Vatsyayan, któremu przypisuje się autorstwo Kamasutry, podkreślał, że w seksie nie powinno być sztywnych reguł, a kluczową rolę pełni w nim wyobraźnia. Miłość powinna być największą z ludzkich przyjemności, najdłużej trwającą. My byśmy jednak chcieli łączyć miłość i seks, a najlepiej, żeby ten ostatni trwał jak najdłużej, a odbywał się jak najczęściej. Mało w nim dzisiaj magii, więcej sportowej rywalizacji, egoistycznych pragnień, autocenzury i konsumpcjonizmu. Idąc tym tropem, sami wpędzamy się w pułapkę i obwiniamy się, że uprawiamy za mało seksu albo robimy to beznamiętnie, od niechcenia, mimo zmęczenia i innych problemów na głowie, byle wyrobić jakąś sztucznie wykreowaną normę i zadowolić nie wiadomo kogo. Bo na pewno nie siebie ani partnerkę/partnera, skoro taki seks do najbardziej udanych nie należy. Z drugiej strony nie zawsze muszą być nie wiadomo jakie fajerwerki. Ważna jest bliskość, intymność, a jakakolwiek presja skutecznie je zabija. 

Nie ma się co porównywać z innymi, patrzeć na statystyki – powinniśmy uprawiać tyle seksu, ile nam potrzeba. Nie musimy robić tego codziennie (a raczej co noc, bo jednak przyzwyczailiśmy się, że robimy to w sypialni i po zmroku), ale też niekoniecznie od święta. Trzeba słuchać swojego libido. Gorzej, jeśli nasze potrzeby rozmijają się z potrzebami partnerki/partnera. Wtedy któraś ze stron na pewno będzie niezadowolona. Jak jednak mówią badania, do zadowolenia w związku z życia seksualnego wystarczy jeden stosunek tygodniowo. To dużo czy mało? 

Badania przeprowadzone przez zespół ekspertów z University of Chicago na ponad 30 000 Amerykanów dowodzą, że do szczęścia w stałym związku wystarczy stosunek przynajmniej raz w tygodniu, a presja na częstsze zbliżenia w wielu wypadkach prowadzi do wprost przeciwnych rezultatów. Podobne wyniki badań uzyskał profesor Zbigniew Izdebski, prześwietlający jakiś czas temu seksualność Polaków. Okazuje się, że większość z nas seks uprawia raz lub dwa na tydzień, zwykle w piątek, sobotę lub niedzielę, najlepiej przy zgaszonym świetle. Jest to dość logiczne, że właśnie wtedy, kiedy się nieco zregenerujemy po kilku dniach pracy i zapomniemy na chwilę o problemach, zaczynamy nabierać ochoty na seks. Wyniki obu badań mogą być dobrym punktem odniesienia, jeśli nie wiemy, czy z naszym życiem seksualnym wszystko w porządku, a przecież tak boimy się odstawać od normy. Dłuższy brak stosunków zawsze powinien być dla nas sygnałem alarmowym, choć nie od razu powodem do wpadania w panikę. Warto wtedy porozmawiać o tym, co się między nami dzieje, czy są jakieś problemy i jak możemy im zaradzić. Bo na ilość naszych stosunków wpływ mają nie tylko indywidualne seksualne predyspozycje, lecz także nasza codzienna relacja, stan zdrowia, wiek, sposób zarządzania czasem, to, czy mamy dzieci, nasze priorytety i wiele innych spraw. Choć seks jest ważnym elementem naszego życia, to w miarę im dłużej jesteśmy razem, tym jakoś łatwiej nam z niego zrezygnować, odsunąć na dalszy plan, choć zazwyczaj nie bez poczucia winy. 

2

Kadr z filmu Idealne matki  materiały prasowe

Jeśli jednak chodzi o najlepszą porę na seks, to wieczorowa zdaje się być przereklamowana. Według doktora Paula Kelleya z Oxfordu wszystko zależy od tego, ile mamy lat. I tak: jako dwudziestolatkowie dzienny szczyt libido i w ogóle energii do jakiegokolwiek działania osiągamy około 15. Po trzydziestce największą ochotę na seks, niezależnie od płci, mamy o 8 rano, kiedy według dr Kelleya światło słoneczne zwiększa u nas poziom testosteronu. Dopiero wraz z czterdziestymi urodzinami powinniśmy uprawiać seks przed snem, czyli koło 22, bo o tej porze w tym wieku wzrasta poziom oksytocyny, która pomaga się zrelaksować. Podobnie w naszych latach pięćdziesiątych. Koło 60. i 70. roku życia możemy mieć ochotę na igraszki przed zaśnięciem, a że senność ogarnia nas coraz wcześniej, więc będzie to w okolicach 20 i dobrze wpłynie na nasz nocny odpoczynek, ułatwiając zasypianie.

W tym wszystkim najważniejsza wydaje się jakość seksu, a nie jego ilość. Dlatego odbycie stosunku o innej porze niż zwykle, w innym miejscu, jakikolwiek element zaskoczenia wpływa pobudzająco i odświeżająco, może uruchomić nowe pokłady energii seksualnej. Można więc umawiać się na seksrandki w hotelach, eksplorować różne meble, zrobić remont w sypialni, wybrać się na wycieczkę samochodem. Pod warunkiem, że będzie to spontaniczne i podniecające dla obu stron, a nie na siłę, bo koniecznie musimy podkręcić nasze życie seksualne, by wyrobić średnią normę stosunków na tydzień.