobierać części garderoby, sprzątać mieszkanie na błysk, gotować pyszne obiady...

Te ostatnie czynności wciąż szczególnie są poszukiwane u kobiet. Równouprawnienie równouprawnieniem, ale na co dzień to się nie zawsze sprawdza. Seksizm działa również w męską stronę – mężczyźnie nie przystoi nie posiadać uprawnień do prowadzenia pojazdu. Co to za mężczyzna bez samochodu?! Prawda jest jednak taka, że niezależnie od płci, część z nas po prostu się nie nadaje, aby prowadzić samochód. Koordynacja ruchów, skupienie na tym, co się dzieje na drodze, dostosowanie się do przepisów. Dochodzą do tego lęki, nerwowość i inne cechy osobowości, które mogą utrudnić panowanie nad pojazdem. To też kwestia wprawy: trening czyni mistrza. Z obserwacji wynika jednak, że z prowadzeniem samochodu często mają problemy ludzie o wysokiej inteligencji, którzy nie potrafią skupić się na jednej czynności, zaprzątnięci różnymi myślami. Tacy, dktórym parkowanie tyłem między słupkami na placu manewrowym na tak zwaną małpę nie mieści się w głowie. Może i jest wyuczalne, może ten sposób się sprawdza, ale gdzie tu sens, gdzie logika?! Na realnym parkingu pomocniczych słupków przecież nie będzie. Cóż, myślenie faktycznie czasem może przeszkadzać.

Zwłaszcza ambitni, perfekcjoniści, z syndromem prymusa będą walczyli do upadłego o zdanie egzaminu, bo nie chcą zostać technicznymi analfabetami, skoro technika to dziś nowy bóg, a mniej od nich rozgarnięci są w stanie jeździć. Podobnie jest z pływaniem, śpiewaniem czy tańczeniem. Rzeczywistość bywa jednak bolesna. Nawet jeśli jakoś opanują te umiejętności, to niekoniecznie będą mistrzami. Pewnych rzeczy, jak brak słuchu muzycznego, nie da się przeskoczyć. Podobnie z tańczeniem. Wynika to prawdopodobnie z budowy i funkcjonowania naszego mózgu. Według naukowców z Oxfordu możliwość nauczenia się tanecznych kroków zależna jest od sposobu funkcjonowania naszych chemicznych neuroprzekaźników – receptorów GABA odpowiedzialnych za planowanie i kontrolowanie ruchów. U tych, którzy mają problem z nauką tańca, poziom tych receptorów jest niezmienny, a u tych z tanecznymi predyspozycjami przypomina sinusoidę – rośnie i spada. 

Kadr z filmu "Dirty Dancing"

Nasze uzdolnienia są więc od nas niezależne i w pewnych dziedzinach nie osiągniemy mistrzostwa. Szkoda, że system polskiego szkolnictwa wciąż jest mocno uogólniony i wszyscy muszą uczyć się śpiewu, gry na flecie, rysunku, wykonywać na wuefie zadania, które ich przerastają. Talentu za grosz i trzeba cierpieć katusze. W dodatku te cierpienia są oceniane, wliczane do średniej, wypisywane na szkolnym świadectwie. A inne nasze predyspozycje się marnują, pozostają nieodkryte. Już w czasach szkolnych pojawia się presja, że wszystko trzeba umieć. Nawet to, co się nie przyda nam nigdy w życiu. Jak rysunek techniczny na przykład. Albo szydełkowanie lub robienie na drutach. Polska szkoła więc trochę jeszcze jest w dawnych wiekach, za to polscy rodzice już sami nie wiedzą, jak wynagrodzić dzieciom braki państwowej edukacji. Więc trwonią krwawicę, swój czas i dzieciństwo pociech na wożenie ich z jednych zajęć pozalekcyjnych na drugie. Fortepian, golf, tenis, taniec współczesny. W zależności od aktualnych trendów, własnej pomysłowości, niespełnionych marzeń. Zamiast sobie zorganizować czas wolny, odpocząć, realizować własne pasje, robią wszystko, aby ich potomstwo miało jak największe szanse na rynku pracy, najlepszy start w dorosłość. Jednak wiedza i umiejętności to nie wszystko. Najważniejsze, co później dzieci z nimi zrobią. 

Przedstawiciele pokoleń X i Y udowadniają jednak, że wiele z ich pozalekcyjnych zajęć nie zaprocentowało. Przynajmniej nie tak, jak tego oczekiwali rodzice, ponieważ na rynku pracy jest ciasno i panuje nieufność wobec młodych. Poza tym iksy i igreki nie widzą w sensu w inwestowanie na przykład w kurs prawa jazdy, bo i tak nie stać ich na samochód lub mają obojętny stosunek wobec własności, która wiąże się z problemami, ograniczeniami, dodatkowymi wydatkami. Wolą ekologiczne rowery czy komunikację miejską. Część z nich ma dziś też dwie lewe ręce do obowiązków domowych, których nie mieli się kiedy uczyć przytłoczeni nadmiarem pozalekcyjnych zajęć. Są też tacy, niezależnie od pokolenia, którzy po prostu nie potrafią. Jakoś tam posprzątają, coś tam ugotują, może nawet nie przypalą, ale nie lubią tego, nie wychodzi im. To nie jest ich zła wola, olewająca postawa. Nie mają predyspozycji. Dlatego rezygnując z innych rzeczy, decydują się zapłacić komuś, kto za nich posprząta, zjeść na mieście. Po prostu nie trzeba wszystkiego umieć. Można trenować, zaciskać zęby, topić się i wypływać na powierzchnię, uśmiechać się przepraszająco, depcząc tanecznemu partnerowi stopy, podchodzić do egzaminu na prawo jazdy, aż zrobi się debet na koncie. Można. Tylko po co? Chyba tylko po to, aby w końcu machnąć ręką i powiedzieć sobie: widać jestem zbyt inteligentny. Taki mądry, zdolny i ma dwie lewe ręce? Tak.

Fot. pixabay.com, materiały prasowe