David de la Mano. Rocznik 75. Urodzony w Salamance. Absolwent prestiżowego Uniwersytetu w Salamance, kontynuował naukę w Walencji. Jego prace można oglądać na najwiekszych murach na świecie, również w Polsce. A także w galeriach sztuki. Od niedawna również w warszawskiej Galerii 18a. 

 

Na ulicy trzeba być bardzo szybkim. Twoje prace są najczęściej ogromne, to bardziej murale niż graffiti. Jak traktujesz to, co robisz? To nadal bunt czy jednak skomplikowana sztuka murali, jak Orozco czy Siqueirosa?

Praca na ulicy to powołanie i forma życia. Każdy z murali, które realizuję na ulicy, powstaje  z zaangażowaniem i szacunkiem. Murale robi się w różnych warunkach, niektórzy malują podczas festiwali, inni są do tego wynajmowani, jeszcze inni pracują niezależnie. Każda z tych różnych form opiera się na innych warunkach pracy. Staram się, żeby rezultat każdej z moich prac był jak najlepszy, niezależnie od warunków, w jakich powstaje.

 

Istnieje przekonanie, że artyści związani ze street artem są bardzo młodzi, właściwie mówi się o młodziezy. Nikt nie zna wieku Banksy’ego, ale uważa się go za wiecznie młodego – przynajmniej duchem. Ale Pérez-Reverte pisze w swojej książce Cierpliwy snajper o artyście po czterdziestce, którego nazywa „bogiem ulicy”. Tylko garstka ulicznych artystów zbliżająca się do 40. kontynuuje swoje prace na ulicy. Trzeba być odważnym, żeby angażować się w street art?

To komunał. Dużo się zmieniło w ciągu ostatnich 15 lat. Jeszcze całkiem niedawno malowanie na ulicy było rzeczą dość marginalną, nie zachęcało do wiązania z nią wielkich planów, bo zwyczajnie była droga, często wiele się ryzykowało, bywało niebezpiecznie. Poza tym przyszłościowo była niepewna. Podobnie jak inne aktywności kulturalne, jak muzyka, taniec. Wielu ludzi czerpie przyjemność z ich wykonywania, ale finalnie jest niewielu, którzy stają się profesjonalistami w danej dziedzinie, ale całkowicie się jej poświęcają. 

1

Apologia, Londyn / flickr.com/daviddelam 

A kto według ciebie zasługuje obecnie na tytuł „boga ulicy”?

Chyba nie ma kogoś takiego, sztuka to nie sport, nie olimpiada, podczas której można zmierzyć kto jest najszybszy, albo najsilniejszy. Miara sztuki nie jest tak precyzyjna. Musimy zrozumieć, że partyści, którzy malują więcej, albo ci, którzy sprzedają swoje prace drożej są najlepsi, ale to przecież też nie jest regułą. Mnie osobiście interesują prace wielu artystów. 

 

Masz świetne wykształcenie, studiowałeś sztuki piękne na Uniwersytecie w Salamance, robiłeś doktorat ze sztuki publicznej na Uniwersytecie w Walencji. Jesteś rzeźbiarzem, ilustratorem... Dlaczego zdecydowałeś się wyjść na ulicę?

Praca na ulicy jest całkowicie inna od tej w studiu, to czysta adrenalina, to emocje, ludzie, ulotność. Ta sztuka ma zdolność szybkiej i intensywnej komunikacji. Poza tym sztuka uliczna jest wzruszająca, porywająca. I przede wszystkim: wolna. 

 

Twój monochromatyczny styl jest świetnie rozpoznawalny. Mnie postaci z twoich murali przypominają malarstwo jaskiniowe. Co mają w sobie biel i czerń, że tak bardzo cię pociągają?

Użycie monochromatycznych kolorów rzeczywiście stało się w jakimś stopniu znakiem rozpoznawczym, choć od początku było to moją metodą na opowiedzenie jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, rysowania i komplikowania opowieści w możliwie jak najkrótszym czasie. Na początku ułatwiało mi to także kwestie logistyczne – z puszką czarnej farby i pędzlem mogłem już wychodzić na ulicę, malować. Nie potrzebowałem nic więcej. 

 

Bohaterowie twoich prac to nie tylko osoby, ale też stworzenia z psimi, wilczymi czy ptasimi głowami. Kim są?

To mój wszechświat, świat który mnie otacza i który obserwuję. Wszyscy artyści mamy swoje środki przekazu, które reprezentują idee, na szczęście grafika jest dostępna dla całego gatunku ludzkiego, a lektury, na szczęście, są różne, zróżnicowane i jest ich wiele. 

