Za Juliusza Cezara Szekspira zabrała się niedawno aktorka i reżyserka Barbara Wysocka. Wybrać ten tekst, to wykazać pewność siebie i sporą odwagę, szczególnie w Polsce A.D. 2016. Spektakl można oglądać w warszawskim Teatrze Powszechnym. I obejrzeć go warto, żeby przypomnieć sobie prawdę, którą wszyscy znamy – o tym, że rewolucja zawsze kończy się tym samym…

Wysocka robi przedstawienie tak głęboko zanurzone w sosie polskiego TERAZ, przyprawione domieszką esencjonalnego NIEDAWNO, że opuszcza się teatr z myślą, że to jest totalnie o nas.  Do takiego wrażenia z pewnością przyczynia się muzyka, czyli punkowe szlagiery z lat 80. (te o wolności i jej braku oraz kontroli przez centralę, która ocali) w wykonaniu Tomka Lipińskiego z Brygady Kryzys oraz Kultu.

1 

JAK DALEKO STĄD, JAK BLISKO…

Akcja Juliusza Cezara Wysockiej rozgrywa się w PRL–u, co sugeruje przede wszystkim scenografia zaprojektowana przez Barbarę Hanicką, będąca piramidalną konstrukcją z krzeseł typowych dla lat 70. Ale stroje bohaterów i ich gadżety charakterystyczne są raczej dla epoki wczesnego kapitalizmu. Jesteśmy zatem w czasie nie do końca określonym, w niemiejscu, momencie przejścia, a w ostatnim akcie obserwujemy efekty zmiany, która okazuje się (jednak!) nie być dobra!

Można znaleźć w warszawskim Cezarze odniesienia do biurokracji rodem z Procesu Kafki, która objawia się w spektaklu pod postacią ton papierów, tajemnych teczek i niszczarek. Masywna konstrukcja z krzeseł zajmuje większą część odartej z kotar, rozebranej z kulis sceny, prezentującej widzom swój pusty brzuch. Jest to dość wzruszający widok, ale nie tylko! Zabieg ten pokazuje iluzję, jaką jest teatr, odziera go z magii, ukazuje „szycia”, jakie towarzyszą powstawaniu spektaklu. Do tego scenograficznego chwytu służącemu deziluzji dochodzą inne brechtowskie zabiegi: przebieranie się aktorów na oczach widzów, symulowanie palenia papierów, z których nie niesie się sympatyczny dymek oraz zdystansowane i grubymi nićmi szyte uśmiercanie bohaterów za pomocą czerwonej farby umieszczonej w puszcze. To właśnie dzięki tym zabiegom oraz faktowi, że reżyserka nie przyznaje racji żadnej ze stron konfliktu, jej Cezar nie zakrawa o moralitet ani nie trąci patosem. Sam Szekspir również nie opowiedział się po żadnej stronie, choć sympatyzuje z Brutusem, przyznając jego osobowości cechy najszlachetniejsze. Wysocka, jeśli z kimś sympatyzuje, to z wykonawcami polskiej muzyki punk rockowej i z żonami głównych bohaterów, które wiernie i cierpliwie warują w oczekiwaniu na swoich panów, niczym przyjazne psy, które w razie potrzeby gotowe są stanąć do walki.

3 

NIJAKIE CZASY, BYLE JAKI BOHATER

Zasadność niektórych rozwiązań scenicznych i interpretacyjnych przychodzi dopiero po czasie (albo wcale), co czytać można jako zaletę, a może raczej zamierzony efekt – próby oddania nie do końca spójnego obrazu naszych nie do końca spójnych polskich realiów.

Wysocka robi przedstawienie tak głęboko zanurzone w sosie polskiego TERAZ, przyprawione domieszką esencjonalnego NIEDAWNO, że opuszcza się teatr z myślą, że to jest totalnie o nas.

Czasy są nijakie, bohaterowie są nijacy zapijaczone korpoludki albo zwyczajne urzędniczyny, wszystko jedno jak się ich nazwie, to po prostu młodzi aparatczycy z aspiracjami i motywacjami, ale bez kręgosłupów moralnych. Rzucają hasła dotyczące wolności, solidarności i przyjaźni. Ale w ich ustach są to populistyczne slogany nie mające pokrycia w działaniu. Atmosfera spisku przeciwko tyranii Cezara, u Szekspira pełna młodzieńczego zapału i chęci obalenia niesprawiedliwej władzy, tutaj tonie w klimacie pijaństwa wraz z jego ubocznymi skutkami (wymioty, kac, kaszel). Przyszli zabójcy Cezara są nie pierwszej świeżości, zataczają się z przepicia lub słaniają w wyniku niewyspania. Cezar to lekko zblazowany nudny urzędas, obecny ciałem, ale ledwo obecny duchem, zaczytujący się w fascynującej zawartości swoich teczek. A spiskowcy to może nie nudni, ale za to sfrustrowani amatorzy. Czy ktoś zatem jest tu godny urzędu władcy? Nie bardzo! Zdaje się, że tak jak zawsze, trzeba wybierać mniejsze zło, któremu to złu z czasem odpada przydomek mniejsze a przyrasta większe… i tak w kółko. Z interpretacji Wysockiej wybija się wołanie do ludu, do obywateli, do nas o uważność, roztropność, przytomność i rozwagę. O to, byśmy mieli oczy i uszy otwarte, każdej władzy patrzyli na ręce i nie ufali populistycznym sloganom. Komu zatem ufać? Kogo obdarzyć władzą? Ze sceny teatru Powszechnego nie płynie odpowiedź, gdzie szukać odpowiednich osób. Ale zaryzykuję tezę, która płynie z interpretacji Wysockiej, że może te osoby siedzą w którymś z domów. I być może nie są psami ani kotami, ale za to posiadają wrażliwość, a do tego inteligencję. To kobiety, które czekają na mężów (nie tylko polityków), by ich wysłuchać i zrobić profesjonalny masaż zaraz po podaniu trzy daniowej kolacji. Te kobiety, strażniczki domowego ogniska, miewają profetyczne sny i intuicje. Może w nich ratunek dla społeczeństwa? Kolejny stereotyp. Kolejna klisza. Skoro jako społeczeństwo nie potrafimy korzystać z umysłów, zacznijmy więc może zbiorowo chodzić do wróżek i psychoterapeutów, by interpretować sny naszych polityków?!

5

Plakat: Studio Graficzne Homework

Fot. Krzysztof Bieliński