Czy boisz się insektów?

W ogóle! W przeciwieństwie do mojego synka...

 

Podejrzewałam, że twoja nowa kolekcja biżuterii to właśnie sposób na odczarowanie lęku.

Na owady reaguję bardzo różnie, ale to na pewno nie był powód, dla którego powstała ta kolekcja.

 

Czym jest dla ciebie sukces?

Dla mnie miarą sukcesu, jest możliwość robienia rzeczy, które sprawiają mi satysfakcję i jednocześnie pozwalają realizować się zawodowo.

 

Czy sukces wymaga poświęcenia? Podobno nieraz spałaś na zapleczu swojego sklepu…

W butiku – nie, ale faktycznie w pracowni spędzam ogromną ilość czasu. W życiu ciężko znaleźć mi ten zdrowy balans między pracą, a życiem prywatnym, choć bardzo się staram zachować umiar. Czasami w domu myślami realizuję projekty,  a w pracy, gdy jestem do późna – tęsknię za domem. Podejrzewam, że nie jestem odosobniona w tych dylematach i dotyczą one większości osób, którym udało się połączyć pasję z pracą. Od kiedy jesteśmy niewolnikami technologii, która nas otacza , czujemy się nieswojo, gdy nie mamy przy sobie telefonu komórkowego, nie gra muzyka, nie załatwiamy kilku spraw naraz, to ja w kontrze bardzo doceniam i pielęgnuje w sobie zamiłowanie do ciszy. Lubię naturalne dźwięki, które tworzą moją przestrzeń.  Wiem, ze wówczas mam wolną głowę i projektuję szybciej, sprawniej, bardziej efektywnie. Jestem bardziej zadowolona, spełniona i doceniam drobiazgi.

 

Poświęcasz czas, ale zyskujesz wolność – pracując, możesz być sama?

Do projektowania potrzebuję mieć wolność, spokój, odrobinę relaksu.  W związku z tym, że firma się rozwija, bardzo rzadko mogę myśleć tylko o projektowaniu. Zdaję sobie sprawę również i z tego, że pochłania mnie codzienność, mnogość rzeczy do załatwienia „na wczoraj”. Muszę dbać o czas i komfort potrzebny do tworzenia, dlatego często pracuję sama i wtedy wyciszam też telefon.

 1

 

Jesteś matką, ale niesztampową – nie boisz się odłączyć się, wyjechać sama w odludne miejsce. Jak to jest z tym macierzyństwem?

Nie wiem jaka jest sztampowa, a jaka niesztampowa mama. Moim sposobem na macierzyństwo i  szczęście…  jest spełnienie. Korzystam z życia i staram się nie robić niczego, co mogłoby mi  zakłócić moją wolność. Uważam, że dużo bardziej skuteczne jest, gdy dzieci widzą obok siebie mnie szczęśliwą, aniżeli tylko obecną. Uwielbiam spędzać z nimi czas, bo mają jeszcze w sobie ten rodzaj refleksji, który dla nas - dorosłych jest praktycznie niemożliwy, albo przynajmniej już bardzo odległy.

 

A co ty lubiłaś, kiedy byłaś dzieckiem?

Dokładnie to samo! Działania projektowo-artystyczne wyniosłam z domu. Nie wiedziałam, czym się będę zajmować – nawet mi nie przeszło nigdy przez myśl, że to będzie jubilerstwo. Będąc nastolatką, byłam na stażu w pracowni jubilerskiej, ale wtedy nic nie zaiskrzyło, nie dostrzegłam potencjału. To jednak, za co jestem najbardziej wdzięczna moim rodzicom, to fakt, że zawsze ogromnie mnie wspierali we wszelkich artystycznych koncepcjach, miałam przyzwolenie, by szaleć „dosłownie i w przenośni”.

 

Jak znalazłaś się na studiach na poznańskiej ASP, wydziale projektowania i wzornictwa? Twoim marzeniem było projektowanie mieszkań, mebli?

