W pięciominutowym filmie #DearDaddy widzimy sceny z życia dziewczynek, kobiet. Nienarodzona córka, będąca narratorką, dziękuje ojcu za dotychczasową opiekę, spodziewa się dalszej miłości, troski, bycia księżniczką, córeczką tatusia. Jednak kochający ojciec nie ustrzeże jej przed niebezpieczeństwami ze strony innych mężczyzn i to z własnej winy. To przez niego ona od szkolnych kolegów usłyszy, że jest dziwką, to przez niego chłopak bez jej zgody wepchnie jej rękę w majtki na imprezie, wykorzystując to, że jest pijana, przez niego zgwałci ją znajomy, przez niego narzeczony prawie zabije. 

Dlaczego kochający ojciec ma być winnym wszystkiego złego, co spotka jego córkę w przyszłości? Ponieważ pewnie jak inni mężczyźni nie szanował kobiet. Wyzywał – oczywiście dla żartu – koleżanki, sięgał po kobiece ciało, jak po swoje. Nieważne czy uprawiamy seks z żoną/mężem, koleżanką/kolegą, nieznajomą/nieznajomym. Aby doszło do stosunku, ba jakiejkolwiek aktywności seksualnej (choćby pocałunku), powinna być entuzjastyczna zgoda obu stron. Jednak kobiece nie wciąż przez wielu mężczyzn odbierane jest jako tak, droczenie się, albo najzwyczajniej puszczane mimo uszu. Bo mężczyzna czuje, że może więcej, nie rozumie, że przekracza cudze granice. Jako instruktor prawa jazdy pozwala sobie złapać kursantkę za kolano, żeby docisnęła w końcu ten cholerny gaz, a kiedy na przejściu dla pieszych przepuszcza matkę z wózkiem, to bez żenady komentuje, że to jest najlepszy pojazd dla kobiet. Kursanta nie złapie za kolano, z kursantem za to lekceważąco pogada o kobietach z wózkiem. 

 

Mężczyźni od małego przyzwyczajają się, że to nic takiego złapać koleżankę za tyłek, bez pytania ku uciesze innych, w tym innych dziewczynek; nic takiego opowiadać sobie o kobietach sprośne żarty, komentować kobiece ciało niczym przedmiot. Tak, świat jest pełen zadowolonych z siebie mężczyzn, którzy nie zdają sobie sprawy, że ich zachowanie jest nie w porządku, łagodnie mówiąc. Niestety otoczenie jest wobec tego bierne lub wręcz temu przyklaskuje. Chłopcy szanują może mamę, siostrę, babcię, ale generalnie szacunku do kobiet nie mają, nie nauczono ich tego, pozwolono im na to. My wszyscy pozwalamy. Film organizacji Care dobrze obrazuje, że takie z pozoru błahe przymykanie oka w przyszłości może spowodować, że dobry chłopak, zaskakująco nawet dla siebie, uderzy matkę, żonę, wykorzysta kobietę seksualnie, będzie się znęcał nad nią fizycznie lub psychicznie, bo przemoc przybiera różne formy. Na przemoc jest przyzwolenie, zwłaszcza kiedy jej granice są rozmyte. Kiedy mężczyźni pozostają bezkarni. Bo na przykład to kobietę karze się za dzieciobójstwo, choć ojciec dziecka był w pokoju obok. Na każdym kroku widać, że obowiązują podwójne standardy. To kobieta jest dziwką, kiedy zdradza, mężczyznę w takiej sytuacji jakoś łatwiej rozumiemy, pewnie ta druga go uwiodła albo ta pierwsza była taka okropna, że nic dziwnego, że szukał pocieszenia na boku. W świecie opartym na wspomnianych standardach, ofiara bardzo szybko okazuje się wszystkiemu winna. Najpierw może jest zdziwiona jako córeczka tatusia przyzwyczajona do dobrego traktowania, że chłopak ją wyzwał, uderzył. Potem zaczyna go usprawiedliwiać i szukać winy w sobie, bo to na pewno przez nią ten dobry chłopiec aż tak się zdenerwował, że ręka mu poleciała. Tak, to jej wina, bo się wyzywająco ubrała, bo biegała wieczorem po lesie, upiła się na wyjeździe integracyjnym. Chciałyśmy wolności seksualnej, antykoncepcji, bycia niezależnymi singielkami, które robią karierę w korporacjach, zostają po godzinach? Nie ma się więc co dziwić, że mężczyźni uważają nas za rozpustnice, którym należy się kara, które można wykorzystać i jeszcze powinnyśmy im za to podziękować, zwłaszcza jeśli w domu czeka na nas puste łóżko. 

Chłopcy szanują może mamę, siostrę, babcię, ale generalnie szacunku do kobiet nie mają, nie nauczono ich tego, pozwolono im na to. My wszyscy pozwalamy.

Może to cierpkie, może nie dotyczy wszystkich mężczyzn, ale statystyki są nieubłagane. Wciąż to przede wszystkim kobiety padają ofiarami męskiej agresji różnego typu. W pracy, w domu, szkole, na ulicy. W krajach biednych i rozwiniętych. Niezależnie od poziomu wykształcenia, statusu materialnego. Urodzenie się dziewczynką wciąż jest jak stygmat. I my się same na tę stygmatyzację godzimy. My kobiety godzimy się na złe traktowanie, co oczywiście nie stanowi żadnego usprawiedliwienia dla mężczyzn. Ale jednak śmiejemy się z nimi z seksistowskich żartów, żeby pokazać, że niby mamy dystans i nie jesteśmy jakimiś tam feministkami. Zaciskamy zęby i uprawiamy seks, jeśli nawet nie mamy na to ochoty. Długo można by wymieniać. Nie w tym rzecz. Pytanie dlaczego tak się dzieje? Czy też jak ci chłopcy od początku życia oswajamy się ze swoim stygmatem, z gorszą pozycją, z byciem seksualnym obiektem? I choć jesteśmy teoretycznie niezależne, świetnie sobie radzimy w życiu, to chyba jednak wciąż uważamy, że posiadanie mężczyzny jest niezbędne do szczęścia, do dopełnienia obrazu naszego sukcesu. I jesteśmy w stanie znieść wiele, aby takiego mężczyznę przy sobie utrzymać, jeśli nawet nie jest tego wart. Gloria Steinem pisała, że kobieta bez mężczyzny jest jak ryba bez roweru. Tylko nie chcemy sobie tego uświadomić. A raczej tego, że nonsensem jest tkwienie w toksycznych relacajch, zadawanie sie z tymi, którzy nie szanują nas i innych kobiet. Ludzi w ogóle. Może trzeba zacząć od tego. My kobiety też się wzajemnie nie szanujemy, kobieca solidarność wciąż jest niewystarczająca. Postrzegamy siebie raczej jako konkurencję. 

Dlatego nam wszystkim przydałby się rachunek sumienia i więcej wyczulenia na podwójne standardy. Trzeba reagować na wszelkie żarty i lekceważenia, bo to z pozoru niewinna podstawa, z której może wykiełkować przemoc.