 

I jako artysta, zdecydowałeś się kiedyś na bombing, na przykład pociągów?

Nie, nie pochodzę ze środowiska graffiti, jak moi inni znajomi, mam inne korzenie, nie zajmowałem się bombingiem, nie malowałem pociągów. 

 

Czego szukasz w sztuce ulicznej? Adrenaliny? Dekoracji przestrzeni publicznej? Zabrania głosu, polityki?

Ulica jest medium komunikacji, którego używam, aby realizować moją tracę. Tutj również w praktyce sprawdza się moje prawo jako wolnego obywatela do komunikacji w miejscu publicznym. Szczególnie lubię miejsca zniszczone, opuszczone, peryferyjne, bo uważam, że tam moje prace nabierają głębszego sensu. Nigdy natomiast moją intencja nie była dekoracja przestrzeni, to nie moja bajka.  

 

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że twoim ulubionym dziełem sztuki jest zbiór 80 grafik Francisco de Goi, Kaprysy. Jeszcze w innym miejscu przeczytałam, że podczas pracy lubisz słuchać muzyki klasycznej. To ciekawe. Tak się odprężasz?

(śmiech) Być może właśnie wtedy miałem bzika na punkcie muzyki klasycznej, w ogóle słucham jej dużo, ale lubię też inny typ, w zależności od dnia i humoru. Goyę natomiast uwielbiam, no, ale kto by go nie ubóstwiał? Podobnie oddziaływują na mnie El Bosco, Tiziano, El Greco...

2

Bajamar, Barrio la Teja, Montevideo / flickr.com/daviddelam 

A więc połowa zbiorów Prado. Nie dziwię się. Wróćmy jednak z muzeum na ulicę, technika, którą się posługujesz jest bardzo interesująca – ilustracje na murze. Co to oznacza? Jak wyglada proces?

Technika, którą się posługuję jest całkiem prosta, korzystam z wałka i wyciągnika, a szczegóły wykańczam pędzlami. Jeśli maluję na dużych murach, wyznaczam kilka punktów, dzięki którym później sprawniej się poruszam. Jeśli powierzchnia jest mała, maluję na niej bezpośrednio. Jestem dość szybki, styl jaki wypracowałem pozwala mi przeznaczyć czas na detale, udoskonalanie. 

 

O czym najchętniej opowiadasz swoimi pracami?

Obecnie pracuję nad akumulacją, ogromną ilością postaci, które poruszają się w określonym kierunku, w tym samym sensie. 

 

A jeśli ktoś zniszczy twoje prace, albo jeśli ulegną destrukcji naturalnej, co czujesz?

Nie bardzo mnie to obchodzi, murale, które maluję nie są przeznaczone do tego, żeby zostać zachowane na zawsze. Są ulotne od samego początku. Dlatego nie ma w tym wypadku żadnego konfliktu. Właściwie to nawet cieszy mnie, gdy ktoś na nich coś namaluje, tym bardziej, jeśli dodatkowo wzbogaci to miejsce. W momencie, kiedy mur zostanie skończony, mogą minąć lata, a mural na nim pozostanie w niezmienionej formie. Są też sytuacje, gdy na murze już po kilku dniach nie pozostaje nic z mojej pracy. Ale taka jest ulica – nieprzewidywalna, szczególnie jeśli malujesz na małą skalę.

3

Brandalism 2015, Paryż / flickr.com/daviddelam

Z drugiej strony, twoje prace prezentowane są równiez w galeriach. Nigdy nie miałeś ochoty pozostać po „ciemnej stronie mocy” w 100%?

Bardzo chciałbym się utrzymywać wyłącznie z mojej aktywności na ulicy, ale niestety na ten moment pieniądze czerpię z wystawiania w galeriach. 

 

Świetnym ulicznym projektem, w którym w ostatnim czasie brałeś udział był Brandalism w Paryżu, podczas szczytu klimatycznego, polegający na wywieszeniu setek fałszywych reklam w mieście. To już dyskurs polityczny. 

Oczywiście. Brandalism to propozycja złożona z treści politycznych i roszczeniowych. Wszystko to, co znajduje się na ulicy to manifest polityczny, również malowanie na ulicy, dlatego jest to zabronione w wielu stolicach. Oczywiście, trudno sprawdzić skuteczność tego typu treści politycznych, manifestów będących wynikiem społecznej mobilizacji.