Nie, kompletnie nie wiedziałam, co będę robić. Być może tata, architekt, niechcący poddał taką myśl, ale nie przypominam sobie tego faktu. Myślę, że studia artystyczne dają wolność wyboru. Próbując różnych rzemiosł i kierunków, można stwierdzić, co konkretnie daje nam radość. Przemykało mi przez myśl projektowanie mebli, zaprojektowałam ich zresztą sporo, ale może dobrze, że jednak zdecydowałam się na biżuterię. Już dźwiganie tych  gabarytów jest mało kobiece. Ironia losu pokazała mi jednak, że do biżuterii są niezbędne ekspozytory i displaye, więc mimo, że projektuję drobiazgi, to i tak dźwigam!

2

 

Zostałaś przez chwilę na uczelni – i to do tego w Łodzi, gdzie obroniłaś swój doktorat. Co pchnęło cię do tego, żeby pozostać na tej naukowej ścieżce?

Nie było moim celem pozostanie na uczelni. Gdy skończyłam studia, pracowałam dosyć intensywnie i pomyślałam, że się sporo nauczę, robiąc doktorat z projektowania biżuterii. To miało mi dać odskocznię, bo człowiek dojrzały inaczej się uczy, inaczej zdobywa wiedzę, niż to ma miejsce na studiach. Zaczęło to mi sprawiać ogromną przyjemność, więc doktorat został zrobiony z egoizmu.

 

Skąd w ogóle wzięłaś na to czas?

Nie miałam tego czasu, a właściwie miałam go bardzo mało. To mnie chyba najbardziej zmobilizowało, bo im więcej człowiek ma do zrobienia, tym łatwiej mu to przychodzi.

 

Masz doktorat, jesteś matką, masz markę – i to uznaną. Współpracujesz z największymi firmami, twoją biżuterię noszą osoby znane za granicą, czy też polskie gwiazdy i businesswoman. Ile czasu zajęło ci zajęcie tak mocnej pozycji na rynku?

Byłoby bardzo nie fair, gdybym powiedziała, że zajęło mi to kilka lat. Moja marka ma pięć lat, ale już z jakimś doświadczeniem tę markę zakładałam. Miałam za sobą kilkunastoletnie  doświadczenie w tej branży. Przyszedł czas na spełnienie marzeń, by robić rzeczy, które lubię, nie kładąc nacisku na to, że mam tylko i wyłącznie z tego żyć, na tym zarabiać. Miało mi to sprawiać przyjemność, satysfakcję i tak też się działo od samego początku.

 

Powiedziałaś, że praca sprawiała ci satysfakcję od początku – a jak jest teraz?

Teraz również sprawia! Mogę pozwolić sobie na takie projekty, które wcale nie muszą znaleźć odbiorcy i nie martwię się, gdy nie sprzedadzą się od razu. Daję sobie wolność decydowania i przyzwalania na ryzyko, to doświadcza mnie jako projektanta.

3

 

Twoje projekty są uniseksowe, a co z mężczyznami? Dopiero twoja linia Extreme Sport Summit jest faktycznie skierowana do mężczyzn. Czy tak długo czekałaś z tym projektem, bo nie pociągała cię męska biżuteria, czy np. nie widziałaś zapotrzebowania?

Nie, zawsze znajdowałam sobie jakąś wymówkę. Wielu mężczyzn, którzy są już klientami mojej marki, namawiali mnie na  kolekcję dla nich. To jest jednak tak, że w momencie, gdy powstaje koncepcja na projekt, głowa jest na tyle zajęta, że nie myśli o innych możliwościach. Zawsze wydawało mi się, że coś jest dla mnie bardziej interesujące, nawet ze względów technologicznych czy mogę się czegoś nowego nauczyć. Pojawiały się tysiące opcji, żeby nie zająć się kolekcją męską. Tym bardziej, że uważam zaprojektowanie kolekcji męskiej za trudniejsze, bo jestem kobietą. Propozycja niestandardowego pomysłu, wykorzystania sprawdzonych w warunkach „bojowych” elementów ekwipunku wspinaczkowego do tworzenia biżuterii, połączonego ze średniowieczną technologią, spowodowała, że pojawił się promyk nadziei na kolekcję męską z prawdziwego zdarzenia. Do tego zdałam sobie sprawę, że sama się sporo nauczę przy tej realizacji i bardzo skorzystam jako projektant.

