Kraków, Muzeum Sztuki Współczesnej na ulicy Lipowej. Trwa właśnie otwarcie nowych wystaw, które można oglądać w MOCAK-u od połowy października. W tym wystawy Figury niemożliwe, która po raz pierwszy zaprezentowana została w Pawilonie Polskim w ramach 14. Międzynarodowego Biennale Architektury w Wenecji. Zwycięski projekt konkursu Zachęty został przygotowany przez Instytut Architektury i Jakuba Woynarowskiego. W tych okolicznościach rozmawiamy z doktorem Michałem Wiśniewskim – członkiem zarządu Instytutu Architektury, historykiem sztuki i architektury, pracownikiem Międzynarodowego Centrum Kultury i Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Pytamy o sam projekt Figury niemożliwe, ale i o główny przedmiot zainteresowań Wiśniewskiego – powiązania współczesnej architektury i polityki.

 

Misją Instytutu Architektury jest promowanie bezinteresownego podejścia do architektury. Jak tę bezinteresowność rozumieć?

Współcześnie architektura bardzo często jest tematem debaty publicznej kreowanej z pozycji czysto komercyjnych. Firmy deweloperskie i cały przemysł budowlany potrzebują reklamy. Architektura staje się narzędziem do promowania różnego typu produktów, do uzyskiwania zysków. Sądzę, że w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat zatraciliśmy zdolność do patrzenia na architekturę jako na działanie społeczne; na platformę pokazującą, czym jest społeczeństwo, kim my jesteśmy, jakie problemy są dla nas istotne. Stąd też pomysł założenia Instytutu Architektury. Naszą misją jest zapoznanie większej ilości odbiorców z twórczością znanych architektów z przeszłości, ale również współtworzenie debaty, zaproszenie do dyskusji o architekturze. Temu służyły nasze poprzednie projekty, wystawy, książki. Działamy już od 4 lat. Bardzo ważną postacią był dla nas w tym czasie Adolf Szyszko-Bohusz.

 

Właśnie w nawiązaniu do baldachimu grobowca marszałka Piłsudskiego stworzonego przez Adolfa Szyszko-Bohusza powstał projekt Figury niemożliwe, który prezentowali Państwo na Międzynarodowej Wystawie Architektury w Wenecji w ubiegłym roku. Projekt, który od 16 października można oglądać również w krakowskim MOCAK-u.

Adolf Szyszko-Bohusz przez lata nie doczekał się obszernej prezentacji, dlatego chcieliśmy zająć się tą postacią. Tworzył, kierował odbudową Wawelu, ale również wprowadzał do Polski modernizm. Wokół Szyszko-Bohusza stworzyliśmy kilka projektów. Po wystawie Reakcja na modernizm. Architektura Adolfa Szyszko-Bohusza w Muzeum Narodowym w Krakowie przyszedł czas na Monument. Architektura Adolfa Szyszko-Bohusza w warszawskiej Zachęcie. Ta druga wystawa opisywała szerzej polską architekturę tamtego czasu, pokazywała modernizm na tle epoki. Mieliśmy okazję zaprezentować również jeden wybrany obiekt podczas ubiegłorocznego Biennale w Wenecji. We Włoszech występowaliśmy równolegle obok wielu państw. Aby się wyróżnić i zaistnieć w dyskusji, postanowiliśmy skupić się nie tyle na historii polskiej architektury, co w sposób konceptualny zaprezentować obiekt trudny, który z nowoczesnością łączy się w sposób nieoczywisty. Stworzyliśmy replikę baldachimu nad wejściem do grobu marszałka Józefa Piłsudskiego zaprojektowanego przez Szyszko-Bohusza. Obiekt różni się od wawelskiego oryginału oddzieleniem przykrywającej całość płyty od dolnej części. W wyniku tej transformacji wydaje się ona lewitować nad podpierającymi ją kolumnami. Fizyczne odseparowanie elementów ma stworzyć wrażenie obcowania z tytułową figurą niemożliwą.

 

W jaki sposób projekt Szyszko-Bohusza wpłynął na kształtowanie się kultu Piłsudskiego?