 

Długo zastanawiasz się przed realizacją muralu? Czy są takie, które robisz natychmiast, bez zastanowienia?

To zależy. Jeśli chodzi o duże murale, to zazwyczaj wymagają duzo pracy i refleksji. Jeśli mam do czynienia z niewielkim murem, czasami idę na żywioł, ale czasami również się przygotowuję.

 

Twoje murale można oglądać na całym świecie, również w Polsce. Gdzie maluje ci się najlepiej?

Najlepiej czuję się, kiedy rozwiązuje się kwestia używanych materiałów, gdy rozłożę się na miejscu pracy – rusztowaniu czy schodach, gdy na dworze jest dobra temperatura, a ja jestem przed murem i rozpoczynam pracę. Wszędzie traktowano mnie zawsze bardzo dobrze, z każdej podróży przywożę dobre wspomnienia. 

 

Ulica to twoja przyszłość?

Ulica to moja teraźniejszość.

ples

 

LA CALLE ES MI PRESENTE

Hablamos con David de la Mano, uno de los artistas de street art más importantes e influyentes.

 

En la calle uno tiene que trabajar muy rápido. Pero tus obras son casi siempre muy grandes, son más murales que graffitis. ¿Cómo tratas lo que haces? ¿Es más una cosa “rebelde” o es arte que tratas con respeto como los murales de los grandes Orozco o Siqueiros?

El trabajo en la calle es una vocación y una forma de vida. Cada uno de los murales que realizo en la calle está realizado con respeto y dedicación. Los murales se realizan en diferentes atmósferas, algunos se pintan dentro de festivales, otros son encargos y otros están realizados de manera independiente. Cada uno de los diferentes formatos cuenta con unas condiciones de trabajo diferentes, yo trato que esta premisa no condicione el resultado final del trabajo.

 

Hay una convicción general de que los artistas conectados con street art son jóvenes, adolescentes. Nadie sabe la edad de Banksy, pero todo el mundo le trata como un tipo joven. Pero Pérez-Reverte escribe en su libro El francotirador paciente sobre un artista en sus cuarentas, a quien llama el dios de la calle. Sólo una pequeña parte de los artistas callejeros continúa su trabajo en la calle despues de cumplir 35-40 años. ¿Hay que ser valiente para hacer street art?

Creo que es un tópico. Supongo que la cosa ha cambiado mucho en los últimos 15 años. Hasta hace nada pintar en la calle era una actividad casi marginal y con muy pocos alicientes para llevarla adelante puesto que era costosa, a veces arriesgada y con un futuro incierto. Igualmente como cualquier otra actividad cultural como la música, la danza, etc. Hay mucha gente que disfruta creándola, pero finalmente son pocos los que se profesionalizan o quieren dedicarse a ello plenamente.

4

Deriva / flickr.com/daviddelam

¿Y a quién en tu opinión ahora mismo se le podría llamar el dios de la calle?

En mi opinión no hay un dios de la calle, el arte no es como las olimpiadas, donde se puede medir quien es el más rápido o el más fuerte. El arte se mide con unos parámetros menos precisos. Tendemos a pensar que los artistas que pintan más o que venden sus obras a más precio son los mejores, pero no siempre es así. A mí en particular me interesa el trabajo de muchos artistas.

 

Tienes una formación muy buena, estudiaste bellas artes en la Universidad de Salamanca, luego hiciste cursos de doctorado en Arte Público en la Universidad de Valencia. Eres escultor, ilustrador... ¿Por qué elegiste salir a la calle? 

El trabajo en la calle es muy diferente al trabajo en estudio, es pura adrenalina, es emocionante, es social, efímero y tiene la capacidad de comunicar de manera rápida e intensa. El trabajo en la calle además es vibrante y sobre todo: libre.

 

Eres reconocible por tu estilo monocromatico. Para mí tus personajes me recuerdan a las pinturas de las cavernas. ¿Qué tiene el blanco y negro para que te atraiga tanto?

El uso del color monocromático se debe en parte a ser ya una seña de identidad aunque en mis orígenes era una manera de contar mucho en poco tiempo, de dibujar más y complejizar más mi trabajo en el menor tiempo posible. También facilitó en mis orígenes la cuestión logística puesto que un simple bote de pintura negro y un pincel ya podía salir a pintar sin necesidad de nada más.

 

Los protagonistas de tus obras no son sólo personas, sino criaturas con cabezas de perros, lobos, pájaros. ¿Quiénes son?

