Spotykamy się w gorącym przedświątecznym okresie, kiedy skupiamy się na zakupach, ustalaniu świątecznego menu i listy gości. Zewsząd atakują nas dekoracje świąteczne, okazjonalne piosenki…

Tylko nie ma śniegu i mrozu, o których śpiewają w tych piosenkach.

 

Właśnie. Czy święta nie stały się dla nas zbiorem określonych rekwizytów? Muszą być: śnieg, choinka, światełka, prezenty.

Jak nie ma śniegu, to nie ma prawdziwych świąt. Musi być śnieg, musimy kupić prezenty. Chodzi o to, czego my tak naprawdę chcemy. Powinniśmy zadać sobie pytanie, gdzie tu jest sens? Czy chodzi o otoczkę, prezenty, dekoracje, czy o coś więcej? Jako osoba wierząca nazywam te święta Bożym Narodzeniem, inni powiedzą, że to gwiazdka. Zwykle staram się przyjechać do rodzinnego domu jak najwcześniej, idę się wyspowiadać, aby z czystym sumieniem usiąść do stołu z moimi bliskimi. Łamiemy się opłatkiem, śpiewamy kolędy, wspominamy zmarłych krewnych, modlimy się za nich, następnego dnia idziemy razem do kościoła. Z mojej perspektywy te święta są przeżyciem duchowym. Ich sednem, niezależnie, czy obchodzimy je zgodnie z tradycją chrześcijańską, czy bardziej po świecku, jest według mnie możliwość bycia z rodziną. To bardzo radosne święta, świętujemy narodziny Jezusa, do którego na co dzień zwracamy się z wieloma naszymi prośbami. Tymczasem niczego nie chcemy, tylko się cieszymy. Wspólnie.

 

Na święta czekamy z utęsknieniem przez cały rok, ale kiedy nadchodzą, to raczej traktujemy je jako zło konieczne, kolejny obowiązek, wcale się nie cieszymy.

I mówimy: ojej znowu to spotkanie, ten rodzinny spęd – wujek, który mnie wkurza, wścibska ciotka, matka, która wciąż się martwi, czy znajdę sobie chłopaka, o mężu i rodzeniu dzieci nie wspominając, a ojciec zapyta, kiedy zmienię tę beznadziejną pracę na lepszą. Tu trzeba sobie zadać kolejne pytanie: dla kogo mają być te święta, dla mnie czy dla innych i czy faktycznie mam się czym denerwować? Sami sobie przyzwalamy na to wszystko – na obsesję kupowania prezentów, które zrobią wrażenie, na pytania ciotki i denerwowanie się nimi, brzydką pogodą, brakiem śniegu. Z takim podejściem widzimy ten okres jako nieudany, stratę czasu, nerwów, pieniędzy. Sami sprawiamy, że nam się tych świąt odechciewa przez ten mus, dopasowywanie się do innych, próbę wpisania się w jakiś świąteczny schemat obecny w kulturze masowej.

2

Fot. flickr.com

Niektórzy popadają ze skrajności w skrajność i albo jak wyżej robią coś na siłę, albo próbują przeskoczyć święta, wyjechać.

To prawda i największą zmorą w tym temacie jest Wielkanoc, która nie jest tak atrakcyjna jak Boże Narodzenie, choć i ono coraz częściej jest przeskakiwane. Zamiast coś zmienić, wolimy uciec. A przecież każde święta to okazja do spotkania z rodziną, wspólnego przeżywania radości, na co zwyczajnie nie mamy czasu. Jednak my nie wykorzystujemy dobrze tego krótkiego okresu, spłycamy go, sprowadzamy do przykrego obowiązku, zamiast się wyluzować, odłożyć telefon, wyłączyć Facebooka, nacieszyć się byciem razem.

 

Być tu i teraz.

Ale my nie potrafimy, bo pęd, bo stres, nakręcamy się i jest jeszcze gorzej. A za chwilę styczeń, nowy rok, więc wypadałoby coś w swoim życiu zmienić, ulepszyć, zrobić noworoczne postanowienia. Im bardziej nie jesteśmy zadowoleni ze swojego życia, z tego, co mamy, tym więcej postanowień robimy. Nie cieszy nas to, co już jest, wybiegamy naprzód.