 

Wspominałaś o tym, jak rodzi się koncept na projekt. Jak wygląda proces projektowania?

Bardzo różnie. Na przykład w przypadku kolekcji Summit najpierw współpracowałam z niezwykłym  alpinistą– Marcinem Tomaszewskim. To on wyszedł z propozycją zrobienia czegoś wspólnie. Okazało się, że różne stopy metali można przekuwać techniką damasku i wyszła z tego niezwykła struktura. Jest to bardzo trudna technologia, absolutnie nie nadaje się do regularnej sprzedaży – jest unikatowa. Bardzo dbamy o to, by dokładnie te sprzęty, które uczestniczyły w konkretnych wyprawach, znalazły się w biżuterii. Grawerujemy na nich nazwy szczytów lub współrzędne właśnie tych miejsc – dziewiczych, dotąd niezdobytych ścian górskich. Wszystko miało wpływ – segregowanie elementów, potem ich skuwanie dla jednej bądź dwóch sztuk – to było duże przedsięwzięcie. W tym wypadku proces koncepcyjny był długi, a tworzywo podpowiedziało formę. Miała być męska, surowa, jak żołnierskie nieśmiertelniki. Mam nadzieję, że w oczach mężczyzn stanęłam na wysokości zadania (śmiech). Najnowsza kolekcja Insekty, jest również bardzo pracochłonna – składanie, wycinanie, rozkładanie elementów na czynniki pierwsze, testowanie, bo inaczej zachowuje się papier, z którego tworzyłam pierwsze modele a inaczej metal… Insekty to jedna z trudniejszych kolekcji pod kątem technicznym. Moim sposobem na motywację, jest różnorodność doznań projektowych i wzorniczych, po to, by stymulować swoją kreatywność. I dlatego, udaje mi się przez te pięć lat tworzyć biżuterię, która się podoba i daje ogromną satysfakcję nie tylko mi, ale też osobom, które ze mną pracują.

 

Ile osób w tym momencie z tobą pracuje?

W różnej formie, ponieważ mam też współpracowników zewnętrznych, około dwudziestu kilku osób. Wynika to z potrzeb produkcyjnych, ilość butików oraz przedstawicieli za granicami Polski.

 

Czy wiesz, kto kupował biżuterię z np. kolekcji Summit? Czy byli to ludzie, dla których było ważne, skąd pochodzą elementy kolekcji?

W większości – tak. Nawet nie chodziło o to, że ktoś zajmuje się alpinizmem, ale na przykład marzy, by znaleźć się w tych konkretnych miejscach. Zdarzali się klienci, na których po prostu historia lub forma tej biżuterii zrobiła duże wrażenie.

4

 

Projektowanie biżuterii wymaga ogromnych nakładów cierpliwości. Ile takich kolekcji powstaje w roku?

Średnio powstaje około sześciu kolekcji w roku. Działam tutaj pod prąd – w ogóle nie interesuje mnie projektowanie kolekcji sezonowych, dwa razy do roku, jak sugerują pokazy mody na Świecie. Klienci wracają do mnie regularnie, by zobaczyć coś nowego i dbam o to, żeby ich nie rozczarować. Założenie jest takie, że powstają cztery duże kolekcje w roku, a pomiędzy nimi drobne linie, unikaty i mini-kolekcje.

 

Bardzo dużo! Czy to też przekłada się na ilość produkowanych egzemplarzy?

Wolę limitowane kolekcje, często wynika to z zastosowanych materiałów, czy komponentów, które są dostępne w ograniczonej ilości. Mam oczywiście wzory, które należą do takiego kanonu mojej marki, choć nigdy tak tego oficjalnie nie nazywałam – to taki basic, który da się łączyć z innymi moimi projektami, niezależnie od kolekcji i sezonu zawsze się sprawdza.

 

Wracając do podróży – czy zaprojektowałaś kolekcję Summit, bo właśnie sama masz takie marzenie o dalekim wyjeździe?

