Miłość. Sporo o niej wiemy, ale wciąż jest z nią związana tajemnica, magia. Czy to możliwe, że jest jedynie efektem ubocznym ewolucji, któremu stopniowo przypisaliśmy ogromne znaczenie i prawie każdy jej pragnie i z utęsknieniem wygląda? Miłość romantyczna, tak bardzo nieracjonalna, zwłaszcza ta pierwsza, podlega mitologizacji. Po latach wspominamy ją, tęsknimy, nie rozumiemy, dlaczego tylko raz można było tak się zakochać, na śmierć i życie, może w zwyczajnym chłopaku z podwórka, może w przeciętnej dziewczynie z równoległej klasy. I nawet jeśli jesteśmy w udanym związku, wracamy myślami do tamtego okresu, tego odkrywania nowego, szalonego i namiętnego uczucia, podsycanego hormonalną burzą, bo pewnie mieliśmy kilkanaście lat, może ledwie dwadzieścia. Social media pozwalają nam nawet podejrzeć, co słychać u naszych pierwszych miłości, odezwać się. Ale czy warto? Czy uczucie odżyje, czy raczej runie budowany latami mit?

Czas jest czynnikiem, który sprzyja idealizacji, sentymentom, zapominaniu złych chwili i pamiętaniu wyłącznie dobrych. Pierwsza miłość, przypadająca zwykle w ważnym okresie, kiedy dorastamy lub wchodzimy w dorosłość, ma na nas duży wpływ. I tak do tych namiętnych, wyidealizowanych chwil, kiedy byliśmy w liceum lub na studiach i nie mieliśmy większych życiowych zmartwień, porównujemy nasze kolejne relacje. Ze szkodą dla nich. Bo dojrzały, partnerski związek może wydać się nudny, zwłaszcza jeśli jesteśmy już na etapie wspólnego układania sobie życia, kompromisów, codziennych problemów, a motyle z brzucha gdzieś odleciały.

Dr Malcolm Brynin z Instytutu Analiz Społeczno-Ekonomicznych na Uniwersytecie w Essex sugeruje, że idealizacja pierwszej miłości utrudnia zadowolenie z kolejnych, poważnych związków. Podczas badania elementów udanego partnerstwa Brynin stwierdził, że wspomnienia intensywnych przeżyć towarzyszących pierwszej miłości mogą być nierealnym punktem odniesienia dla aktualnego uczucia. Porównując, możemy być rozczarowani prozą życia w obecnym związku. Według naukowca skupianie się na emocjach wcale nie pomaga w budowaniu trwałej relacji, bo to paliwo, którego nie wystarcza na długo. Dlatego uważa, że pomóc nam może świadomość tego, że nasze pierwsze miłości były obciążone niedojrzałością. Trzeba cenić to, co ma się tu i teraz. A najlepiej byłoby, gdyby za pierwszym razem udało nam się opanować gwałtowne porywy serca. Ale jak to zrobić, już nie podpowiada. 

Jakąś radą byłoby może polecenie poczytania w szkole Freuda i Kundery zamiast wałkowania wszystkich romantycznych lektur. W Nieśmiertelności ten ostatni określa człowieka jako homo sentimentalis, dla którego uczucia są najwyższą wartością. Według czeskiego pisarza większość z nas przesiąknięta jest romantyzmem, mimo takich zdobyczy XX i XXI wieku jak choćby seksualna swoboda i wolne związki. Nie staramy się wypracować definicji miłości na miarę naszych czasów, lecz spoczęliśmy na laurach i czerpiemy z przeterminowanej spuścizny romantyzmu, która fałszowała rzeczywistość, wynosiła formę nad treść. Zygmunt Freud wprawdzie uznał miłość romantyczną za ładną wymówkę dla popędu seksualnego, ba, porównywał nawet zakochanie z zaburzeniem psychicznym, jednak chyba nas nie przekonał. Choć teoretycznie wiemy, że za naszymi doznaniami i miłosnymi uniesieniami stoją chemia i mózg, to wolimy kochać sercem, wierzyć w strzały Amora i tak dalej. Co z tego, że to natura tak nas urządziła, że wszystkie te reakcje chemiczne i stany zamroczenia mają służyć skłonieniu nas do prokreacji i wspólnego wychowywania potomstwa w celu zapewnienia ciągłości ludzkiego gatunku? Jesteśmy razem, bo takie było nasze przeznaczenie, a nie pomogła nam w tym oksytocyna i wazopresyna, czyli hormony odpowiedzialne za przywiązanie. Miłość to przecież magia,  a nie chemiczne wzory.

Kadr z filmu "Była sobie dziewczyna" – materiały prasowe 

Są jednak i obrońcy pierwszej, szalonej miłości. Należy do nich profesor Helen Fisher, antropolog z Rutgers University w New Jersey, która uważa, że tęsknota za tym, jak bardzo byliśmy namiętni, spontaniczni i otwarci za pierwszym razem powinna być inspiracją, bodźcem do poszukiwania takich doznań w obecnej relacji. Pierwsza miłość jest wspaniała i miło ją sobie powspominać, ale przede wszystkim powinna być fundamentem do budowania kolejnych związków, do których możemy przeszczepić to, co było kiedyś dobre i nauczeni doświadczeniem, uniknąć błędów popełnionych w młodości.