Spotykamy się w gabinecie w centrum Warszawy, ale bez wypieków na twarzy, bo tutaj seksualność to sprawa codzienna, normalny i ważny element naszego życia. Jak się z naszą seksualnością obchodzić, jak ją rozwijać, aby była źródłem przyjemności, a nie traum? Podstawą naszej rozmowy z seksuologiem Andrzejem Depko jest niedawno wydana książka, którą redakcja enter the ROOM objęła patronatem: Bez pruderii, czyli 50 twarzy Polaka w łóżku.

 

O seksie słyszymy dziś na każdym kroku – prasa, Internet, reklamy. Skąd potrzeba stworzenia kolejnej pozycji dotyczącej seksualności?

Seksualność jest takim obszarem, który wymaga zarówno wyłożenia podstaw, a wielu osobom wciąż tego brakuje, jak i aktualizowania wiedzy. Seksualność to też temat, wokół którego narosło mnóstwo mitów. Internet otworzył pole do wypowiedzi dla osób bardzo często niemających kompetencji z zakresu seksualności, czego skutkiem jest dezinformacja i powielanie przestarzałych poglądów. Stąd chęć skonfrontowania się z tą sytuacją i wyjście naprzeciw potrzebom tych, którzy chcieliby uzyskać rzetelne informacje.

 

Z jednej strony powinniśmy wiedzę czerpać od fachowców, z drugiej jednak wydaje się, że nasza seksualność kształtuje się w kontakcie z innymi ludźmi, jest zależna od środowiska, w którym żyjemy. Co najbardziej wpływa na młodego człowieka w tej sferze – rodzice, grupa rówieśnicza, wspomniany Internet?

Wszystko po trochu. Musimy o tym pamiętać, że seksualność człowieka jest zjawiskiem, które nie jest stałe, tylko dynamiczne; ewoluuje przez całe życie. Seksualność zaczyna nam towarzyszyć już w okresie wczesnodziecięcym, później przez okres dojrzewania i wczesnej dorosłości, potem dorosłości, wiek średni i w końcu złotą jesień życia. Na każdym z tych etapów inne czynniki warunkują naszą seksualność. Zmienia się nasz stan zdrowia, ale zmieniają się także nasze potrzeby i światopogląd, dojrzewamy, przewartościowujemy pewne sprawy. W okresie dzieciństwa tymi osobami, które w największym stopniu kształtują seksualność, są oczywiście rodzice, potem stopniowo ważniejsza staje się grupa rówieśnicza. Rodzice zazwyczaj socjalizują nam seksualność na zasadzie wprowadzania różnego rodzaju tabu, wyrabiając w nas wewnętrznego cenzora. Z kolei w grupie rówieśniczej często powielane są różne mity, kiedy jej członkowie nie orientują się, skąd czerpać rzetelną wiedzę. Każdy coś tam mówi, każdy chciałby być autorytetem, chociaż poziom wiedzy jest siłą rzeczy bardzo niski. Na przykład w grupach młodzieżowych kreuje się pogląd, że seks jest zjawiskiem istotnym samym w sobie, lekceważąc kontekst emocjonalny. Później słyszymy lub czytamy w mediach o zabawach w słoneczko lub w tęczę, przesyłaniu roznegliżowanych zdjęć przez różne aplikacje. Młodzi ludzie podejmujący zachowania erotyczne mają jeszcze niezakończony etap rozwoju psychoseksualnego, więc występuje u nich istotny brak tego, co najważniejsze jest w seksie, czyli brak dojrzałości, ale nie fizycznej, lecz emocjonalnej. Narządy płciowe mogą się ze sobą spotkać i zjednoczyć, ale stosunek do przeżywanego aktu seksualnego będzie niedojrzały. Do tego gabinetu, w który teraz siedzimy, przychodzą ludzie, którzy mają kłopoty z seksem i kiedy zaczynamy szukać ich źródeł, okazuje się, że są to właśnie pierwsze pochopnie podjęte decyzje seksualne. Ale to można zrozumieć dopiero po latach, kiedy problemy na tyle dadzą nam się we znaki, że wreszcie udamy się z nimi do specjalisty.

