Młodzi ludzie w dużych miastach wyposażeni w smartfony z aplikacjami takimi jak Tinder zaliczają co weekend kolejne pierwsze randki. Można już mówić o kulturze seryjnego randkowania, którego celem w wielu wypadkach jest seks jeszcze tego samego wieczoru, a nie usilne poszukiwanie miłości na całe życie. Staramy się zrobić jak najlepsze wrażenie i oczekujemy szybkiej gratyfikacji. Po wszystkim rozchodzimy się (zanim zacznie działać oksytocyna odpowiedzialna za przywiązanie) i zwykle nie kontynuujemy znajomości, bo kto by miał czas na związki i całe to wikłanie się w emocje. Reguły gry są jasne: znalezienie obiektu, wymiana wiadomości o mniej lub bardziej seksualnym podtekście, spotkanie i współżycie. Miło, jeśli następnego dnia dostaniemy wiadomość z podziękowaniem za udaną noc. Nie ma co się obruszać, tak wygląda współczesny świat. Ma to swoje zalety. Jednak trochę szkoda rytuałów, które kiedyś wiązały się z randkowaniem. Może były staroświeckie, może na bakier z równouprawnieniem, ale miały swój niezaprzeczalny urok. O uwodzeniu nie wspominając. Jean Baudrillard w swojej pracy O uwodzeniu ubolewał nad upadkiem sztuki uwodzenia, takiej, o której można przeczytać w Niebezpiecznych związkach Choderlosa de Laclosa lub Dzienniku uwodziciela Sørena Kierkegaarda; takiej, w której liczyło się nie tyle doprowadzenie do stosunku seksualnego, co do rozbudzenia uczuć obiektu, oczarowania, zostawiania śladów i mylenia tropów, stosowania przemyślnych intryg, które odbijały się rykoszetem również na uwodzącym, ale i w tym tkwiła pewna perwersyjna przyjemność. Wymiana listów lub nieśmiałych spojrzeń, obsesyjne myślenie o drugiej osobie oraz powodowanie, aby i ona myślała, aby zapałała uczuciem. Popędy bladły wobec tego, plasowały się na półce z instynktami do zaspokojenia, co było niczym w porównaniu z wyrafinowaniem uwodzicielskich sztuczek.

Kadr z filmu Taksówkarz – materiały prasowe 

Niedzisiejsze? Może. Jednak z nostalgią wspominamy dawną szkołę uwodzenia. Teoretycznie powinniśmy być wyćwiczeni w pierwszych randkach, ale zdarzają nam się błędy w sztuce. Może nie aż takie jak w Taksówkarzu, gdzie główny bohater zaprasza dziewczynę na randkę do kina porno, jednak różnie bywa.

Może nie chcielibyśmy, aby normą znów był seks na trzeciej randce, bo co trzy randki to nie jedna i zaczyna się robić niebezpiecznie, można się zauroczyć. Chociaż… Poprzestanie na pocałunku i niepokój wyczekiwania kolejnego spotkania są podniecające. A odprowadzenie dziewczyny do domu niepodszyte nadzieją na seks jest po prostu szarmanckie. Obecnie brakuje dobrych manier i szarmanckości, która wyraża się w przepuszczaniu w drzwiach, dosuwaniu krzesła w restauracji, pomocy przy zakładaniu płaszcza itp. Staroświeckie, nierównościowe, obarczające bardziej mężczyznę. Jednak czy nie takie rytuały budują wyjątkowy nastrój? Randka to randka, wszystkie sposoby budowania napięcia i czarowania drugiej strony są dozwolone. Nie po to szykujemy się cały wieczór – o czym za chwilę – żeby czuć się jak na spotkaniu z dobrym kolegą. Nawet przelotny, choćby jednonocny romans wymaga odpowiedniej oprawy. Może powitania bukietem kwiatów? Dziś na pierwszych randkach to rzadkość. Większość kobiet na pewno by się zdziwiła i mogłaby być wręcz skonsternowana takim nieoczekiwanym, choć niezaprzeczalnie miłym, prezentem. Z tych wszystkich eleganckich gestów najlepiej ma się płacenie rachunku przez mężczyznę. Przynajmniej często zdarza się propozycja pokrycia całości, choć kiedy druga strona będzie oponować i zaproponuje dzielenie kosztów, to pewnie spotka się to z aprobatą. W końcu obie strony czerpią zyski w postaci miłego wieczoru i seksu, więc dlaczego tylko jedna ma inwestować.