 

Może chcemy mieć koniecznie to, co inni? Dzięki mediom społecznościowym żyjemy w kulturze podglądactwa, obserwujemy kolorowe zdjęcia gwiazd, znajomych i wydaj nam się, że oni mają lepiej.

Dokładnie. To, że ktoś wrzucił zdjęcia drogich, pięknych prezentów na Instagram wcale nie oznacza, że miał udane, radosne święta. Nie widzimy tego, co jest poza kadrem. Coś z tymi świętami mogło być nie tak, skoro media społecznościowe były ważniejsze. Często jest tak, że ci, którzy wrzucają mnóstwo kolorowych zdjęć i wesołych opisów, próbują w ten sposób ukryć jakieś problemy. A inni, patrząc na to, z kolei uważają, że nie mieli tak udanych świąt, bo nie dostali takich prezentów, nie mieli co sfotografować. To jest zjawisko powszechne, przerabiam to z moimi klientkami – nie doceniamy tego, co mamy, tylko chcemy więcej i więcej.

7

Fot. flickr.com

To jakieś maskowanie problemów, zastępowanie uczuć przedmiotami.

Niestety prezenty, nawet najpiękniejsze, nie zastąpią szczerych, ciepłych uczuć, bliskości. Więzi między nami zanikają, bo nie potrafimy być tu i teraz, nie celebrujemy rzadkich wspólnych chwil, nie jesteśmy szczerzy, nie robimy tego, co chcemy, a co musimy, czy raczej co wydaje nam się, że musimy zrobić, żeby za wszelką cenę te święta były jak z obrazka, jak ze zdjęcia wrzuconego przez koleżankę. Sami sprowadzamy ten najpiękniejszy, najważniejszy okres w roku do pośpiechu, frustracji, konsumpcjonizmu.

 

Bardzo to wszystko smutno wygląda.

Myślę, że pośpiech i zazdrość to jest to, co nas dziś zabija i odbiera nam radość życia. Osobiście mam bardzo szczęśliwą rodzinę, która jest dla mnie największą wartością. Potrafimy się cieszyć z tego, że siebie mamy. Mój tata docenia, że jest zdrowy, że ma dwie córki. Nie potrzebuje jeździć porsche czy ferrari. Ludzie wprawdzie mówią, że lepiej płakać w mercedesie niż na rowerze, ale czy trzeba w ogóle płakać? Niestety wielu ludziom świat wartości wewnętrznych coraz częściej przysłaniają sprawy materialne, namacalne, kiedy tak naprawdę niewiele jest potrzebne do szczęścia i jak się dobrze rozejrzymy, to zwykle się okazuje, że to szczęście przy sobie mamy. Dlatego już 21 grudnia jadę do domu – piec ciasta, przytulać się, odpoczywać. Też pędzę, też się stresuję, nie da się tego zupełnie uniknąć, ale trzeba znaleźć ten czas dla siebie i bliskich, jeśli się chce, to się uda.

1

Fot. Marcos Rodriguez Velo dla enter the ROOM 

Karolina Cwalina – Professional Certified Coach w ICF - PCC ICF. Absolwentka Wydziału Prawa oraz Studiów Podyplomowych „Coaching Profesjonalny” na Akademii Leona Koźmińskiego a także „The Art and Science of Coaching” na Erickson International College akredytowanego w Polsce przez Wszechnicę Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członek International Coach Federation (ICF). Specjalizuje się w obszarach zarządzania oraz organizacji czasu.

Założycielka firmy szkoleniowo-coachingowej oraz autorka programu dla kobiet „Sexy zaczyna się w głowie”, który oferuje szeroki program warsztatowo-szkoleniowy. Specjalista w zakresie prowadzenia life coachingu, który wpływa na podniesienie jakości stylu życia. Na swoim koncie posiada wiele sukcesów w pracy zarówno z jednostkami indywidualnymi, jak i podczas przeprowadzonych warsztatów motywacyjnych w wielu firmach oraz wystąpieniach publicznych. Współautorka artykułu „Prawne uwarunkowania Coachingu” opublikowanego w Coaching Review nr 1/2013. W 2015 roku rozpoczęła współpracę w Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Białymstoku na kierunku MBA. Specjalizuje się w pełnowymiarowym diagnozowaniu kompetencji pracowników: zarządzanie czasem, organizacja, wiara we własne możliwości, praca w zespole (team coaching), motywacja, wytrwałość.