 5

Fot. pinterest.com 

Niby wszyscy uprawiamy seks, to przecież takie naturalne zachowanie, ale bagatelizujemy związane z nim problemy, nie komunikujemy swoich potrzeb. Robimy, ale nie mówimy?

Cyceron kiedyś bardzo ładnie powiedział w odniesieniu do seksualności, że: Nie wstyd czynić, lecz rozmawiać nie przystoi. Socjalizowanie seksualności to tak naprawdę socjalizowanie wstydu. Rodzice uczą nas wstydzić się, wprowadzają tabu nagości, tabu językowe – o pewnych rzeczach się nie rozmawia, pewnych tematów trzeba unikać. Kiedy się tego nauczymy, to później trudno nam podjąć taki temat z partnerem, czyli z najbliższą osobą, a co dopiero z koleżanką, kolegą, lekarzem.

 

Czy nie brakuje nam również nomenklatury w tym zakresie?

Nomenklatura to w ogóle osobna sprawa. Albo jest nadmiernie zmedykalizowana, albo nadmiernie zwulgaryzowana. Gdzieś zanikł soczysty, kwiecisty polski język erotyczny z okresu XVII i XVIII wieku, kiedy Polacy byli narodem nie tylko wytrawnych wojowników, ale i kochanków. Potrafili znaleźć mnóstwo wspaniałych określeń, które pokazywały, jak ważne jest to, co dzieje się w alkowie. W tej chwili łatwiej jest nam posługiwać się językiem wulgarnym, co stanowi pewnego rodzaju sprzeczność, gdyż w ten sposób deprecjonujemy tę sferę. Język nie przystaje do zagadnienia, które stara się opisać.

Istotnym problemem w Polsce jest brak edukacji seksualnej, która jest podstawą udanego życia seksualnego, zdrowego podejścia do niego. Nie jest prawdą, że takie zajęcia to nakłanianie młodzieży do uprawiania seksu czy uczenie technik. Pewne rzeczy robi się instynktownie, ale ta instynktowność wcale nie jest drogą do szczęścia. Edukacja seksualna powinna być oparta na pojęciu zdrowia seksualnego jako pewnego obszaru ludzkiego funkcjonowania. Musimy się nauczyć, jak o nie dbać, jak je rozwijać, leczyć, jakie dysfunkcje mogą się pojawić.

 

Nie mamy rzetelnej edukacji, ale może zmieniło się chociaż podejście do masturbacji, która jest dobrym sposobem samopoznania, samorozwoju?

Teoretycznie współczesna młodzież traktuje masturbację jako czynność dość naturalną, choć wciąż jest to wstydliwe, negatywne zachowanie w ogólnym odczuciu. Myślę, że nawet w sieci nie musielibyśmy długo szukać artykułów ostrzegających przed masturbacją, uznających ją za jeden z ciężkich grzechów o bardzo poważnych konsekwencjach. To myślenie rodem z XIX wieku, choć mamy XXI. A przecież nawet w relacjach partnerskich może to być bardzo budujący mechanizm, pogłębiający więź, istotny element życia seksualnego.

 

Właśnie, wydawałoby się, że poznanie swojego ciała to pierwszy krok przed nawiązaniem relacji z drugim człowiekiem.

Proszę mi uwierzyć, że bardzo wiele młodych kobiet ma problem z poznawaniem swojego ciała, co znów bywa konsekwencją takiego, a nie innego wychowania. Tabu ciała wprowadzane przez rodziców na wczesnym etapie rozwoju powoduje, że zwłaszcza kobiety mają tak złe nastawienie, że nigdy nie będą czerpały przyjemności z życia seksualnego, skoro bierze w nim udział narząd, którego nie akceptują. Trudno w takiej sytuacji pozwolić partnerowi na całowanie go, dotykanie.

 2

Fot. pinterest.com 

A kobiety są wyposażone w bardzo wdzięczny narząd, czyli łechtaczkę. Jednak mężczyźni traktują ją wciąż po macoszemu.

