Na biurku panuje zamęt, piętrzą się papiery i cała masa innych przedmiotów o bliżej nieokreślonej użyteczności. Szef z dezaprobatą kręci głową, a współpracownicy nie chcą się zbliżać na odległość mniejszą niż 3 metry, bo boją się, że ten chaos może ich wessać niczym czarna dziura. Tobie ten stan rzeczy totalnie nie przeszkadza w pozostawaniu stuprocentowo efektywnym pracownikiem. W sekundę potrafisz w stercie dokumentów odnaleźć potrzebną informację, a poszczególne obiekty na blacie możesz układać w coraz to liczniejsze i wyższe sterty, z gracją godną mistrza gry Jenga. Dokładnie tak, jak kiedyś robił to Albert Einstein i na przekór pedantom i perfekcyjnym paniom domu, na dobre to zarówno jemu, jak i nam wyszło. Trawestując słowa geniusza: jeśli bałagan na biurku jest oznaką bałaganu w głowie, to o czym świadczy puste biurko?
Zwolennicy porządku i minimalizmu nie muszą się jednak obawiać – oni również mają predyspozycje do dokonania wiekopomnych odkryć. Udowodniła to Maria Skłodowska-Curie. Na jej biurku nie było miejsca na zbędne przedmioty – rozpraszacze uwagi, kurzołapy, czy nawet sentymentalne pamiątki. Liczyły się czas i efekty, więc tylko to, co mogło tym celom służyć, miało rację bytu w naukowym otoczeniu badaczki. Płynie z tego taki wniosek, że zestaw do pracy składający się z lampki nocnej i laptopa to pełen pakiet potrzebny do sukcesu.
kadr z filmu Gra Tajemnic
Nie samą pracą człowiek żyje. Z takiego założenia wychodził Mark Twain, który do leni nie należał. Pisarz potrafił jednak znaleźć odpowiedni balans między pracą a rozrywką, a to wszystko w ramach jednej przestrzeni – swojego gabinetu. Obok biurka znalazło się tam też miejsce na stół bilardowy. Gra dawała mu chwilę wytchnienia, oczyszczenia umysłu, zaplanowania na spokojnie dalszej pracy. Do pełni szczęścia przyczyniała się również częsta obecność znajomych Twaina, którzy skwapliwie pomagali w relaksowaniu się – czasem do wczesnych godzin porannych! Jeśli więc twój tryb pracy to okresy wzmożonego wysiłku i skupienia, przeplatane momentami chilloutu, (dziergania na drutach czy zabaw z kotem), to oznacza, że twój geniusz rozwija się właśnie w takich warunkach. Przy czym jeśli te proporcje są mocno zaburzone, zwłaszcza na poczet rozrywek i odrywania się od pracy w celu obejrzenia całego sezonu House of Cards, lub bezrefleksyjnym, dwugodzinnym przeglądaniu Facebooka – to już zupełnie inna para kaloszy.
Dokumenty ułożone w przegródkach lub włożone w starannie opisane segregatory; jeden pojemnik na spinacze, drugi na zszywki, trzeci na pinezki; jedna szuflada biurka wydzielona na prywatne rzeczy, reszta na służbowe (nigdy pomieszane razem!). Brzmi znajomo? Oznacza to, że nie tylko cenisz porządek, ale przede wszystkim dobrą organizację. Przedmiotów może być nieskończenie wiele – od tych niezbędnych do pracy, po mniej użyteczne gadżety lub całkowicie osobiste drobiazgi. Grunt, żeby wszystko było ułożone według odpowiedniej kategorii. Nic na biurku nie ma bowiem prawa funkcjonować jako „wolny elektron”. Przecież tylko w takiej poukładanej, posegregowanej i zorganizowanej przestrzeni, można dokonywać odkryć na miarę Edisona. Gdyby jego biurko nie wyglądało w ten sposób, może nadal pracowalibyśmy przy swoich przy świetle lampy naftowej?
kadr z filmu Diabeł ubiera się u Prady
Właściwie to nie musisz pracować przy biurku. Równie dobrze sprawdzi się łóżko, kawiarniany stolik, czy środek transportu – byleby z wi-fi i opcją podładowania baterii. To właśnie one i wszystkie powiązane z nimi gadżety mają największe znaczenie dla pracy twórczej, którą wykonujesz. Znajomi i przyjaciele mają pretensję, że więcej czasu niż z nimi spędzasz ze swoim laptopem, komórką, tabletem. Ty jednak dalej robisz swoje, bo przecież masz określone zadanie i stałe, superszybkie łączenie się z całym światem jest kluczowym elementem sukcesu. Nikola Tesla, spec od prądu wielofazowego i wynalazca radia, również najlepiej czuł się w otoczeniu swoich „gadżetów” – kabli, przewodów, pokręteł. Także jeśli twoje biuro zaczyna przypominać centrum dowodzenia NASA, świadczy to tylko o tym, że jesteś na dobrej drodze, żeby zmienić dzieje świata.
Zupełnie inne klimaty wybierała Virginia Woolf. Przestrzenią do pracy – o ile pozwalała na to pogoda – był zazwyczaj ogród w jej domu w Sussex. To kontakt z naturą działał najlepiej na wenę twórczą wybitnej pisarki. Brzmi sielsko i kusząco, ale nawet, gdy pracujesz w domu, a nie w wieżowcu w centrum miasta, to bliskość natury stanowi raczej rzadkość i luksus. Masz szczęście, jeśli trafisz na w miarę znośny widok za oknem z odrobiną zieleni. W najgorszym wypadku możesz ratować się kilkoma doniczkami z roślinnością lub ukwieconą fototapetą. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli naprawdę jesteś geniuszem, to twój mózg szybko zwęszy podstęp i nie da się nakarmić substytutami prawdziwej natury. Najpierw więc może zagraj w totka, żeby móc kupić dom z wielkim ogrodem lub sadem. A wtedy będziesz mógł spokojnie się zająć inwencją wynalazków, opracowywaniem receptur nowych leków albo „chociaż” napisaniem arcydzieła literatury pięknej.
kadr z filmu Misery
Może być też tak, że nawet ogród pełen kwiatów, hamak na rajskiej plaży czy luksusowy hotel nie przemawiają do ciebie aż tak, jak własne M. To właśnie w otoczeniu najbliższych osób i swoich ulubionych przedmiotów kreatywność niektórych z nas rozkwita najbardziej. Są tacy, którzy koncepcję pracy w domu skwitują kąśliwym uśmiechem, bo przecież jak niby można skoncentrować się na służbowym zadaniu w cieplarnianych, domowych warunkach, gdzie problemem bywa już samo zwleczenie się z łóżka? Da się – a wzorem tego typu „pracownika” jest sam Karol Darwin. To właśnie w zaciszu jego domu w Kent, a nie w gabinecie w wielkim gmachu jakiegoś naukowego przybytku, powstała teoria ewolucji. Nie wiemy, jaka była recepta na motywację i efektywność pracy w takich warunkach, ale może geniusze nie potrzebują żadnej. Szczęściarze!