Son mi universo, el mundo que me rodea y lo que observo. Todos los artistas tenemos recursos para representar ideas, por suerte la gráfica es accesible para toda la especie humana y las lecturas, por suerte, son múltiples y diversas.

 

Y como artista, ¿alguna vez has decidido hacer bombing, de los trenes por ejemplo?

No, yo no provengo del graffiti como otros compañeros, mis orígenes son otros y nunca he hecho bombing ni he pintando a la carrera un tren. 

5

Salamanca / flickr.com/daviddelam

¿Qué buscas en el arte callejero? ¿Adrenalina? ¿Decorar el espacio público? ¿La voz pública, política importante?

La calle es un medio de comunicación que yo uso para realizar mi trabajo y ejerzo mi derecho como ciudadano libre a comunicar y usar el espacio público. Tengo predilección por los espacios más degradados, abandonados y por los periféricos puesto que creo que son los espacios donde mi trabajo tiene más sentido. En ningún caso he tenido la intención de decorar un espacio, creo que es ese no es mi cometido.

 

En una de las entrevistas dijiste que tu obra de arte favorita es Los caprichos de Goya, y mientras trabajas pones musica clásica. ¿Cómo es? ¿Eso te inspira, relaja?

(risa) Puede que justo en ese momento escuchase música clásica, lo hago mucho pero voy variando, depende del los días y del ánimo. Goya me encanta, ¿a quien no? También me gusta El Bosco, Tiziano, El Greco…

 

Pues – todos los del Prado. Pero volvemos a la calle – la técnica de tu trabajo es muy interesante – ilustración el el muro. ¿Qué significa? ¿Cómo se trabaja eso?

La técnica de mi trabajo es bastante sencilla, pinto básicamente con rodillo y extensor, luego agrego los detalles con brocha y pincel. Si los muros son muy grandes, marco unos puntos de referencia para guiarme y si el muro es pequeño, pinto directamente. Soy bastante rápido trabajando, eso me permite dedicar tiempo a hacer detalles y perfeccionar el trabajo. 

 

¿Sobre qué te gusta hablar con tus obras?

En estos momentos estoy trabajando con la acumulación, con grandes cantidades de figuras que se dirigen con dirección fija en un mismo sentido.

 

Cuando se destruyen tus murales, ¿qué sientes?

No me importa demasiado, los murales que pinto no están hechos para permanecer en el tiempo. Son efímeros desde su gestación. Y por eso no hay ningún conflicto en ese sentido. Me alegra que alguien pinte algo encima de mi mural para pintar por otra cosa que mejore ese espacio. En el momento que el muro queda terminado, pueden pasar años con ese mismo mural pintando y permanecer íntegro o pueden pasar cuatro días y no quedar ni rastro de tu trabajo. La calle es así de impredecible, sobre todo cuando pintas a pequeña escala y en una capital.

6

Scratching Street / flickr.com/daviddelam 

Por otro lado estás presentando tus obras en galerías. ¿Nunca quisiste estar sólo en la parte oscura de la fuerza al 100%?

Me encantaría sostenerme solo de mi trabajo en la calle, pero desgraciadamente el trabajo en las galerías es lo que me sostiene en estos momentos.

 

Ese tipo de proyecto es por ejemplo Brandalism en Paris. Eras uno de artistas que expusieron sus obras allí. Esto ya es discurso político.

Obviamente, Brandalism es un propuesta cargada de contenido político y reinvindicativo. Todo lo que está en la calle tiene contenido político y pintar en la calle también, de hecho está prohibido en infinidad de capitales. Es verdad que este contenido político es a veces difícil de medir o cuantificar sobre todo en términos de eficacia o de movilización ciudadana. 

 

¿Piensas mucho antes de crear una obra? ¿O hay algunas que haces de repente?

Depende, si la obra es muy grande casi siempre lleva mucho trabajo y reflexión previa y, si el muro es pequeño o mediano, puede prepararse previamente unas veces o trabajar de manera directa otras.

 

Tus murales se pueden ver en todo el mundo, también en Polonia. ¿Dónde te sientes el mejor trabajando?

Mi momento feliz empieza cuando se ha resuelto el tema de los materiales, cuando te has montado en la grua, andamio o escalera, cuando hace una buena temperatura y estás frente al muro haciendo tu trabajo. Me han tratado muy bien todos los lugares donde tuve que trabajar, siempre me llevo muy buen recuerdo de los viajes.

 

¿La calle es tu futuro?

La calle es mi presente.

7

Refugio, Gdańsk / flickr.com/daviddelam