Według skali opracowanej przez Alfreda Kinseya i jego współpracowników w 1948 roku, dychotomiczny podział na hetero- i homoseksualnych jest zbyt prosty. Seksualność to sprawa bardzo złożona i indywidualna, a nasze pożądanie w ciągu życia może ulegać zmianie, mogą pojawiać się fascynacje w różnych kierunkach. Nic dziwnego, że 6-stopniowa skala Kinseya szybko okazała się niewystarczająca. Według niej można być: wyłącznie heteroseksualnym lub homoseksualnym, przeważająco heteroseksualnym z homoseksualnymi incydentami lub na odwrót; przeważająco heteroseksualnym bardziej niż incydentalnie homoseksualnym i znów na odwrót, w równym stopniu heteroseksualnym i homoseksualnym (czyli biseksualnym). Na końcu odnotowano jeszcze aseksualność, którą oznaczono „x”.
Fot. flickr.com
Można też uważać, że jakiekolwiek etykiety, kategoryzacje w przypadku tak zmiennej i unikalnej sprawy jak ludzkie pożądanie są bezsensowne. Są one odrzucane na przykład przez pomoseksualnych (od postmodernizmu). Jednak w większości porządkujemy sobie świat i poznajemy go za pośrednictwem pojęć, etykiet, szuflad. Niektórzy uważają, że dzięki określeniu się łatwiej nawiązywać relacje, szukać odpowiednich partnerów. Z podobnego założenia wyszedł niedawno Langdon Parks i stworzył nową skalę pożądania seksualnego, która ma ułatwić komunikację we współczesnej kulturze randkowania. Według niego typ pożądania jest tak samo ważny jak sama orientacja (która może być mniej lub bardziej zmienna). Niedopasowanie seksualne bywa przyczyną rozpadu wielu związków, prowadzi do frustracji, zdrad, zwłaszcza wtedy, kiedy nie potrafimy rozmawiać o naszych seksualnych potrzebach, problemach, a co za tym idzie, pozostają one nierozwiązane. Dlatego warto mieć świadomość swoich preferencji i informować o nich już na początku relacji. – Niektórzy ludzie nie chcą tworzyć związków, chcą tylko seksu. Dla innych seks to podstawa relacji. Jeszcze inni idą do łóżka wyłącznie z takich przyczyn jak prokreacja czy chęć uszczęśliwienia partnera – mówi Parks.
Fot. Langdon Parks
Wydaje się, że schemat opracowany przez Parksa może być użyteczny. Media co chwilę donoszą o pojawieniu się kolejnego pojęcia na określenie konkretnych tożsamości seksualnych czy odmiany uczuć romantycznych. Coraz mniej obawiamy się odstawania od reszty pod względem naszych preferencji i pielęgnujemy naszą odmienność. Jakiś czas temu Miley Cyrus oświadczyła, że jest panseksualna, czyli nie uznaje żadnych ograniczeń, czuje się zdolna do nawiązania więzi seksualnych i emocjonalnych z osobami różnych płci, orientacji, w różnym wieku. Panseksualizm to pogląd, który zakłada, że motorem ludzkich działań jest przede wszystkim popęd seksualny, który może być skierowany na każdego i wszystko. W przeciwieństwie do panseksualnych panromantyczni są w stanie zakochać się w różnych ludziach lub obiektach, ale już nie ma tu mowy o pociągu seksualnym.
Fot. flickr.com
Sporo miejsca poświęca się obecnie kwestii osób aseksualnych, wokół których narosło dużo mitów. Osoby aseksualane nie odczuwają pociągu seksualnego, co nie oznacza, że nie doceniają atrakcyjności fizycznej innych osób. Często doceniają, ale nie idzie za tym pożądanie. Jednak zakochują się i mają potrzebę tworzenia związków, potrzebę emocjonalnej bliskości. Z kolei aromantyczni to ci, którzy nie z wyboru, ale z powodu cech wrodzonych nie są w stanie rozwinąć w sobie uczuć do drugiej osoby, która może być dla nich atrakcyjna cieleśnie, ale nie psychicznie. Demiseksualnymi można określić tych, którzy nie czują pociągu seksualnego, dopóki nie wytworzy się między nimi a innymi silna więź emocjonalna, niekoniecznie o charakterze miłosnym, chodzi raczej o bliskość, bezpieczeństwo, dobre poznanie się nawzajem. Nieco zbliżony jest tu demiromantyzm, czyli możliwość zakochania się wyłącznie w osobie, z którą łączą nas silne więzi. Ciekawie miłość przedstawia się u lithromantycznych, którzy zakochują się, ale nie chcą, aby ich uczucia zostały odwzajemnione lub stały się podstawą związku. Różnie jest też w przypadku ich kontaktów seksualnych – niektórzy lithromantyczni do nich dążą, inni karmią się wyłącznie swoimi uczuciami do kochanej osoby i to im w pełni wystarcza. Identyfikujących się jako skolioseksualni podniecają wszyscy ci, którzy nie utożsamiają się z podziałami płciowymi, więc atrakcyjne będą dla nich na przykład osoby transseksualne, transpłciowe, hermafrodyci. Jakiś czas temu pisaliśmy o sapioseksualnych, których bardziej niż wygląd podnieca inteligencja.
Jak widać, z tą naszą seksualnością łatwo nie jest, choć jest naprawdę fascynująca. Część naszych preferencji można obejść i mieć satysfakcjonujące życie uczuciowe i seksualne niezależnie od tego, czy nasze preferencje będą zaspakajane. Inne jednak mogą skutecznie utrudniać znalezienie odpowiedniego partnera, choć dzięki nim możemy być bardziej interesujący, bo to, co choć trochę niecodzienne, zdecydowanie podnieca.