Gdy umarł Józef Piłsudski, Szyszko-Bohusz, który był Legionistą, został poproszony o przygotowanie projektu grobowca. Stworzył kilka jego wersji. Najpierw skupił się na formach czysto historycznych, między innymi neogotyckiej i neorenesansowej. W końcu zrealizowana została propozycja z historycznymi kolumnami przykrytymi płaską płytą. Ciała śpią, duchy czuwają – taka inskrypcja towarzyszy temu dziełu, które w 1937 roku odsłonięto na Wawelu. Od samego początku grobowiec stał się przestrzenią pielgrzymek i różnego rodzaju wizyt oficjalnych, był bardzo silnie zanurzony w kontekst polityczny Polski w przededniu drugiej wojny światowej. Piłsudski był traktowany jako heros, bohater, przedmiot kultu jednostki. Bardzo interesowało nas, jak w XX wieku w różnych państwach budowano tego typu dyskursy, a  było to zjawisko powszechne. W podobny sposób, co Piłsudskiego w Polsce, traktowano Lenina w Związku Radzieckim, marszałka Hindenburga w Niemczech, generała Franco w Hiszpanii, Musafę Kemala Atatürka w Turcji oraz wielu przywódców nieeuropejskich.

Postanowiliśmy więc skupić się na jednym, niedużym obiekcie, generującym ogromny ładunek symboliczny. Podstawa wzięta z kamieni z pomnika Bismarcka w Poznaniu, kolumny ze zburzonego soboru Aleksandra Newskiego w centrum Warszawy i wreszcie elementy metalowe z przetopionych austriackich armat. Na grobowiec składają się więc pamiątki po trzech pokonanych armiach. Piłsudski, który przez pewien czas leżał w kryształowej trumnie, jawi się jako ten, który pokonał zaborców. Snuta opowieść wydaje się wręcz bajkowa. A wokół tej baśni mamy do czynienia z narracją o nowoczesnym państwie, które powstało dzięki temu zwycięstwu. Państwie, które wszystkim zapewni pracę i godne warunki życia. Często żyjemy ze świadomością, że różne mity zbiorowe, które kształtują naszą tożsamość, istnieją od setek czy tysięcy lat, a wręcz funkcjonują poza czasem. W rzeczywistości te mity są kreacją; jest nią i nasza zbiorowa tożsamość. Język, którym się posługujemy jest naprawdę bardzo młody, choć może brzmi to obrazoburczo.

2

Fot. Wojciech Wilczyk, instytutarchitektury.org

 

Co chcieli Państwo powiedzieć przekształcając grobowiec marszałka?

Jak wspomniałem mity, takie jak ten dotyczący Piłsudskiego, są pewną kreacją. Jest nią też nasz projekt. Figura niemożliwa to również efekt jakiejś manipulacji. W wymiarze estetycznym bardzo zależało nam na wrażeniu wejścia wewnątrz czarno-białej fotografii. Białe ściany Pawilonu Polskiego w Wenecji i te w MOCAK-u skontrastowane są z czarno-białą oprawą podkreślającą grobowy charakter miejsca związanego z bohaterem, który oddał życie za sprawę. Rodzi się pytanie o to, czy ten mit, w ogóle mógł być zrealizowany, czy dało się stworzyć to wzorowe, nowoczesne państwo. Przedwojenną Polskę zamieszkiwało bardzo zróżnicowane społeczeństwo rozdzierane wewnętrznymi konfliktami, z mocno zaznaczonymi mniejszościami narodowymi, o skomplikowanej, na pewno niejednorodnej tożsamości.  Dziś wspominamy czasy przedwojenne z pewnym sentymentem, ale czy nie odwołujemy się raczej do mitu, niż do rzeczywistości? Stąd gest lewitacji. Był to pomysł Jakuba Woynarowskiego. Zawieszenie ponad kolumnami i zostawienie pustej przestrzeni jako znaku zapytania. W jakim stopniu mamy do czynienia z rzeczywistością, w którą chcemy wierzyć, a w jakim po prostu z pustym gestem? Sądzę, że te same pytania są aktualne i dziś. Kilka lat temu Wawel ponownie zamienił się w miejsce pewnego rodzaju politycznego kultu, znów kreowano bohatera, który zginął za sprawę, teraz już nie Piłsudskiego a Kaczyńskiego. Wystarczy spojrzeć też na niedawno zakończoną kampanię wyborczą, podczas której byliśmy poddawani bardzo różnym zabiegom, by głosować na danych kandydatów. Także z tego względu warto zadać sobie pytanie – kim jesteśmy, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy.