W jednym ze swoich felietonów Hania Bakuła skarżyła się na mężczyzn, którzy pieszczą łechtaczkę z wdzięcznością komornika naciskającego dzwonek do drzwi. Generalnie wiedzą, że kobieta ją ma, nawet potrafią ją znaleźć, ale bardziej są zainteresowani przejściem do zasadniczej dla nich części aktu seksualnego, czyli penetracji. Przecież kobieta sama sobie może tę łechtaczkę w trakcie dopieścić. Uznają ją za nieważną, bo na filmach porno zwykle przedstawia się głęboką penetrację jako coś, co kobietę satysfakcjonuje najbardziej. Tymczasem łechtaczka jest niezmiernie ważnym elementem kobiecej seksualności, a nawet podstawowym, ponieważ jest jedynym narządem w ciele człowieka, który służy tylko i wyłącznie przyjemności, bo pochwa ma już wielorakie funkcje. Uważam więc, że to jest obowiązek każdej kobiety, aby poznała swoją łechtaczkę, afirmowała ją i domagała się takiej samej afirmacji tego narządu od partnera.

 

Skoro jesteśmy przy stymulacji łechtaczki, to o krok od orgazmu, czyli szczytu rozkoszy. Męski i kobiecy orgazm różnią się od siebie. Czy można powiedzieć, że któraś ze stron ma lepiej?

Kto ma lepiej – jasne, że kobieta. Jest taka stara grecka przypowieść o boskim sporze, który wiedli ze sobą Zeus i jego małżonka Hera, a dotyczył on tego, kto więcej czerpie więcej przyjemności z życia seksualnego. Spór wydawał się nierozstrzygalny, dlatego z Hadesu wydobyli wróżbitę Terezjasza i przywrócili go do życia jako kobietę. Po kilku latach życia w nowej postaci stwierdził, że jeśli przyjemność to 10 równych części, to 1 z nich przypada mężczyźnie, a 9 kobiecie. Trudno się nie zgodzić, zwłaszcza kiedy pamiętamy, że seksualność człowieka nie kryje się między udami, a między uszami. Wprawdzie łechtaczka jest zlokalizowana między udami, ale po to ją stymulujemy, żeby w mózgu zadziały się różne konkretne rzeczy. Orgazm, który potem przeżywamy jest zjawiskiem, za które odpowiadają zlokalizowane w mózgu neurony. Ponieważ kobiety mają pomiędzy obiema półkulami o wiele więcej połączeń nerwowych, intensywność doznań jest u nich większa.

 

Kobiecie jednak trudniej osiągnąć orgazm.

Orgazm zależy od pewnych predyspozycji biologicznych, sprawności układu nerwowego, która jest cechą osobniczą, wrodzoną, uwarunkowaną genetycznie. Bardzo ważne jest też to, co do sypialni wnosimy, a wnosimy przecież całą swoją przeszłość, doświadczenia z okresu dojrzewania, z pierwszych kontaktów seksualnych, pierwszych relacji. W związku z tym może się na przykład okazać, że jestem zdrową kobietą, uwielbiam seks, swoje ciało, ale miałam fatalnych partnerów, co więcej wychowywałam się w środowisku, w którym seks pozamałżeński kojarzy się z grzechem. Wobec tych uwarunkowań mogę mieć problem z zapomnieniem się i przeżyciem orgazmu. Albo uznaję seks tylko po ślubie, jednak ulegam namowom narzeczonego i w trakcie stosunku dręczą mnie wyrzuty sumienia, nadmiernie kontroluję sytuację i nie mogę czerpać z niej przyjemności.

 4

Fot. pinterest.com 

Seks powinien być konsensualny, powinien być wynikiem zgody, chęci obojga partnerów, więc na siłę nie ma co iść do tego łóżka?

