Tatuaże robimy sobie niezależnie od wykonywanego zawodu, wieku, światopoglądu. To po prostu popularny i egalitarny sposób ozdabiania ciała. Trwała biżuteria. Nie jest to już wyraz buntu, już praktycznie nie mamy skojarzeń z więzienną subkulturą czy jakąś plemienną przynależnością. Coraz częściej tatuaż ma być po prostu ładny, pasować do naszego stylu, choć przy okazji staramy się, aby wzór lub napis coś znaczył przede wszystkim dla nas samych.
Fot. flickr.com
Ozdabianie skóry według własnej woli daje nam też poczucie panowania nad ciałem. Nie mamy wpływu na to, jak wyglądamy, jakie choroby nas dopadają, dlatego w ten sposób staramy się odzyskać swoje ciało. Potwierdzają to badania. Profesor socjologii Jerome Koch z Texas Tech University przez kilka lat zajmował się tym zagadnieniem, czego wynikiem jest praca Tattoos, Gender and Well-Being Among American College Students. Z jego ustaleń wynika, że istnieje silna korelacja między ilością tatuaży u kobiet w wieku akademickim a ich samooceną. U badanych, które miały 4 i więcej tatuaży, odnotowano wyższe poczucie własnej wartości niż u innych. Koch zauważył także zależność między liczbą tatuaży a skłonnościami do depresji, myśli samobójczych – cielesne ozdoby wydają się być skutecznym sposobem na gojenie się ran psychicznych, stanowią symbol panowania nad swoim życiem, wychodzenia na prostą po przejściach, na przykład po próbie samobójczej.
Myślę, że kobiety są bardziej świadome swoich ciał i przywiązują do nich większe znaczenie niż mężczyźni. Wpływ na to ma kreowanie wzorców idealnej kobiety przez media, promowanie zabiegów chirurgii plastycznej, seksualizacja kobiecego ciała – mówi Koch. – Dlatego też za pomocą tatuaży, czyli trwałych śladów na skórze, starają się coś zakomunikować, pokazać swoją łączność z ciałem, dać wyraz samooakceptacji.
Fot. flickr.com
Przykładem odzyskiwania panowania nad własnym ciałem, potwierdzającym badania Kocha, jest tatuowanie sobie wzorów na klatce piersiowej przez kobiety, które stoczyły walkę z rakiem piersi, przeszły bolesny proces leczenia, mastektomię. To pomaga im zaakceptować swoje ciało w nowej postaci, wpłynąć na jego wygląd. W Stanach powstała platforma p-ink.org, która działa pod hasłem: rak nie musi zostawiać ostatniego śladu i skupia tatuażystów, którzy wiedzą, jak obchodzić się z kobiecym ciałem po przejściach.
Z kolei ci, którzy wygrali z depresją, pokonali samobójcze myśli lub wspierające ich osoby, robią sobie tatuaże w kształcie średnika, czyli znaku przestankowego zamykającego jakiś etap, konkretnie część zdania, ale nie kończącego go ostatecznie jak kropka. Tę akcję w 2013 roku wymyśliła Amy Bleuel, której ojciec odebrał sobie życie. Project Semicolon działa pod hasłem: to jeszcze nie koniec twojej historii.
Fot. flickr.com