 

Projekt Figury niemożliwe z jednej strony odsyła nas więc do realiów lat 30., z drugiej do teraźniejszości. Trudno nie zauważyć pewnych analogii między tymi okresami – znów trwa recesja gospodarcza, a wśród społeczeństwa nasilają się radykalne postawy. Wiemy, jak ówczesne polityczne nastroje wpłynęły na architekturę w latach 30. A co z dzisiejszą sytuacją polityczną, czy ma realny wpływ na współczesną architekturę?  

Myślę, że z wspomnianych analogii możemy wyciągnąć wiele wniosków. Na pewno istnieje czytelne podobieństwo między Europą lat 30., a Europą współczesną. Sądzę, że wiele osób jest dziś pełnych niepokoju patrząc na to, co dzieje się wokół nas. Wówczas stymulowanie nastrojów radykalnych czy histerii wokół pogrzebu Piłsudskiego albo pogrzebu Hindenburga w Niemczech służyło temu, aby w jakiś sposób ukryć inne problemy, na przykład gospodarcze. Mieliśmy do czynienia z bardzo nowoczesnym działaniem z pomocą mediów masowych. W pierwszej połowie XX wieku architektura była takim masowym medium. Nie było telewizji ani Internetu, w związku z tym budynek w centrum miasta komunikował bardzo wiele treści. Konstrukcja na Wawelu, choć niewielka, tłumiła oddziaływanie zamku – wszystko skupione było na tym jednym miejscu, wokół grobu Piłsudskiego, przynajmniej przez dwa lata do wybuchu wojny. Grobowiec miał niesłychanie silny wydźwięk polityczny i symboliczny. Sądzę, że współczesna architektura tę lekcję ma już na szczęście za sobą. W XX wieku widzieliśmy wiele architektonicznych kreacji, które dążyły do stworzenia silnego dyskursu politycznego skupionego na jakimś wodzu, przywódcy czy dyktatorze. Dziś raczej już się nie spotkamy z takimi próbami, choć istnieją wyjątki od tej reguły. Podczas naszego pokazu w Wenecji oprócz baldachimu prezentowaliśmy z jednej strony zdjęcia przedstawiające nagrobki architektów modernistów, a z drugiej  groby projektowane przez tych architektów dla wielkich wodzów. Jakub Woynarowski zaproponował, aby stworzyć nagrobek symbolizujący współczesność. W tym celu przerobił na grobowiec chyba najbardziej znany budynek zaprojektowany przez Rema Koolhaasa, kuratora Biennale, czyli Siedzibę Chińskiej Telewizji. Ten zabieg uświadamia, że wciąż jesteśmy świadkami prób używania architektury do celów politycznych. Taki miał być również przekaz zaprezentowanego przez nas baldachimu.

7

Fot. Wojciech Wilczyk, instytutarchitektury.org

 

Często budynki właśnie ze względu na swoje powiązania polityczne bywają automatycznie negatywnie oceniane. Tak traktuje się wiele ambitnych projektów zrealizowanych w czasach PRL.