Dużo podróżuję, ale tak naprawdę nie zależy mi wyłącznie na dalekich podróżach. Wystarczy, że wyjadę 20 czy 100 kilometrów od miejsca zamieszkania… zmiana sprzyja kreatywności. To się potwierdza – nie musi to być zmiana, do której zainspirowałam się czymś konkretnym, często wystarczy kontakt z innym człowiekiem, inną kulturą, smakami, innymi potrzebami. To wszystko powoduje, że gdy wracam, mam większy entuzjazm do pracy, życia, własnej przestrzeni. 

 

Czy nosisz biżuterię tylko swojej marki?

W tej chwili tak. Dużo testuję, noszę sporo prototypów. Wiele osób się ze mnie śmieje, że mam bardzo mało swojej biżuterii – sprawdzam na bieżąco ich ergonomię.  Lubię się „obwieszać”, ale nie muszę tych rzeczy mieć. Na początku bardzo trudno przychodziło mi rozstawanie się z nimi – wydawało mi się, że to nierealne, żebym ich się pozbyła. W tej chwili podchodzę do tego w sposób rozwojowy. Jestem projektantem i  mają dla mnie  znaczenie zupełnie inne rzeczy, niż kiedyś. Dbam o to czy się dobrze je nosi, wykończenie ma znaczenie. Często modyfikuję  projekty na bieżąco – dostaję sygnały od klientek, bo dla jednej kolczyk jednak okazał się za długi, a inna chciałaby jeszcze dłuższy. Do projektowania podchodzę plastycznie.

 

Czy są klientki, które oczekują, że zrealizujesz ich zamówienie?

Chętnie realizuje zamówienia indywidualne, oczywiście w miarę możliwości, zwłaszcza czasowych. Bardzo dużo uczę się od moich klientek! Wszystkie uwagi biorę sobie do serca – są bardzo cenne i trudno byłoby mi przejść obok nich obojętnie.

 

Czy to konkretny typ osób wybiera twoją biżuterię?

Myślę, że tak. Nie projektuję dla każdego, nie mam takiej ambicji. To charakterystyczna kreska i stylistyka.  Akceptuję to i wiem, że tak jest. Mam stałe klientki, niektóre towarzyszą mi od początku.

 

Jesteś pracoholiczką?

Czasami myślę, że tak, a innym razem mam nadzieję, że jednak tak nie jest :) Walczę z tym, ale raczej nieskutecznie – jestem w tym bardzo niekonsekwentna. Jeśli jakaś koncepcja/kolekcja mi wychodzi, nie potrafię ograniczyć pracy do konkretnych godzin, tylko staram się iść za ciosem. Wykorzystuję dobrą chwilę.

 

A gdy wyjeżdżasz, odpoczywasz od pracy czy nadal kombinujesz nad kolejnymi projektami?

Łatwo się odcinam – nie potrzebuję wiele czasu, by zapomnieć  o pracy. Aklimatyzuję się i zmienia mi się pole widzenia, co nie znaczy, że nie pojawiają się takie błyski inspiracji, wiele koncepcji powstało właśnie na wyjazdach. Na przykład kolekcja Zen, pomysł został przywieziony z hiszpańskiej Plaży umarłych – znalazłam tam pięknie oszlifowane przez wodę kamienie. Jeden z pierwszych produktów, który zrobiłam – była to bransoletka – przywiozłam z rejsu żeglarskiego. Takich inspirujących miejsc było już trochę w moim życiu.

5

 

A teraz – podróż czy zostajesz w Polsce?

Pojawił się projekt współpracy, zobaczymy, co z tego wyjdzie, konsultacje trwają – nie chcę za wiele zdradzać! W tej chwili jestem skoncentrowana na końcówce roku, która dla mojej branży jest kluczowa. Siedzę w fabryce, w mojej pracowni, staram się być grzeczna, konsekwentna, pracowita, sumienna i się nie lenić. W tym stanie pozostanę do świąt.

 

Wyobrażasz sobie, że zaczynasz projektować coś innego, bo biżuteria ci nie wystarcza?

Nigdy nie mówię nigdy!

baner tekst 

Fot. Marcos Rodriguez Velo