Czy przed pierwszą randką warto sobie zawracać głowę i sprzątać mieszkanie, czy lepiej całe wysiłki włożyć w to, aby wyglądać jak najlepiej? Co do wyglądu odsyłamy do tekstu RENDEZ-VOUS JAK ZE SNU. A co do mieszkania? Może lepiej je posprzątać, skoro seks na pierwszej randce to już praktycznie norma. Po co psuć gorącą atmosferę gorączkowym szukaniem argumentów za zakończeniem wieczoru u tej drugiej osoby, mając przed oczami pozostawione po sobie pobojowisko? Zresztą bałagan to jeszcze nic, najgorszy jest brud, kiedy wszystko jest niechlujne, ulepione, nie wspominając nawet o mało romantycznym zapachu rozkładających się śmieci. Zwłaszcza kobiety zwracają uwagę na porządek, warto więc wziąć to pod uwagę, umawiając się na randkę, która ma mieć szczęśliwy finał i nie być jednorazową przygodą. Bo nawet udany seks nie zatrze przykrych wspomnień bałaganu, który jest sygnałem alarmowym, że lepiej dać sobie spokój z taką znajomością. W końcu w związkach najwięcej kłótni wybucha o niby tak błahe sprawy jak to, kto wyrzuca śmieci, zmywa naczynia lub o brudne skarpetki porzucone na środku salonu. 

Kadry z serialu Dziewczyny

Choć wystrój naszego mieszkania nie znajduje się na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o przyczyny problemów w życiu seksualnym, to ma na nie niezaprzeczalny wpływ. Estetyka się liczy, czystość też. Choć z drugiej strony fantazjujemy o odrobinie brudu i niewygody. Seks na podłodze? Super, ale chyba nie wśród kotów kurzu i pustych puszek po coli? Na zagraconym biurku? Brzmi dobrze, ale jeśli w praktyce coś ci się wbija w plecy, to niełatwo o tym zapomnieć i skupić się na przyjemności. Seks ma brudne konotacje, ale niekoniecznie powinny być one dosłowne. Poza tym, nie ma się co oszukiwać, jesteśmy wygodni, jesteśmy wzrokowcami, zwracamy uwagę na to, co wokół nas. Stąd popularność tzw. hoteli miłości, gdzie można uprawiać seks w pomieszczeniu, które ma nas dodatkowo stymulować. Według badań pobyt w eleganckim, wysprzątanym pokoju hotelowym wystarczy, żebyśmy nabrali ochoty na seks, jeśli nawet w sypialni myślimy jedynie o spaniu. 

Kadr z programu Perfekcyjna pani domu

Japoński architekt Rintaro Kikuchi uważa jednak, że mieszkanie ma bardzo duży wpływ na życie seksualne. Według badań ponad połowa młodych Japończyków nie uprawia seksu. Przyczyna? Mieszkają w wynajmowanych klitkach, w których jednej osobie trudno się swobodnie poruszać, a co dopiero dwóm lub więcej. W dodatku mieszkania są ciemne, ponure i siłą rzeczy zagracone. To nie są warunki do prowadzenia bujnego życia erotycznego, tu nie ma pola do popisu dla wyobraźni lub wręcz przeciwnie – trzeba mieć ją naprawdę nieźle rozwiniętą, aby uprawiać seks mimo wszystko. Takie dekoracje sprzyjają depresyjnym nastrojom i nie są stworzone do zapraszania gości. Dlatego Kikuchi zaprojektował małe, ale funkcjonalne wnętrza, które sprzyjają uprawianiu seksu. Jasne drewniane podłogi, duże okna, przestronna, otwarta kuchnia z barem, spora wanna, a nawet drążek do pole dance. Oby to Japończykom pomogło.

Mieszkanie projektu Rintaro Kikuchi 

Z kolei w Wielkiej Brytanii przeprowadzono badania dotyczące wyglądu miejsca, w którym większość obywateli uprawia seks, czyli sypialni (73% ankietowanych uznało, że to jest najbardziej intymne miejsce, choć niektórym zdarza się stosunek w garażu czy pomieszczeniu gospodarczym, ale dotyczy to zaledwie kilku procent). A jak te sypialnie wyglądają? Zwykle tak, jak reszta mieszkania, co już bywa błędem, bo nie kojarzy nam się z seksem. A ta reszta mieszkania najczęściej utrzymana jest w jasnych kolorach – biel, beże, jasne szarości królują na ścianach, meblach, bibelotach. Taka subtelność niestety sprawia, że uprawiamy mniej seksu. Przynajmniej tak wyszło w dalszej części brytyjskiego badania. Wśród ankietowanych najwięcej stosunków (średnio 10 na miesiąc) deklarowali posiadacze czerwonych sypialni (czerwony został też przez 45% ankietowanych uznany za najbardziej seksowny), zaraz za nimi byli ci, którzy sypialnie wytapetowali na czarno (9 stosunków na miesiąc) lub fioletowo (8 stosunków). Te kolory uznano za najbardziej zmysłowe, budujące wyjątkową erotyczną atmosferę. 

Z wyników badań skorzystała brytyjska projektanta Laurence Llewelyn-Bowen, która stworzyła tapetę do sypialni, która ma podkręcać libido, dzięki swoim kolorom, wzorowi i miękkiej, wypukłej teksturze inspirowanej strefami erogennymi kobiet i mężczyzn. Tapeta Kinky Vintage ma działać na zmysły, wprowadzać w odpowiedni nastrój, pomóc skupić się wyłącznie na seksie, oderwać od codzienności. Seksowne otoczenie sprawia, że i my czujemy się seksownie. To takie proste – twierdzi projektantka. 

Tapeta Kinky Vintage zaprojektowana przez Laurence Llewelyn-Bowen

Pozostając w sypialni, warto wspomnieć niedawne badania dr Neila Stanleya, eksperta snu z Wielkiej Brytanii, według którego wspólna sypialnia – coś naturalnego dla większości z nas – ma sporo wad. Dr Stanley przeprowadził badanie, z którego wynika, że śpiący razem partnerzy mają o 50% więcej problemów ze snem niż ci, którzy mają oddzielne sypialnie, a przynajmniej łóżka. Z kolei zaburzenia snu mają ścisły związek z zapadaniem na depresję, choroby serca, występowanie udarów mózgu, chorób płuc, nieszczęśliwych wypadków, spadku wydajności pracy, a także rozwodów. Wspólne łóżko niekoniecznie cementuje związek. Wręcz to osobne sypialnie temu sprzyjają, zwłaszcza od seksualnej strony. W końcu w takim układzie można umawiać się na schadzki niczym para kochanków lub spontanicznie, znienacka wślizgiwać się do łóżka drugiej osoby. 

Wracając do bałaganu, to na pewno potrafi odstraszyć. Choć bywa też zapowiedzią niezłego kochanka, w dodatku piekielnie inteligentnego, bo według badań przeprowadzonych na University of Minnesota niechlujny pokój świadczy o twórczych zdolnościach i wysokim IQ, o czym pisaliśmy w tekście SEKS, NARKOTYKI, BAŁAGAN I WYSOKIE IQ. A przecież intelekt może być bardzo podniecający zwłaszcza dla sapioseksualnych (patrz: NIE MA KSIĄŻEK, NIE MA SEKSU), byle się tylko nie potknąć o zalegające wokół łóżka książki. 

Kadr z serialu You're the Worst

Źrodło zdjęć: materiały prasowe