To globalne zjawisko. Różne momenty w historii są traktowane jako ten zły uczeń, chłopiec do bicia, którego należy ukarać. W Polsce tak postępuje się z budownictwem z czasów PRL-u. Jest to o tyle surrealistyczne podejście, że większość budynków w naszym kraju powstała właśnie po drugiej wojnie światowej. Skala zniszczeń była ogromna. Warszawa praktycznie nie istniała, wiele innych miast również. Dopiero po drugiej wojnie światowej nastąpił też zasadniczy transfer ludności ze wsi do miast. Kraków zaraz po wojnie miał 300 000 mieszkańców, a trzy dekady później już blisko 800 000. Czy nam się to podoba, czy nie, żyjemy w przestrzeniach wykreowanych przez Polską Rzeczpospolitą Ludową. Brak wciąż dyskusji na temat tej przestrzeni i  brak również zrozumienia kontekstu, w ramach jakiego ta przestrzeń powstawała. Jestem jak najdalszy od stwierdzeń, ze mamy prawo potępiać na przykład przestrzeń Nowej Huty; że jest ona moralnie gorsza od nowych projektów. W centrum Madrytu stoi wieżowiec Edificio España, chociaż mniejszy to jednak przypominający Pałac Kultury i Nauki, zrealizowany mniej więcej w tym samym czasie, co budynek w centrum Warszawy, za dyktatury Franco. Historia architektury XX wieku i jej powiązań politycznych jest w dużej mierze zbieżna w wielu państwach, jesteśmy tylko częścią większej całości.

 

Czy podobne, negatywne podejście do architektury naznaczonej politycznie jest podzielane w innych krajach? W końcu po każdej dyktaturze coś pozostało. Hitler chciał przebudowy Berlina, Mussolini zmieniał Rzym, zdecydował choćby o stworzeniu Placu Weneckiego.

W tych krajach dyskusja na temat architektury o politycznym wydźwięku trwa już od jakiegoś czasu; można zaobserwować pewną akceptację dla historii. Częścią naszej tożsamości jako Europejczyków jest doświadczenie totalitaryzmów i nie możemy od tego uciekać. W Niemczech ta dyskusja odbywała się w już w latach 70., później w 90.; u nas tego brakowało. W okresie transformacji istniało oprócz tego przekonanie, ze architektura z czasów PRL-u jest bardzo nietrwała, że te bloki zaraz zaczną się rozpadać. Nic takiego się nie stało. Dziś mamy już co do tego pewność. Powinniśmy więc przede wszystkim zastanowić się, w jaki sposób tę przestrzeń rewitalizować, aby rzeczywiście spełniała wszystkie funkcje, jakie powinna, a nie zastanawiać się, co jeszcze wyburzyć.  

 

W tym roku urodziny obchodził chyba najbardziej kontrowersyjny budynek powstały w PRL-u, czyli Pałac Kultury i Nauki. Jakie jest Pana do niego podejście?

To jeden z najbardziej tragicznych symboli naszej dwudziestowiecznej historii. Powstał na gruzach Warszawy, w wyniku politycznych decyzji. Jest więc symbolem lat 50., z całym bagażem nieszczęść stalinizmu, a jednocześnie symbolem postępu i nowoczesności. O tym też trzeba pamiętać. W chwili powstania Pałac Kultury i Nauki był jednym z najnowocześniejszych budynków w Europie, wtedy tak wysokich budynków na naszym kontynencie raczej jeszcze nie wznoszono. Pod wieloma względami jest to budynek ważny. Pomysły, by go zburzyć, które powracają co jakiś czas, wydają mi się utopijne i absurdalne. Nie uciekniemy od tego, kim jesteśmy, a Pałac jest w nas (śmiech).

5

Pałac Kultury i Nauki, wikipedia.org

 

Wiele ambitnych projektów, realizowanych bez względu na koszty, za wszelką cenę powstało właśnie za czasów dyktatur, totalitaryzmów lub monarchii absolutystycznych. Czy demokracja to korzystny ustrój dla architektury?