W seksualności niezmiernie ważna jest dojrzałość emocjonalna, która wiąże się z odpowiedzialnością za siebie i drugą osobę oraz umiejętnością wyrażania swojego zdania. Jeśli oboje mamy silną potrzebę eksplorowania seksualności, realizowania fantazji, to świetnie, możemy spróbować. Nawet jeśli po wszystkim uznamy, że to nie nasza bajka, to z pełną świadomością w to wchodzimy, żeby się przekonać. Jeśli jesteśmy dojrzali, to nie będziemy czynili wyrzutów, ani sobie, ani partnerowi, nie będziemy zazdrośni itp. Z mojego gabinetu znam taką sytuację: mężczyzna marzył o trójkącie, kobieta w końcu uległa, uwewnętrzniła jego fantazję i też chciała jej realizacji. W końcu poszli do łóżka z jego serdecznym kolegą. Po wszystkim problem miał mężczyzna, który trójkąt sprowokował, kiedy okazało się, że jej się podobało i nawet miała orgazm. Wynikła z tego awantura i poróżnienie wszystkich stron. Takie sytuacje pokazują naszą niedojrzałość.

 

We wspomnianej historii pojawiło się silne uczucie – zazdrość. Raczej negatywne.

Zazdrość ma różne oblicza. Może być cechą osobowości, wynikać z naszego niedowartościowania, negatywnych doświadczeń z przeszłości albo w ogóle występuje u nas zazdrość patologiczna z urojeniami zdrady, może pojawić się zwłaszcza u osób z problemem alkoholowym (tzw. Zespół Otella). Zazdrość może być też czymś pozytywnym, jeśli się z nią obchodzimy umiejętnie – nawet trucizna w małych dawkach jest lekarstwem – może być potwierdzeniem uczucia, pokazaniem, jak bardzo nam na kimś zależy. Bywa przecież tak, że brak zazdrości odczytujemy jako wypalenie się uczucia. Więc szczypta zazdrości nie zaszkodzi, ale przy większym nasileniu będzie działała negatywnie na związek.

 

W związku bywamy zazdrośni o pornografię, jest ona często demonizowana. Czy faktycznie mamy się czego bać?

Dla młodych ludzi jest ona zdecydowanie złym źródłem wiedzy o seksie, ponieważ w mało krytyczny sposób przyjmują wszystko, co widzą na ekranie. Oglądając ją, młodzi chłopcy tworzą sobie w głowie fałszywy obraz kobiet, bo tam w większości przypadków kobiety są rozbudzone seksualnie, bez zahamowań, chcą często, w każdy naturalny otwór ciała, właściwie nie ma większego znaczenia, gdzie. Pornografia jak najbardziej może być też fajnym, pobudzającym materiałem, ale dla poszukujących inspiracji par, dla samotnych z różnych powodów, niepełnosprawnych, o małej wyobraźni erotycznej. Warunkiem jednak jest pełna dojrzałość psychiczna, której nie mają 12-, 13-latkowie, ale za to mają do pornografii powszechny dostęp przy obecnym rozwoju technologicznym.

 

Wraz z obecnym rozwojem technologicznym obserwujemy rosnącą popularność aplikacji randkowych, kultury singli i luźnych seksrelacji, bo boimy się związków, uwikłania, emocji. Ale czy jesteśmy w stanie od nich uciec?

Musimy pamiętać, że seks wiąże się zawsze z emocjami, jeśli nawet z góry zakładamy, że nie chcemy budować związku. W czasie stosunku seksualnego w mózgu wydzielanych jest szereg substancji tzw. neuroprzekaźników i neuromodulatorów, które odpowiadają za intensywność doznawanej przyjemności, ale zarazem za przywiązanie do osoby, z którą przeżywamy przyjemność. Rodzi się chęć kolejnego spotkania. I tak na bazie fascynacji erotycznej może się narodzić uczucie. To wszystko kwestia mechanizmów neurochemicznych, nie jesteśmy w stanie się od nich uwolnić, a badanie seksualności to tak naprawdę poznawanie funkcjonowania ośrodkowego układu nerwowego. A on funkcjonuje u każdej osoby nieco inaczej. U jednej neuroprzekaźniki wydzielają się na niskim poziomie, więc się nie zakocha. Problem jest wtedy, kiedy ta druga strona coś poczuje. Jeden będzie czuł się osaczony, drugi będzie cierpiał. Ani seksu, ani uczuć.

1

Fot. materiały prasowe

Doktor nauk medycznych Andrzej Depko – neurolog, specjalista seksuolog, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej. Autor licznych publikacji popularyzujących wiedzę z zakresu seksualności człowieka.