Uwielbiam ich. Tak po prostu. Po ludzku. Mimo całej wulgarności, niezgodności większości poglądów itp., to jednak kilka lat temu zapałałem miłością do ich brzmienia i tej zadziorności w przekazywaniu racji nie tylko swojej, ale przede wszystkim całego czarnoskórego pokolenia z getta. Robili to wyśmienicie i na swój sposób. Z perspektywy czasu można dostrzec, że nawet bardziej dosadnie niż Public Enemy po drugiej stronie Stanów Zjednoczonych. Czemu? Bo byli nie tylko głosem zwykłego i poniżanego społeczeństwa, ale też tymi, którzy bardzo mocno przenieśli kryminalne życie do muzycznego świata

Kwestią czasu było to, kiedy doczekamy się pełnometrażowego filmu o perypetiach członków zespołu i ich menedżera, Jerry'ego Hellera, który tylko pozornie mógł się wydawać kompletnie nic nieznaczącą postacią. Późnym latem 2015 roku nadszedł moment, kiedy Straight Outta Compton pojawiło się w kinach.

Film zebrał różne opinie. Konserwatywne środowisko podeszło do niego w większości na chłodno, bez jakichkolwiek oczekiwań. Inni bardzo neutralnie, widząc że lwią część produkcji należy traktować z przymrużeniem oka. A reszta? Reszta go chwaliła. Nie tylko zagorzali fani raperów, ale i Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej, która nominowała film do Oscarów 2016 w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny. 

straight outta compton N.W.A raperzy z getta

Fot. materiały prasowe