Tego typu rozumowanie to raczej droga na skróty. Można przywołać przykłady państw i społeczeństw, w których demokracja była procesem, pewną kontynuacją; państw, które nie doświadczyły takich politycznych burz, jak na przykład Polska i gdzie architektura rozwijała się świetnie. Rzeczywiście, w czasach trudnej historii często pojawiają się wizjonerzy, politycy czy architekci. Ceausescu odwiedził Koreę Północną, stwierdził, że to z  tamtejszej architektury warto brać przykład, wyburzył dużą część Bukaresztu i zbudował największy budynek w Europie. To są oczywiście czasem imponujące projekty, ale nie zawsze da się obronić ich wyraz architektoniczny oraz kontekst społeczny. Tak budował choćby Saddam Hussein. W Europie budynków powstałych za czasów dyktatur i totalitaryzmów jest bardzo dużo. Architektura jest pewnym procesem i odzwierciedla drogę, którą społeczeństwa przechodzą. Chaos, który obserwujemy dziś w Polsce jest efektem transformacji. Czy jest to wina demokracji czy tego, w jaki sposób jest u nas tworzone prawo? Nie wiem, czy jest sens to rozważać,  ale na pewno mamy dziś ogromny problem z planowaniem przestrzennym w naszym kraju.

 

Historia poszatkowała ulice polskich miast. Koło siebie występują budynki z różnych okresów, różnej wielkości, w niepasujących do siebie kolorach. Czy jest szansa, że ten chaos uda się jakoś uporządkować w najbliższych latach?

W latach 50. rozpoczęła się gigantyczna fala inwestycji, która trwała w zasadzie do początku lat 80. Później przyszedł czas załamania rynku budowalnego. Od 10 lat obserwujemy kolejny moment bardzo gwałtownego wzrostu, pojawia się mnóstwo nowych inwestycji, ale to wszystko dzieje się już według innych zasad. Często podpatrujemy i staramy się przenieść zachodnie wzorce na nasze podwórko. Obserwujemy suburbanizację dookoła miast, gentryfikację, która dotyka teraz np. Zabłocia, gdzie znajduje się MOCAK i gdzie dzisiaj się spotykamy. Na zachodzie Europy czy w Stanach Zjednoczonych te procesy trwały wiele lat, przychodziły po sobie, miały swój rytm i swoją logikę. W Polsce natomiast wszystko dzieje się chaotycznie, naraz, w tym samym momencie. To powoduje pewnego rodzaju trudność w zrozumieniu, jakich miast chcemy.

 

Sęk tkwi też w samym prawodawstwie?

Kilkanaście lat temu właściwie zlikwidowano planowanie przestrzenne. Dziś, 13 lat później, na przykład Kraków objęty jest planowaniem przestrzennym zaledwie w 49%. W tym bardzo dynamicznym, po transformacyjnym okresie, gdy tak wiele inwestycji powstawało, miasta rozwijały się w bardzo wadliwy sposób. Pozwalano na przekraczanie pewnych granic, których się przekraczać nie powinno. Dlatego pod Krakowem obserwujemy suburbanizowane tereny, na których powstają bardzo drogie domy, do których nie ma dróg, ponieważ nie ma gdzie tych dróg wybudować. Nie istnieją mechanizmy, które łatwo gwarantowałyby wykupienie terenów pod drogi. Obserwujemy również ekrany akustyczne przy autostradzie w samym centrum pola. Podczas budowania autostrady sporządzano taki plan tylko po to, by te działki sprzedać drożej jako działki budowalne, a nie rolne. Problemem jest też nadmierna gęstość zabudowy na osiedlach pod Warszawą, Krakowem czy w innych miastach. To są problemy dotyczące całego kraju. W tym momencie nie dysponujemy żadnymi realnymi mechanizmami, które mogłyby zapobiec takim sytuacjom. Nie toczymy też dyskusji, która mogłaby przynieść jakieś rozwiązanie. Pozytywny aspekt to fakt, że sytuacja związana  z architekturą i urbanistyką sprowokowała nas do oddolnego działania. Uaktywniło się bardzo dużo inicjatyw oddolnych, organizacji pozarządowych czy stowarzyszeń, które chcą się z tymi problemami zmagać. Prowadzą różnorodne akcje, przygotowują wystawy czy warsztaty poświęcone planowaniu przestrzennemu rozumianemu nie jako planowanie terenu, a jako planowanie wspólnoty. Jednak aby doszło do istotnych zmian, potrzebna jest również inicjatywa ze strony polityków i zmiany w prawodawstwie.

4

ulica Marszałkowska, wikipedia.org