Ona i on, dziecko, a może nawet dwójka lub trójka. Do tego ładny samochód, pełen zestaw przedmiotów świadczących o wysokim statusie społecznym i obowiązkowo przestronny dom pod miastem – oto przykładny model życia, który zawładnął wyobraźnią konsumpcjonistycznej Ameryki lat 50. i który do dziś pozostaje pewnym punktem odniesienia dla wielu osób. Todd Haynes w filmie Carol zabiera nas właśnie do lat 50. – do czasów dostatku, względnej nowoczesności i wciąż podskórnie zaszczepionego purytanizmu; do czasów, gdy głos kobiet dopiero zaczynał być słyszalny. Do ostatniej dekady przed obyczajową rewolucją, do momentu, gdy świat pęczniał już w oczekiwaniu na zmiany, które przerwą lub choć naruszą obłudny, zaklęty krąg obezwładniających konwenansów. Wśród tej zachwycającej wizualnie, ale zdecydowanie gorzkiej w smaku układanki znajduje się miejsce dla Carol i Therese – dwóch kobiet, które zaczynają darzyć się uczuciem.

Tytułowa piękna, dystyngowana i dobrze sytuowana Carol (Cate Blanchett) ma już część życia za sobą. Tkwi w złotej klatce, z zazdrosnym, porywczym mężem, którego nie kocha. Dusi się, jest świadoma tego, że obecne życie jej nie satysfakcjonuje, ale obawia się diametralnej zmiany. W końcu ma dużo do stracenia. Therese (Rooney Mara) dopiero wchodzi w dorosłość, dalej nie wie, czego chce i jak sama przyznaje: na wszystkie propozycje odpowiada tak". Marzy o pracy fotografki, ale nie jest pewna swoich umiejętności, nie może się przekonać do złożenia portfolio w redakcji Timesa. Pewnego dnia, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, drogi kobiet się przecinają. Carol wstępuje na zakupy do centrum handlowego, w którym pracuje Therese i zamawia u niej prezent dla córki. Na ladzie pozostawia skórzane rękawiczki i ten przedmiot staje się jednym z pierwszych, istotnych w filmie symboli.

carol gutek2

Takich symboli w obrazie Haynesa jest znacznie więcej i jest to chyba najciekawszy zabieg reżysera oraz osób odpowiadających za scenografię i kostiumy. Carol oddaje hołd wizualnej wirtuozerii lat 50. Zasadne będą tu skojarzenia z serialem Mad Men, ale twórcom Carol udało się jeszcze lepiej tchnąć życie w umiejscowione na planie przedmioty – zamienić rekwizyty w atrybuty. I tak elektryczna kolejka z działu zabawek staje się intymnym łącznikiem między dwójką kobiet; szminka, którą Carol podaje Therese – symbolem dojrzałości oraz wysublimowanej i jednocześnie drapieżnej kobiecości, aparat fotograficzny – bezpiecznym schronieniem przed ludźmi, ale tez materializacją potrzeby emancypacji, niezależności i realizacji pragnień zawodowych, a schowany gdzieś między ubraniami rewolwer – zwiastunem tego, że w tej melodramatycznej opowieści o miłości musi wydarzyć się coś złego. W erze kultu przedmiotów, a zarazem czasie, gdy kolejne z nich stają już tylko liniową reminiscencją, automatycznym powieleniem pozbawionym indywidualizmu, reżyser każe nam zwracać szczególną uwagę na właśnie na obiekty-symbole. To one, doskonale pokazane na zdjęciach Eda Lachmana, mówią o statusie, uczuciach i obawach bohaterów. Nieraz mówią więcej, niż sami bohaterowie, którzy wplątani w grę pozorów, nie zawsze potrafią być szczerzy z innymi lub z samymi sobą.

Choć w Carol na pierwszy plan wysuwa się dopracowana sfera wizualna, obrazowi Todda Haynesa nie można odebrać też innych walorów. Na wysokim poziomie jest zdecydowanie gra aktorska. Rooney Mara potrafi zawrzeć w postaci Therese wiele niejednoznaczności. Balansuje na granicy, rozszerza swoje sarnie oczy przypominające te należące do Audrey Hepburn, ale nie zamienia się w nijaką pensjonarkę, którą trzeba od początku do końca prowadzić za rękę. Blanchett tymczasem olśniewa i drażni jednocześnie, przeobraża się w perfekcyjną femme fatale lat 50. Dźwięk jej głosu, sposób poruszania, mimika naznaczona pewną sztucznością, maniera zawarta w każdym spojrzeniu – wszystko to składa się na czar, który nie opuszcza Carol, a pod którym kryje się jednak melancholia i paląca potrzeba wolności.

carol film

Haynes, sam będący homoseksualistą, oparł swoją historię o powieść Patricii Highsmith Cena soli. Reżyser na dobre zadomowił się już w przeszłości. Po Daleko od nieba, filmie osadzonym w latach 50. i Mildred Pierce, serialu opowiadającym o latach 30., przyszedł czas na Carol. Kolejny hołd dla epoki, ale i kina, którego już nie ma. Hołd nietypowy, bo ukazujący wyraźnie ambiwalentne uczucia Haynesa do minionych dekad – pięknych, ale podporządkowanych stereotypom. W Carol sporo jest melodramatyczności i ckliwości jakby pożyczonej od Douglasa Sirka oraz innych reżyserów doby technikoloru, ale na szczęście ta melodramatyczność jest na tyle przefiltrowana, że Carol nie ociera się o banał. Historia zakazanej miłości wzbudziła zachwyty w Cannes, film ma również szansę na 6 Oscarów.

Na ekrany polskich kin produkcja trafi 4 marca. Redakcja enter the ROOM objęła patronat medialny nad tytułem.

carol film

carol film

Fot. materiały prasowe