Słońca mamy w ciągu roku jak na lekarstwo i wciąż słyszymy o związanych z tym groźnych niedoborach witaminy D. Co z tym zrobić? Suplementować ją czy narażać się na słoneczne oparzenia? Co z tą witaminą, która klasyczną witaminą nie jest?

O witaminie D świat dowiedział się w 1922 roku, kiedy doktor McCollum szukał czynnika przeciwkrzywicznego w tranie. Już w XIX wieku lekarze odkryli, że chorym z krzywicą pomaga zażywanie tranu i kąpiele słoneczne. Sądzono jednak, że to działanie witaminy A.

Witamina D, a dokładnie aktywna postać D3 (kalcytriol) uznawana jest za hormon steroidowy lub substancję o działaniu hormonalnym, która sprawuje funkcje regulujące w wielu narządach i tkankach. Witamina ta powstaje z cholesterolu pod wpływem promieniowania słonecznego. Występuje też w pożywieniu. Jest rozpuszczalna w tłuszczach. 

 

Od czasu odkrycia witaminy D co chwilę dowiadujemy się, że z pewnością większość z nas boryka się z mniejszymi lub większymi jej niedoborami, które mają wpływ na zdrowie i urodę. Wiosną prowadzono na przykład badania nad związkiem niedoboru witaminy D z otyłością. Doktor Luisella Vigna z Uniwersytetu w Mediolanie stwierdziła, że wielu jej pacjentów z otyłością lub nadwagą cierpiało na niedobory witaminy D, a jej suplementacja wspomagała u nich utratę wagi. Dlatego też doktor Vigna uważa, że u osób z problemami tego typu należy oznaczyć poziom tej witaminy. Generalnie witamina D pełni w naszym organizmie istotną rolę w procesie przyswajania wapnia i fosforu, a co za tym idzie ma wpływ na stan naszych kości, stawów, mięśni, a także układu nerwowego i odpornościowego. Niedobór tej witaminy w pewnym stopniu przyczynia się do powstania chorób nowotworowych (m.in. chłoniaka nieziarniczego, raka piersi, jelita grubego, prostaty), chorób serca, cukrzycy typu 2, reumatoidalnego zapalenia stawów. Także stany depresyjne, które w naszym kraju występują zwykle w miesiącach jesiennych i zimowych, kiedy brakuje nam słońca, są przykładem niedoboru witaminy D. Podobnie jak kondycja naszej skóry – jej przesuszanie się związane z osłabieniem bariery ochronnej naskórka, narażenie na podrażnienia, poszarzały wygląd.

Witamina D występuje w produktach, które spożywamy na co dzień, np. w tłustych rybach czy żółtku jaj, ale to naturalne światło słoneczne uznaje się za jej najlepsze źródło. Jednak czym dalej od równika, tym mniej tego światła w ciągu roku. Szacuje się, że nawet u 80% Europejczyków poziom „słonecznej witaminy” może być niewystarczający do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Trudno to jednak stwierdzić bez odpowiednich badań laboratoryjnych. Rzeczywistość wygląda tak, że dopiero w przypadku poważnych kłopotów ze zdrowiem lekarze zlecają wykonanie testów. Uznaje się, że większość z nas ma zbyt mało kontaktu ze słońcem. Stosujemy kosmetyki zawierające filtry, na świeżym powietrzu przebywamy krótko w ciągu dnia, kiedy słońce najmocniej świeci jesteśmy zwykle w pracy. Poza tym wystawiamy zbyt małą powierzchnię skóry na promieniowanie UV, zwykle jest to twarz, szyja, ręce. Na plażę nie wychodzimy bez odpowiednich kosmetyków chroniących nas przed słonecznymi oparzeniami i czerniakiem. Wszystko to utrudnia syntezę witaminy D. Zresztą jest ona stale potrzebna i w czasie krótkiego lata nie jesteśmy w stanie zrobić dużych zapasów (WHO zaleca opalanie rąk, twarzy i ramion 10-15 minut dwa lub trzy razy w tygodniu w sezonie letnim). Stąd też popularność różnych suplementów (poczynając od tranu), które poziom tej witaminy mają uregulować. Bierzemy je zwykle w ciemno, na szczęście w tym przypadku trudno przesadzić i doprowadzić do hiperwitaminozy, o ile zażywamy preparat zgodnie ze wskazówkami producenta. Suplementy oraz odpowiednia dieta bogata w nabiał i ryby morskie wydaje się być lepszym wyjściem niż narażanie się na zbyt intensywne promieniowanie UV, które na dłuższą metę jest niebezpieczne dla zdrowia. A bez witaminy D – nie bez powodu nazywanej również witaminą uśmiechu – jak widać nie możemy się obejść.

Opracowanie graficzne Małgorzata Stolińska dla enter the ROOM, źródło zdjęć: pixabay.com