Są też oczywiście randkowe grzechy, których lepiej się wystrzegać. Nasze chorobliwe sprawdzanie powiadomień na ekranie smartfona to zdecydowanie zły pomysł. Niby oczywiste, ale niektórym ciężko się powstrzymać, szczególnie kiedy rozmowa grzęźnie. Umówmy się, to nie jest sposób na jej uratowanie. Smartfony na bok i skupiamy się na rozmowie, bo jest bardzo ważna, jeśli nie najważniejsza, decydująca o tym, czy będą kolejne randki lub seksualna gratyfikacja. Wygląd naturalnie ma znaczenie, a nawet jeśli rozczarowuje, to większość ludzi daje szanse swoim randkowym partnerom i nie odwraca się na pięcie, ale przechodzi do serii pytań i odpowiedzi. Czasami pierwsze randki postrzegane są jak przesłuchanie. Szczególnie, kiedy jedna strona wypytuje, a druga zmuszona jest udzielać odpowiedzi. Na początku nie ma sensu zdradzać całego życiorysu, lepiej zacząć od ogółów, a opowiadanie o najdziwniejszych seksualnych przygodach i nieudanych związkach najlepiej sobie darować, bo należy do grzechów kardynalnych, które niektórzy nagminnie popełniają. 

Kadr z filmu Kocha, lubi, szanuje – materiały prasowe 

Według badań naukowców z Uniwersytetu Stanforda mężczyźni pozytywnie oceniają kobiety w czasie pierwszego spotkania, jeśli mówią one pewnie, nie wtrącają słów typu: może, nie wiem. Generalnie, niezależnie od płci uśmiech, pewny głos, patrzenie prosto w oczy, skupienie na rozmówcy to cechy gwarantujące powodzenie randki. Wspomniany już wygląd się liczy, bardziej zwracają na niego uwagę panie niż panowie, więc może przed wieczornym wyjściem lepiej jednak coś ciekawego poczytać niż spędzać godziny przed szafą. Jessica Kane z HuffingtonPost we współpracy z Askmen.com przeprowadziła ankietę wśród mężczyzn, z której wynika, że większość z nich nawet się nie domyśla, ile wysiłku ich partnerki włożyły w szykowanie się do wyjścia. Nie zwracają wielkiej uwagi na strój, bardziej na włosy (wolą rozpuszczone) i paznokcie.

Przed randką warto też coś zjeść, o ile nie umówiliśmy się na kolację. Mężczyźni zwykle jedzą, kobiety z kolei unikają jedzenia, aby mieć płaski brzuch i jak najlepiej wyglądać. Ssanie w żołądku to uczucie, które na pierwszej randce, jak i kolejnych, raczej nie pomoże. Będziemy myśleć o jedzeniu, w dodatku głód powoduje większą nerwowość i pozornie niewinne zachowanie drugiej strony może doprowadzić do szału. Trudno, żeby ktoś nam przypadł do gustu w takich warunkach. Z drugiej strony nie ma się co dziwić takim i innym szaleństwom. Po prostu chcemy wypaść jak najlepiej przed drugą osobą. O naszym teatrze życia codziennego pisał XX-wieczny socjolog Erving Goffman, podkreślając, że wchodzimy w pewne utarte role w określonych sytuacjach. Na randce czujemy się niczym w teatrze, potrzebujemy określonego stroju, powinny paść odpowiednie słowa. Jednorazowość randek to też pokusa do hiperprezentacji, do bycia najlepszą wersją siebie. Kiedy nie patrzymy długofalowo, tylko chcemy szybko osiągnąć cel i dobrze zapisać się w czyjejś pamięci, wydaje się to najlepszym rozwiązaniem. Ale co wtedy, kiedy jednak coś zaskoczy i będą kolejne spotkania? Kłopot. Dlatego może najlepsza randkowa porada jest taka, aby po prostu być sobą. 

Flickr.com