Złamane serce boli jak cholera. Ale czy nie warto mieć na koncie takiego doświadczenia? Jeśli damy sobie prawo do żałoby po związku i pogodzimy się ze stratą, to tylko z pożytkiem dla siebie i dla wszystkich ludzi, którzy dopiero staną na naszej drodze. 

Nie śpisz po nocach, nie jesz, może nawet się nie myjesz. Niekoniecznie dlatego, że ktoś zerwał z tobą. Może zerwałeś ty. Z mniejszym lub większym hukiem. Bo był ktoś inny, bo coś się wypaliło. Bez względu na powód to trudny czas, pełen sprzecznych emocji: od gniewu i nienawiści, żądzy zemsty nawet, przez ból i żal, po jakieś niejasne nadzieje, że może da się wszystko naprawić.

Dlaczego tak bardzo boimy się rozstań, tkwimy w niesatysfakcjonujących relacjach, bagatelizujemy ich ciemne strony? Zwykle dlatego, że boimy się zostać sami. Bo każdy przecież kogoś ma. Bo może już nikogo lepszego nie znajdziemy. A jeśli to miłość życia – zastanawiamy się i nie wiemy, czy możemy jej pozwolić odejść. Nad zdrowym rozsądkiem bierze górę wiara w jedną wielką miłość. Cóż taka miłość w ujęciu romantycznym, jeśli ma być wielka i prawdziwa, to przecież powinna być nieszczęśliwa, niespełniona. Kto by jednak o tym myślał. W miarę bycia razem przestajemy być dwoma odrębnymi osobami, pojawia się magiczne słowo MY: śpimy razem, jemy, robimy zakupy, zaczynamy podobnie myśleć. Więc boimy się tego, że już nie będzie tak samo, że zostanie wielka pustka po kimś naprawdę bliskim. Najgorzej, jeśli mamy do tego dzieci i zwierzęta. Z ich podziałem zawsze jest największy kłopot przy rozstaniach. 

2

Fot. unsplash.com 

Czy warto się jednak męczyć w imię mniejszego zła? Trzeba stanąć oko w oko ze zmianami w życiu. Niektórzy je lubią, choć może nie takie. Jednak każda zmiana to nowe otwarcie. Najpierw trzeba swoje przepłakać, przeboleć – warto sobie na to pozwolić, skoro te emocje są w nas. Nie zagłuszać ich, ale i nie przywiązywać się zanadto. Najgorzej, jeśli próbujemy dla uśmierzenia bólu poprawić sobie humor żyjąc przeszłością, dobrymi chwilami lub fantazjując o wspólnej przyszłości, która – nie oszukujmy się – raczej nie jest możliwa. Lepiej ostatecznie zachować tylko dobre wspomnienia, ale coś się musiało zepsuć skoro doszło do rozstania i nie można o tym zapominać. Tu warto też zwrócić uwagę na kwestię social mediów. Z jednej strony zrywanie wszelkich kontaktów, wyrzucanie ze znajomych itp., to dziecinada. Z drugiej – dostęp do konta naszej lub naszego eks może kusić, aby podglądać, co się tam dzieje. To raczej masochistyczna przyjemność, która może być przeszkodą w dochodzeniu do siebie i rozliczaniu z przeszłością. Warto być tu i teraz. Przepracować stratę, może przynajmniej odhaczyć na Facebooku opcję obserwowanie, nie wrzucać postów czy zdjęć pod eks, że niby nam tak dobrze bez niej/niego. Lepiej się na tym faktycznie skupić niż manifestować coś sztucznego, płacząc później w poduszkę. 

Więc zmiana, nowy etap i co dalej? Bo koniec, to początek. I nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Frazesy? Jednak prawdziwe. Trzeba wziąć się w garść, zawalczyć o swoją dobrą samoocenę, która naturalnie może być zachwiana po rozstaniu. To, że ktoś nas rzucił, nie docenił, nie utrzymaliśmy związku to nie nasza wina (a przynajmniej nie tylko, bo wina zawsze leży gdzieś po środku), nie świadczy o naszej wartości. Takie jest życie. Ludzie przychodzą i odchodzą. Czas leczy rany i dopiero z jego perspektywy będzie można docenić, że rozstanie wyszło nam na dobre. Dzięki niemu na pewno zyskujemy bezcenną wiedzę o sobie, o błędach, jakie popełniamy w relacjach miłosnych, dzięki czemu unikniemy ich na przyszłość. Czego by nie mówić, najlepiej uczy się na własnych błędach, choć one najbardziej bolą. 

Dlaczego tak bardzo boimy się rozstań? Zwykle dlatego, że boimy się zostać sami. Bo każdy przecież kogoś ma. Bo może już nikogo lepszego nie znajdziemy. A jeśli to miłość życia – zastanawiamy się i nie wiemy, czy możemy jej pozwolić odejść.

Po rozstaniu mamy czas na dogadanie się ze sobą, odbudowanie swojej autonomii, odnowienie kontaktów ze znajomymi, poświęcenie się swoim pasjom. Nie oszukujmy się: kiedy jesteśmy zakochani, ciężko nam myśleć o samorozwoju, wolimy zostać razem w łóżku czy na kanapie, zamówić jedzenie na wynos i tak dalej, co oczywiście nie jest złe, tak wygląda życie: coś za coś. Dlatego odzyskaną wolność naprawdę można świetnie wykorzystać, kiedy tylko otrze się łzy i spojrzy na sytuację trzeźwo. Wreszcie możemy coś w sobie zmienić. Oczywiście łatwiej zmieniać się dla kogoś, kogo kochamy. Może nawet gdzieś z tyłu głowy zaczynamy biegać albo zapisujemy się na kurs językowy dla byłej lub byłego, ale liczy się podjęcie wyzwania, motywacja. Takie działanie dla siebie, niezależnie od powodów, poprawia naszą samoocenę, w pojedynkę odkrywamy lepszą wersję siebie, nareszcie cieszymy się tym, co od dawna odkładaliśmy w imię miłości i pewnie nie możemy teraz zrozumieć, dlaczego tak było. Często w związkach typu rozstania i powroty, ludzie w chwilach przerw wreszcie podejmują jakieś wyzwania, a kolejne rozstania powodowane są właśnie chęcią uwolnienia się choć na chwilę od osoby, która blokuje ich samorozwój, choć relacje przerywane to już zupełnie inna historia.

Tymczasem naprawdę warto dać sobie oddech, przemyśleć były związek i się z nim na dobre pożegnać, zrobić coś dla siebie, a prędzej czy później ktoś się pewnie pojawi w naszym życiu. Może bardziej wartościowy. Może wreszcie taki, który nam naprawdę odpowiada, co wiemy dzięki wszystkim związkowym doświadczeniom. Złamane serce to coś opisywanego w książkach, przedstawianego w filmach, element ludzkiej egzystencji, więc może warto mieć na swoim koncie takie przeżycie? Na pewno ze złamanym sercem da się szczęśliwie żyć dalej. I prędzej czy później dojdziemy do wniosku, że w zasadzie to wypadałoby podziękować naszym wszystkim byłym miłościom za to, że się skończyły. 

4

Fot. unsplash.com